Analizują konflikt w Syrii nietrudno dostrzec, że mamy w dużym stopniu do czynienia z wojną na tle religijnym. Podobne tarcia obserwujemy w Iraku i Libanie, a także w innych krajach. Sytuacja wewnętrzna wielu krajów Bliskiego Wschodu jest bardzo niestabilna i w wielu wypadkach wystarczy iskra, by wzniecić ogień.
Dwa lata temu nic nie zapowiadało, że syryjski konflikt zamieni się w krwawą wojnę o podłożu religijnym, a ta szybko odpryśnie na sąsiedni Liban, często nazywany zwierciadłem Syrii. Tarcia na tle wyznaniowym są także bardzo dobrze widoczne w Iraku. Wydaje się, że eskalacja tych tarć jest tylko kwestią czasu. Bliski Wschód okryła ciemna chmura wewnętrznych konfliktów wyznaniowych usilnie potęgowana przez najważniejsze ośrodki w regionie; z jednej strony szyicki Iran, z drugiej sunnicki Katar, Arabię Saudyjską i Turcję.
Rozdział syryjski
Gdy w marcu 2011 roku Syryjczycy postanowili wyjść na ulicę nic nie zapowiadało, że ich walka będzie zupełnie inna niż ta w Egipcie czy Tunezji. Nic nie zapowiadało, że konflikt zmieni się w krwawą wojnę domową, a z czasem również i wojnę o podłożu religijnym. Zginęło już ponad 70 tysięcy ludzi. Na chwilę obecną wyemigrowało ponad milion Syryjczyków, a połowę z nich stanowią dzieci. Powstańcy pomimo tego, że w ostatnim czasie osiągnęli wiele sukcesów militarnych nie są w stanie pokonać armii rządowej. Z kolei reżim nie jest w stanie zdławić rewolucji. Sytuacja jest patowa.
Na początku powstanie przeciwko Baszarowi al-Asadowi nie miało znamion walki religijnej. Z czasem jednak konflikt przerodził się w regularną wojnę domową, a wyznanie zaczęło mieć dominujące znaczenie. Rządzący od ponad 40 lat ród Asadów należy do religijnej mniejszości – alawitów (około 12% społeczeństwa). Aby zapewnić sobie ciągłość władzy przez dekady zaplanowano, że na najważniejsze urzędy w państwie powoływani będą jedynie alawici, najlepiej ci zaprzyjaźnieni z panującą rodziną. Dodatkowo wypracowano odpowiedni system represji, który miał uniemożliwić wszelką działalność antysystemową. Mimo, że dochodziło do zbrojnych wystąpień, taki system utrzymywał się przez ponad cztery dekady. Marginalizowani sunnici w końcu poczuli swoją szansę i aktywnie wsparli syryjską rewolucję, nadając w końcu jej bieg. Dzisiaj możemy mówić o walkach sunnickich powstańców z alawickim reżimem. Obie strony są wspierane: powstańcy przez zagranicznych sunnickich ochotników, reżim przez zagraniczne bojówki szyickie (również alawitów). Należy nałożyć na to wpływy zagraniczne – sunnickiej Arabii Saudyjskiej, Kataru i Turcji oraz szyickiego Iranu i częściowo Iraku. Syryjski konflikt z dnia na dzień coraz bardziej się radykalizuje, a syryjską granicę przekracza coraz więcej radykalnych ochotników. Głos opozycji to coraz częściej głos dżihadystów. Wielu ekspertów jest zdania, że brak zachodniej pomocy dla grup umiarkowanych doprowadzi do jeszcze większej radykalizacji.
Libańskie zwierciadło
Mówi się, że jeśli coś się dzieje w Syrii to w niedługim czasie odbije się to w sąsiedzkim Libanie. I rzeczywiście nie trzeba było długo czekać na eskalację konfliktu, który pojawił się i tutaj. Mimo, że mamy tu do czynienia z tarciami, a nie wojną to należy być bardzo wyczulonym na każde tego typu wydarzenia. Szczególnie, że Liban był miejscem wojny domowej, która zagarniała krwawe żniwa przez 15 lat. Wtedy element wyznaniowy był również kluczowy.
Liban, podobnie jak Syria, jest krajem wielowyznaniowym. Z jednej strony mamy muzułmanów (około 60%), których dzielimy na sunnitów i szyitów (także alawitów). Z drugiej mamy chrześcijan. Sunnici wspierają oczywiście swoich współwyznawców po drugiej stronie granicy. Szyici, często naturalni sojusznicy alawitów, wspierają reżim Baszara al-Asada. Szyicka organizacja Hezbollah aktywnie włączyła się w konflikt po stronie rządowej. Syryjscy powstańcy wielokrotnie apelowali już do tej grupy o zaprzestanie działalności na ich terytorium. Libańscy alawici także wspierają syryjski reżim. Wielu ekspertów wskazuje na podział – Sojusz 14 Marca (antysyryjski) oraz Sojusz 8 Marca (prosyryjski). O względy chrześcijan, którzy nadal są podzieleni, rywalizują oba ośrodki. Dla Libanu tarcia pomiędzy wyznaniami to ogromny problem, który wraz z eskalacją wydarzeń w Syrii będzie narastał. Należy dodać do tego ogromną falę imigracji z Syrii i coraz mocniejsze tąpnięcia w gospodarce.
