Jak podaje NATO, niedzielne bombardowania Trypolisu poważnie uszkodziły kwaterę Kaddafiego. Rząd brytyjski optymistycznie stwierdził jakoby dotychczasowe ataki RAF-u zasadniczo ograniczyły militarny potencjał dyktatora. Jak się jednak wydaje, droga do obalenia Kaddafiego staje się coraz dłuższa.
Officer RAF-u i rzecznik brytyjskiego dowództwa, Nick Pope informował wczoraj o zniszczeniu części kwatery Kaddafiego zwanej Bab al-Aziziyah. Jak mówił Pope:
Przez dziesiątki lat zza tych murów rządził despota, który ukrywał się przez Libijczykami. Bab al-Aziziyah to nie tylko część osobistej kwatery Kaddafiego, to centrum jego dyktatorskiego reżimu, miejsce skąd dowodził i kontrolował swój militarny potencjał.
Pomimo optymistycznego a zarazem przepełnionego poczuciem misji języka oświadczenia brytyjskiego dowództwa, Kaddafi wciąż kontroluje swój wcale nie mały potencjał, a trwająca przeciwko niemu rebelia od dwóch miesięcy stoi w martwym punkcie.
Zarówno jednak rebelianci jak i generalicja NATO zdają sobie sprawę, że dzień, w którym rebelianckie wojska wejdą do Trypolisu staje się coraz bardziej odległy. W ostatnich tygodniach front jest spokojny, wiele oddziałów kryje się przed upałem. Ofensywa stoi w miejscu. Rebelianccy przywódcy jednak wiedzą, że jeśli mają Kaddafiego obalić, prędzej czy później będą zmuszeni dokonać próby zdobycia dwóch silnie uzbrojonych miast leżach na drodze do stolicy kraju: Zlitan i Khums – oba pod kontrolą wojsk Kaddafiego. Dodatkowo, jak twierdzą niektóre źródła, wbrew temu co podają sami rebelianci w rękach Kaddafiego pozostaje kluczowe dla konfliktu miasto Brega. Brenga to znajdujący się 160 km od Trypolisu strategiczny ośrodek przemysłu naftowego.
Wojska rebelianckie niewiele skorzystały na dotychczas zastosowanej taktyce. Mimo, że rebelianckie władze oficjalnie są pełne animuszu i starają się mieć jak najlepsze relacje z alianckim dowództwem, to ich żołnierze są zmęczeni. Wiele oddziałów walczących na lokalnych odcinkach frontu skarży się na niedostateczne wsparcie lotnictwa.
W obliczu dotychczasowych niepowodzeń, skuteczność ewentualnej walki o silnie uzbrojone miasta staje pod znakiem zapytania. Zdobycie obydwu ośrodków nie będzie możliwe bez zwiększenia zaangażowania militarnego NATO. Najskuteczniejszą metodą była by interwencja lądowa. Jest to jednak scenariusz wybitnie mało prawdopodobny, głównie ze względu na różnice pomiędzy samymi koalicjantami. Jednym z ważniejszych aktorów rozgrywających libijski konflikt jest USA i nie należy się spodziewać, by w obliczu finansowego kryzysu jak i zbliżającej się kampanii wyborczej Biały Dom chciał się angażować w kolejny konflikt.
Poza wstrzemięźliwym stanowiskiem USA wciąż aktualny jest problem międzynarodowej legitymacji interwencji. Część dotychczasowych posunięć NATO wzbudziła protesty Chin i Rosji (stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ). Oba kraje argumentują, że celem mandatu w postaci 1973 Rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ była ochrona humanitarna ludności cywilnej, nie akcja polityczna.
Szczególnie jednoznaczne stanowisko zajmuje dyplomacja rosyjska, która ostro reagowała na cześć posunięć NATO. Jak argumentował rosyjski Minister Spraw Zagranicznych Siergiej Ławrow, Rosja zawiodła się na zachodnich sojusznikach i ich interpretacji rezolucji. Jak mówił Ławrow:
Pomimo zastrzeżeń uznaliśmy ostatecznie, że strefa zakazu lotów może być dobrym narzędziem ochrony cywili (…) Ale nie porozumieliśmy się w sprawie szczegółów, nie uzgodniliśmy co zakaz lotów miał oznaczać w praktyce. Potem okazało się, że zakaz oznacza bombardowania, niedawno okazało się ze oznacza użycie helikopterów. Jest to dowód na to, że interwencja militarna nie jest neutralna i opowiada się po jednej stronie.
Sama treść rezolucji głosi, że kraje uczestniczące w interwencji zobowiązują się do:
Podjęcia wszelkich możliwych kroków (…) w celu ochrony cywili i obszarów zamieszkanych przez ludność cywilną przed zagrożeniem ataków (…) wyłączając okupację obcych sił militarnych jakiejkolwiek części libijskiego terytorium.
