Poniedziałkowy zamach w Bagdadzie był jednym z najpoważniejszych ataków terrorystycznych tego roku. Samobójca zabił 29 osób. Jak do tej pory żadna z organizacji nie wzięła odpowiedzialności za zamach. Nasilające się ataki stawiają pod znakiem zapytania przyszłość amerykańskich planów wycofania oraz przypominają o wciąż aktualnych problemach agresji na tle wyznaniowym.
Do zamachu doszło w największym szyickim meczecie Bagdadu. Główny Imam meczetu, znany z płomiennych, wymierzonych w fundamentalistów kazań, Achmed Abdulghafur al-Samarri obwinił al-Kaidę. Al-Samarii w wywiadzie dla irackiej telewizji al-Szarqija mówił:
Nie ma wątpliwości, że za atakiem stoi al-Kaida. Terroryści chcą nas wciągnąć w domową wojnę ale im się nie uda. Staniemy przeciwko kryminalistom i bluźniercom
Jeśli zamach rzeczywiście okazałby się dziełem al-Kaidy oznaczałoby to zwrot w taktyce organizacji, która w ostatnich miesiącach skupiła się głównie na zamachach wymierzonych w funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa i polityków.
Dotychczasowe ataki irackiej al-Kaidy były organizowane przeważnie jako akty o znaczeniu propagandowym, nie strategicznym. Zamachy skierowane we władzę i aparat nacisku miały udowodnić słabość irackiego reżimu, zdyskredytować obecność wojsk koalicyjnych oraz udowodnić wydolność operacyjną organizacji w obliczu strat personalnych (likwidacja Bin Ladena oraz śmierć szefa Irackiej Al-Kaidy Abu Huthaifa al-Batawi znanego jako „Emir Bagdadu”, który został zastrzelony w maju 2011).
Część komentatorów jest zdania, że poniedziałkowy zamach może świadczyć o przewartościowaniu priorytetów organizacji. Możliwe, że iracka Al-Kaida chce doprowadzić do zaognienia uśpionych wyznaniowych i etnicznych zatargów, co miałoby stać się wstępem do destabilizacji i wojny domowej. Zgodnie z operacyjnymi założeniami Al-Kaidy „wojna wszystkich ze wszystkimi” miałaby posłużyć jako narzędzie intensyfikacji subiektywnie pojmowanego dżihadu, którego celem ma być wprowadzenia islamskiego kalifatu.
Podobną genezę miała wywołana przez Al-Kaidę w 2006 iracka wojna domowa, której bezpośrednim zapalnikiem był zamach na szyicki meczet w Samarze. Konflikt bardzo szybko przekształcił się w chaotyczną wojnę pomiędzy sunnicką al-Kaidą a szyickim oddziałami reprezentowanymi głównie przez Sadrystów z Dżajsz al-Mahdi. Głównym frontem egzekucji, samobójczych ataków, porwań i eksplozji stał się Bagdad.
Pomiędzy 2006 a 2007 rokiem w mieście panował chaos a jedyną władzą były uzbrojone bojówki organizacji, które podzieliły Bagdad na strefy wpływów. Podział przebiegł głownie na linii: szyicki wschód i północ, sunnicki zachód i południe. Przywrócenie władzy reżimu Irackiego i oczyszczenie miasta z bojówek dokonało się pomiędzy marcem a listopadem 2007 roku, siłą liczącej 90 tys. żołnierzy koalicyjnej armii. Agresja pochłonęła życie 7500 cywili.
W wyniku walk przewagę w mieście zdobyli szyici, którzy zdominowali większość dzielnic miasta. Część dzielnic, która do czasu wybuchu konfliktu miała status mieszany (np. Karadah czy Rusaka) lub zdominowany przez sunnitów (Kadimija) została włączona w szyickie strefy wpływów. W efekcie konflikt, który wybuchł jako eskalacja sunnickiego resentymentu dodatkowo osłabił pozycję uprzywilejowanych niegdyś sunnitów.
Mimo nałożenia na miasto wspólnej szyicko-sunnickiej kontroli, frustracja wciąż stanowi problem zapalny, który może być łatwo wykorzystany przez sunnickich radykałów, w tym al-Kaidę.
Problem staje się szczególnie istotny w obliczu układu sił we władzach centralnych. W wyniku zeszłorocznych wyborów, wyjątkowo silną pozycję uzyskali szyici: świecki choć złożony z ugrupowań szyickich, przewodniczony przez Nuriego al-Maliki, drugi w wyborczym wyścigu, Sojusz Państwa Prawa (SPP) – 24% głosów i 89 miejsc w parlamencie oraz reprezentujący religijne kręgi szyitów, powiązany z bojówkarzami Sadystów oraz organizacji Badr, plasujący się na trzeciej pozycji, przewodniczony przez Ibrahima al-Dżafariego, Narodowy Sojusz Iracki (NSI) – 18% głosów i 58 miejsc.