Iracka układanka
Od czasu inwazji międzynarodowej koalicji w marcu 2003 roku zginęło w Iraku ponad 112 tysięcy cywilów. Każdego roku ginie tu od 4 do 5 tysięcy ludzi, a nadal nie widać zakończenia konfliktu wewnętrznego. W ostatnim czasie społeczność sunnicka, czując się marginalizowana, zorganizowała szereg demonstracji. Dziesiątki tysięcy sunnitów protestowało w wielu miastach Iraku (m.in. w Faludży i Ramadi) przeciwko premierowi Nuriemu al-Malikiemu i szyickiemu rządowi, który ma dyskryminować ich wspólnotę. Kroplą przelewającą czarę goryczy było aresztowanie ochroniarzy i współpracowników ministra finansów Rafii al-Isawiego. Nastroje szybko wykorzystały ugrupowania terrorystyczne, z Islamskim Państwem w Iraku na czele, które wezwały do walki z rządem. W ostatnich dniach miało miejsce inne znaczące wydarzenie. Kilkudziesięciu żołnierzy syryjskiej armii rządowej uciekając przed powstańcami przedostało się do Iraku. W drodze powrotnej, eskortowani przez iracką armię, zostali zaatakowani przez sunnicką grupę Islamskie Państwo w Iraku. Zginęli żołnierze i syryjscy i iraccy. Na uwagę zasługuje fakt, że konwój zaatakowany został w zachodniej prowincji al-Anbar, gdzie znajduje się miasto Ramadi, jedno z miejsc sunnickich demonstracji.
Irak jest państwem wielowyznaniowym i wieloetniczym. Większość społeczeństwa stanowią Arabowie, ale istnieje duża grupa Kurdów, stanowiąca nawet 1/5. Muzułmanie dominują, ale również są podzieleni: szyici stanowią większość (około 65%), sunnici są w mniejszości (około 35%). Do czasu zachodniej interwencji ster rządów prowadzili sunnici, marginalizując szyitów. Po 2003 roku sytuacja odwróciła się i to sunnici czują się obecnie poszkodowani. Walki tych dwóch odłamów zbierają krwawe żniwo; zamachy i zabójstwa są na porządku dziennym. W czasie okupacji Iraku przez zachodnie wojska niektóre bojówki terrorystyczne ograniczały na nie ataki, skupiając się na atakowaniu współobywateli o innym wyznaniu. Słynny Abu Musab az-Zarkawi największe zagrożenie widział w szyitach, nawet większe niż w stacjonujących w Iraku wojskach zachodnich. „Cierpienia, jakich sunnici doznali i nadal doznają ze strony szyitów, są znacznie gorsze od tego, co im zgotowali Amerykanie” mówił w swoich komunikatach. Wojna w Syrii potęguje jeszcze bardziej nastroje wewnątrz Iraku, a dodatkowo iraccy ochotnicy często biorą w niej udział. Po stronie reżimu walczą iraccy szyici, po stronie powstańców sunnici, często już weterani. Iracki rząd, będący w dużym stopniu pod wpływem Iranu, po cichu wspiera al-Asada.
Przyszłość regionu
Wojna w Syrii zatacza coraz szersze koła wpływając na coraz więcej państw. Im dłużej ten konflikt będzie trwał, tym gorsze przyniesie skutki. Eskalacja przemocy w krajach sąsiedzkich takich jak Liban czy Irak może doprowadzić do kolejnych wojen domowych. Oba państwa w swojej najnowszej historii już przerabiały ten rozdział. Dlatego tak łatwo rozdrapać niezagojone jeszcze rany. Należy także pamiętać o aspekcie kurdyjskim syryjskiego konfliktu i jego wpływie na Turcję i Irak.
W Syrii sytuacja jest patowa; armia rządowa nie jest w stanie zdławić powstania, powstańcy nie są w stanie obalić reżimu. Wydaje się, że al-Asad będzie walczył do końca; w jednym z wywiadów powiedział, że tu się urodził i tu umrze. Nie wiadomo także co stanie się z Syrią po zwycięstwie powstańców – czy powtórzy się libijski scenariusz i opozycja będzie walczyła, tym razem ze sobą, czy do władzy dojdą radykałowie, czy może umiarkowanej opozycji uda się zapanować nad chaosem i zbudować system demokratyczny. Może dojść także do podziału kraju. Jedno jest pewne – im dłużej ta wojna będzie trwać, tym więcej ludzi straci życie lub dorobek życia. Albo ucieknie z kraju.
Podział w społeczeństwach wielu krajów Bliskiego Wschodu jest coraz bardziej widoczny. Wojna sunnicko-szyicka (włączając w to alawitów) jest bardzo żywa i z czasem będzie potęgować. Docierając do wielowyznaniowych krajów regionu spotęguje antagonizmy religijne. W wielu z nich wystarczy iskra, by wzniecić ogień bratobójczej wojny. Za wszystkim stoją państwa regionu (m.in. Iran i Arabia Saudyjska) i światowe mocarstwa (m.in. Rosja i Stany Zjednoczone). Pamiętajmy jednak, że występują wyjątki od tej reguły i sztywne ramy sunnicko-szyickie nie wszędzie pasują. Bardzo często pojawiają się jeszcze antagonizmy plemienne, rodzinne, klanowe, narodowe. W dużej mierze jednak, czasami upraszczając, taki podział się sprawdza.
Artykuł opublikowany został także w serwisie Newsweeka.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.