Jak argumentuje rosyjska dyplomacja paragraf 4 stał się podstawą nie tyle do zapobieżenia kryzysowi humanitarnemu co do ataków militarnych na reżim libijski, co oznacza raczej realizowanie celów politycznych. Szerokie pole interpretacyjne paragrafu 4, które pozwala na aplikację ataków na cele militarne, włączając całą infrastrukturę, także poza lotniczą (włączając składy amunicji, baraki, koszary, pojazdy czy kwatery libijskich dygnitarzy) stało się podstawą do zastosowania helikopterów, których zadaniem taktycznym jest głównie walka z oddziałami naziemnymi; usankcjonowało sprzedaż broni i dozbrajanie rebeliantów (jak informowało Le Figaro, Francja przekazała libijskim rebeliantom 40 ton broni, część rewelacji została potwierdzona przez pułkownika Sztabu Generalnego Francji Thierriego Burkhard).
Innym ograniczeniem zwiększenia militarnego zaangażowania są kwestie finansowe.
Jak pisało Los Angeles Times, USA wydaje 2 mln dolarów dziennie na pokrycie kosztów obecności swojej armii w Libii. Podawane w przewidywaniach koszty były znacznie niższe.
Podobnie wygląda sytuacja w Wielkiej Brytanii. Po podjęciu decyzji o akcji militarnej, rząd brytyjski zapewniał, że wojna będzie kosztowała kilkadziesiąt milionów funtów. Tymczasem jak podawał Independent gabinet Camerona wydał do tej pory ponad 100 milionów funtów (dane z początku lipca). Przewidywana mówią, że suma urośnie do miliarda z początkiem października. Kontynuacja interwencji może okazać się niemożliwa także ze względu na niezadowolenie opinii publicznej, niechętnej dodatkowym wydatkom w czasach kryzysu.
Wątpliwości co do zasadności dalszej interwencji ujawniły się obliczu dyskusji na przedłużeniem mandatu NATO. Mimo, że 1 czerwca ostatecznie mandat przedłużono o kolejne 90 dni, to dyskusją nad jego zasadnością nie była pozbawiona kontrowersji, z szeregów jedności euro-atlantydzkiej chciała się między innymi wycofać Norwegia.
Szczególnie ważne dla przyszłości konfliktu decyzje podjęto w przeciągu ostatnich dwóch tygodni. Obiektywne trudności jak i zbliżający się ku końcowi mandat NATO skłoniły polityków krajów tzw. Libijskiej Grupy Kontaktowej (koalicjanci NATO oraz członkowie Ligii Państw Arabskich) do nasilenia zabiegów dyplomatycznych. Najważniejszym z nich była decyzja uznania złożonej z rebeliantów Tymczasowej Rady Narodowej (TRN) za legalną, prawowitą władzę Libii. Decyzja usankcjonowała ponadto możliwość wsparcia rebeliantów poprzez odmrożenie zablokowanych libijskich aktywów oraz uruchomienie funduszy pomocowych. Same Stany Zjednoczone zapowiedziały przekazanie 30 mld dolarów.
Mimo, że decyzja grupy kontaktowej jest wymierzona we władzę Kaddafiego, to bynajmniej nie oznacza ona konieczności dalszego wysiłku militarnego na rzecz obalenia dyktatora. Wręcz przeciwnie, może stać się bowiem silną karta przetargową w rokowaniach dyplomatycznych. Jak do tej pory, przyznanie pieniędzy jest uzależnione od dość ogólnie sformułowanych wytycznych. Jak mówiła Hillary Clinton decyzja o przekazaniu pieniędzy została uwarunkowana zobowiązaniem TRN do przeznaczenia funduszy na cele humanitarne oraz wolą podjęcia się pokojowego, transformacyjnego procesu demokratyzacji kraju.
Jednocześnie nie można wykluczyć, że odmrożenie funduszy może być uwarunkowane także innymi wytycznymi. Jest bowiem możliwe, że w przypadku negocjacji prowadzących do podziału władzy czy przekazania władzy przez Kaddafiego zamrożone miliardy dolarów staną się silnym argumentem przekonującym TRN do większej elastyczności.
Decyzje jak i sama postawa rebelianckiego rządu tymczasowego nie są suwerenne, pozostają one właściwie całkowicie uzależnione od procesu decyzyjnego grupy kontaktowej. Mimo, że jak się można domyślać, rewolucja w Libii wybuchła spontanicznie dziełem samych Libijczyków, to jej przyszłość jak i rozstrzygnięcia zależą od woli militarnej bądź dyplomatycznej NATO.
Kraje NATO z kolei nasilają inicjatywę dyplomatyczną. 20 lipca, francuski Minister Spraw Zagranicznych Alain Juppe zasugerował, że w obliczu możliwego procesu dyplomatycznego Kaddafi mógłby pozostać w Libii. Francuska dyplomacja poinformowała o wszczętych negocjacjach w sprawie, z rządem rebelianckim. Jak mówił Juppe:
Jedną z branych pod uwagę alternatyw rozwiązania konfliktu jest proces negocjacyjny, który umożliwiłby Kaddafiemu pozostanie w kraju. Jednakże pod jednym warunkiem… musiałaby on całkowicie wycofać się z życia politycznego.