Wybory wygrał powołany jako świecka, ponad-wyznaniowa reprezentacja wszystkich Irakijczyków, przewodniczony przez Ajada Alawiego blok Irakija – 25% głosów. Mimo zwycięstwa, Alawiemu nie udało się jednak obsadzić urzędu premiera, który za sprawą poparcia Sojuszu Kurdyjskiego (SK) przypadł Malikiemu. Dzięki współpracy z Malikim SK, mimo zdobycia jedynie 14% głosów, ostatecznie obsadził szereg kluczowych stanowisk w koalicyjnym rządzie oraz uzyskał nominację prezydencką dla swojego kandydata Dżalala Talabaniego.
W efekcie zawartej jesienią 2010 umowy koalicyjnej pomiędzy SPP, Irakiją, NSI i SK, blok Alawiego zdołał obsadzić swymi politykami jedynie 11 z 45 ministerstw co dodatkowo osłabiło Irakiję. Wzrosła tym samym i tak silna pozycja reprezentującego szyitów Malikiego.
W wyniku kontrowersji wokół obsadzenia urzędów zawarto konsensus przewidujący utworzenie nowego organu – Narodowej Rady Spraw Strategicznych, której szefem miał zostać Alawi. Jednocześnie zapowiedziano obsadzenie stanowiska ministerstwa obrony kandydatem ze środowiska Alawiego.
Kształt porozumienia miał w założeniu zrównoważyć pozycję Malikiego. Żadne z uzgodnień nie zostało jednak wprowadzone. Maliki zachował tym samym silną pozycję a dzięki poparciu Kurdów i części przeciwnych Alawiemu polityków Irakiji, jego pozycja jako premiera pozostała niezagrożona.
Słaba pozycja bloku Alawiego przekłada się na niedostateczną reprezentację środowiska sunnickich arabów. Mimo że sam Alawi jest szyitą, to ponad-wyznaniowy charakter jego organizacji mógłby być teoretycznie platformą kanalizacji oczekiwań sunnickiego elektoratu. W zdominowanym przez szyitów i Kurdów parlamencie sunnicki głos jest jednak praktycznie nie reprezentowany. Poza Irakijją sunnici nie mają aktualnie żadnej znaczącej reprezentacji. Przedstawiciele typowych arabskich partii sunnickich nie zdobyli poparcia. Jednym z największych przegranych zeszłorocznych wyborów był sunnicki Iracki Front Zgody (IFZ) Tawafuq, który uzyskał jedynie 2.5% głosów, co wystarczyło na obsadzenie jedynie 6 parlamentarnych mandatów.
Niedostateczna reprezentacja sunnitów może stać się użytecznym narzędziem propagandy sunnickich radykałów, których spektrum obejmuje nie tylko dżihadystów al-Kaidy, ale również środowiska skupione wokół Dżajsz Ridżal al-Naqshabandi – organizacji, która brała czynny udział w walkach z bojówkami szyickimi oraz Ruchem Sunnickiego Przebudzenia – koalicji sunnickich szejków i klanów, która została wykorzystana przez USA jako oponent al-Kaidy.
Część analityków podkreśla, że niedostateczna reprezentacja sunnitów w organach władzy państwowej jest wprost proporcjonalna do poparcia jakiego sunnici udzielają organizacjom radykalnym.
Jak uważają niektórzy komentatorzy, poniedziałkowy atak może być początkiem kanalizacji sunnickiej frustracji jak i próbą walki o strefy wpływów w obliczu zbliżającego się wycofania wojsk amerykańskich.
Możliwe jest, że poprzez atak na sunnicki meczet al-Kaida chce doprowadzić do eskalacji na linii sunnici – szyici. Powodem dla którego al-Kaida zdecydowała się na zamach na sunnicki meczet mogła być kalkulacja, która zakłada, że sunnicka ulica Bagdadu zinterpretuje zamach jako dzieło szyitów.
Jednocześnie, nie jest wykluczone, że zamach jest dziełem jednej z fundamentalistycznych organizacji szyickich. Na trop może wskazywać samobójczy charakter zamachu typowy dla operacji radykałów szyickich.
Radykalizm szyicki jest głównie reprezentowany przez Badr oraz Sadystów z Armii Mahdiego, organizacje których reprezentanci weszli w skład NSI. Mimo przeważającej reprezentacji szyitów w parlamencie radykałowie obydwu organizacji mają jednak powody do niezadowolenia, gdyż ich przywództwo musiało się zgodzić na redukujący ich wpływy pakt koalicyjny z Kurdami i Irakijją.
Mimo, że autorzy i motywacje poniedziałkowego zamachu pozostają nieznane to jak się można domyślać ataki radykałów będą się nasilać wraz z momentem wycofania Amerykanów. Dotychczas nierozwiązane problemy wyznaniowe jak i aspiracje bojówek, mierzące w zdobycie kontroli nad pozostawioną przez Amerykanów lukę bezpieczeństwa mogą przełożyć się na długotrwałą destabilizację.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.