– Kiedy do domu wszedł żołnierz i uderzył mojego tatę, nie wytrzymałem- powiedział dwudziestodwuletni Hasan, artysta z Nablusu. Rysuje ptaki i łodzie. Wolne ptaki i łodzie z rozdętymi żaglami, które mogą płynąc dokąd chcą ich sternicy.
– Skoczyłem na niego i też go zacząłem bić- ciągnął.- I tyle. Poszedł sobie. To normalne
Hasana spotkaliśmy zupełnie przypadkowo, włócząc się po ulicach Nablusu, który poznałam podczas mojej samotnej wędrówki po Zachodnim Brzegu Jordanu dwa lata temu. Miasto uważane przez Izraelczyków za przeklęte lezy godzinę jazdy od Ramallah, stolicy Autonomii Palestyńskiej. Jest mocno pilnowane, ponieważ stanowi przyczółek Hamasu. Większość zamachowców samobójców pochodziła z Nablusu, tu również dochodzi do najbardziej krwawych zamieszek- centrum miasta stanowi plątanina uliczek wykutych w kamiennych blokach, idealne miejsce na kryjówki. To bazar i baza Hamasu jednocześnie.
Turyści nie przyjeżdżają do Nablusu, uznawszy, że nie ma tutaj czego szukać. Tym bardziej, że nad miastem latają izraelskie F16. Huk jest nieprawdopodobny, ale mieszkańcy Nablusu nawet nie przystają, gdy niebo rozrywa ten charakterystyczny i niepokojący dźwięk. Tylko ja w popłochu szukałam w oczach przechodzących ludzi jakiejś reakcji, ale jej nie było.
Ot, codzienność.
Hasan pokazał nam drzwi swojego domu- poranione od kul. Jak całe miasto.
– My z kamieniami, a oni z bronią- mówi.
– Też rzucałeś kamieniami? – spytałam.
– Tak, wszyscy to robią przecież. Dlatego nie mogę wyjechać z Nablusu, bo zakłada się, że każdy z nas to terrorysta.
Mężczyźni, którzy skończyli 16 lat niemal nigdy nie dostają pozwolenia, by wyjechać z Zachodniego Brzegu Jordanu- mogą się o nie starać, ale jeśli są młodzi, marne mają na to szanse. Istotne jest tu zaznajomienie czytelnika z lokalną geografią- Ramallah, stolica Zachodniego Brzegu Jordanu leży około piętnastu minut jazdy samochodem od Jerozolimy, w której znajduje się najświętsze miejsce islamu, Meczet Al-Aqsa. Widać go z Ramallah. Większość muzułmanów nigdy go nie odwiedzi, bo nie ma pozwolenia, a ci, którzy je mają, muszą znosić upokorzenia przy check-pointach, obwarowanych przez nastoletnich żołnierzy, często Rosjan.
Hasan, jak większość nablusczan, jest wykształcony i marzy o wyjeździe gdziekolwiek. Nie będzie mu to dane do 45 roku życia, zwłaszcza, że, jak każdy nablusczanin, zna ludzi z Hamasu. Jego brat również studiuje. Ma wielką bliznę na głowie, bo postrzelił go izraelski żołnierz 5 lat temu. Wyszedł z tego. Nie modli się. Marzy o wyjeździe.
Spacerujemy po Nablusie, rozplakatowanym zdjęciami młodych mężczyzn z karabinami. Wszyscy to szachidzi- czyli męczennicy, którzy zginęli walcząc z okupantem. Wielu z nich walczyło w sposób budzący kontrowersje w samym świecie islamu- w zamachach samobójczych. Ale to z Nablusu pochodzą fatwy (werdykty prawne), sugerujące, ze zamachy samobójcze są akceptowalnym narzędziem walki.
Jedna z twarzy męczenników jest szczególnie popularna- gładkolicy, bardzo szczupły i bardzo młody mężczyzna o dość europejskiej urodzie, patrzący prosto w kamerę, z karabinem na pierwszym planie, meczetem Al Aqsa z tyłu. Jego zdjęcia są wszędzie, na bazarze, domach, lampach.
– To mój znajomy- powiedział Hasan- Na moich oczach rozerwał go ładunek wybuchowy, urwało mu nogi i zginął na miejscu. Tu zginął- Hasan pokazał mi pusty plac otoczony starymi domami- A tu mieszka jego żona i dzieci- na przeciwko tego miejsca. Nad oknem domu mężczyzny też wisi plakat z jego wizerunkiem.
– Jak ona teraz żyje?- spytałam.
– Normalnie- odrzekł Hasan.
Hamas daje żonom męczennik
ów co miesięczne drobne sumy (w dolarach) na utrzymanie. Sto, dwieście dolarów. Niewiele to, ale pensja nie wynosi więcej, więc jest to istotny wkład w gospodarstwo domowe, zwłaszcza po zniknięciu głównego żywiciela.
– Nie jesteś zły? Sfrustrowany?- spytałam.
– Nie- powiedział Hasan- Ja po prostu chcę stąd wyjechać.
Artykuł ze strony: Dżihadolog
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.