Zgodnie z informacjami Francuzów, rebelianci, którzy początkowo kategorycznie sprzeciwiali się pozostaniu Kaddafiego w kraju, są coraz bardziej przekonani do zaproponowanej alternatywy. Mimo, że na daną chwilę możliwość negocjacji opartych o gwarancję nietykalności Kaddafiego pozostaje w sferze spekulacji, to dotychczasowe rewelacje w sprawie przekonują o możliwości takiego scenariusza.
Minister Spraw Zagranicznych w rządzie Kaddafiego Abdelati Obieidi udał się 24 lipca na dyplomatyczną misję do Kairu, gdzie spotkał się z przedstawicielami dyplomacji egipskiej. Jak informowały libijskie źródła rządowe
Obeidi spotkał się z licznymi urzędnikami egipskimi, celem dyskusji nad rozwojem ostatnich wydarzeń w Libii, jak i wypracowania porozumienia w sprawie pokojowego zakończenia konfliktu.
Kairskie spotkanie potwierdziło krystalizującą się w ostatnich tygodniach tendencję libijskiej dyktatury skłaniającą się ku dyplomatycznym alternatywom.
W piątek 22 lipca, rzecznik rządu reżimowego Mussa Ibrahim poinformował o woli negocjacji w rządem rebelianckim, które mogłyby odbyć się pod nadzorem USA. Dodatkowo, Mussa odkrył, że przedstawiciele libijscy spotkali się tydzień wcześniej z dyplomatami USA.
Jak mówił Mussa, spotkanie przyniosło „obiecujące rezultaty.” Warto podkreślić, że do spotkania doszło zanim USA poparły rząd rebeliancki uznając go za prawowitą władzę. Mimo, że wpływ owego kontaktu na decyzje USA w kwestii uznania rebeliantów pozostaje niewiadomą, to fakt, że dyplomacja Kaddafiego podjęła inicjatywę w obliczu zbliżających się rozstrzygnięć grupy kontaktowej świadczy o racjonalizującym się stanowisku strony reżimowej.
Należy jednakowoż podkreślić, że ewentualny proces negocjacji, podziału władzy czy przekazania władzy w ręce rebeliantów jest silnie uzależniony od stanowiska samego Kaddafiego.
Sam dyktator zdaje sobie zapewne sprawę, że międzynarodowa dyplomacja nie jest w stanie zagwarantować jego osobistego bezpieczeństwa. Półkownik wie, że w obliczu dotychczasowej eskalacji konfliktu nie może być pewny posunięć rebeliantów, którzy mogą zechcieć go ukarać. Nawet jeśli państwa grupy kontaktowej wynegocjują gwarancje dla jego obecności w Libii, to nie będą w stanie zabezpieczyć jego nietykalności. Jak się bowiem można spodziewać, w przypadku prób postawienia Kaddafiego przed libijskim sądem państwa zachodnie reagować nie będą.
Z punktu widzenia Kaddafiego więc, jakiekolwiek próby negocjacyjne nie są wystarczająco atrakcyjne. Jedyną alternatywą byłoby szukanie schronienia poza granicami kraju, to jednak może być utrudnione ze względu na decyzję haskiego Międzynarodowego Trybunału Karnego, która stawiając Kaddafiego w stan oskarżenia o zbrodnie wojenne otwiera możliwość jego aresztowania przez każdy kraj członkowski trybunału.
Nie bez znaczenia dla postawy Kaddafiego dla powyższego problemu będą wydarzenia w kraju z Libią sąsiadującym – Egipcie. Jeśli bowiem zapowiadany proces Mubaraka zakończy się surową karą (możliwe, że karą śmierci) postawa Kaddafiego stanie się jeszcze bardziej nieprzejednana.
Wraz z końcem sierpnia kończy się mandat NATO nad dowództwem interwencji w Libii. Na daną chwilę trudno jest przewidzieć czy państwa członkowskie zdecydują się po raz kolejny go przedłużyć. Jak jednak pokazują wydarzenia ostatnich dwóch tygodni, grupy kontaktowej czynią coraz więcej kroków w kierunku rozwiązania, w którym dalsza obecność militarna nie będzie konieczna.
Mimo zasadniczych trudności w oszacowaniu ilości ofiar, najbardziej wiarygodne statystyki podawane przez większość źródeł określają liczbę poległych na około 10 000. (w tym 900 cywili zabitych przez wojska koalicji i rebeliantów oraz około 9 tys. zabitych przez wojska Kaddafiego.)
Źródła: Reuters, Independent, AP, ABC News, Al-Ahram, Press TV, Los Angeles Times
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.