Tadżykistan żyje w cieniu afgańskiej wojny, a więc także z handlu narkotykami. NATO to akceptuje, bo ma w nim wygodnego sojusznika.
Tadżykistan jest najbiedniejszą ze wszystkich byłych republik ZSRR, ale jego stolica Duszanbe jest pełna banków, nowych wieżowców i eleganckich samochodów z importu. Skąd mają na to pieniądze? Przemysłu nie ma, kopalni też nie, a w górskich wsiach anemiczne kobiety ospale dłubią motykami w kamienistej ziemi. Z czego żyją?
Największym bogactwem narodowym Tadżykistanu okazuje się długa na 1300 km i dziurawa jak sito górska granica z północnym Afganistanem, przez którą przechodzi największy na świecie szlak przemytu heroiny wartej miliardy dolarów każdego roku. To, co jest w tym wszystkim jednak najdziwniejsze, to fakt, że w odróżnieniu np. od granicy meksykańsko-jankeskiej w Tadżykistanie prawie nie ma związanej z tym handlem przestępczości. Przeciwnie, heroina stabilizuje gospodarkę, daje ludziom utrzymanie i zapewnia spokój.
ONZ-owskie Biuro ds. Narkotyków i Przestępczości ocenia, że przynajmniej 30% produkowanych w Afganistanie opiatów (narkotyków otrzymywanych z maku na trzech poziomach rafinacji: opium, morfiny, heroiny), w tym jakieś 90 ton rafinowanej heroiny rocznie, przechodzi do Rosji przez Azję Środkową, głównie przez Tadżykistan. Z tego źródła powstaje 30-50% PKB Tadżykistanu. Kraj jest tak bardzo uzależniony od tego handlu, że bez niego państwo by upadło. Wojska NATO, które marzą o tym by się z tego regionu wycofać, nie mają zamiaru przerywać tego szlaku ani zwalczać tego procederu, tak jak nie zwalczają samych upraw ani produkcji w Afganistanie.
Przez pierwsze 5 lat niepodległości po roku 1991 w Tadżykistanie trwała wojna domowa. W jej wyniku swoją władzę absolutną nad krajem umocnił prezydent Emomali Rakhmon, panujący tam obecnie w stylu ojca chrzestnego. Dyplomaci zagraniczni w Duszanbe nie potrafią udowodnić, że i on czerpie zyski z handlu narkotykami, ale dla wszystkich jest jasne, że rozdziela kontrolę nad szlakami przerzutowymi watażkom niższego szczebla. Panuje niepisany układ: on im nie przeszkadza, oni jemu nie podskakują. Gdyby ktokolwiek chciał zepsuć to sielankowe status quo, musiałby dobrać się właściwie do samej góry, a to oznacza znowu wojnę domową. Statystyki tadżyckiej Agencji Kontroli Narkotyków wykazują spadek ilości przechwyconych od 2001 roku opiatów o blisko 80%. W tym samym czasie produkcja opium i jego pochodnych w Afganistanie według danych ONZ prawie się podwoiła. Oznacza to, że większość przemytu przechodzi bez zatrzymywania. Owszem, są dość regularne kontrole i zajęcia towaru oraz aresztowania, ale wpadają tylko płotki, najczęściej amatorzy i konkurencja wielkich przemytników, tych którzy mają kontakty i wpływy. W ten sposób, twierdzą w swych raportach zachodni dyplomaci, wielcy gracze z centralnego establishmentu publicznie tworzą pozory walki z przemytem, ale jednocześnie tępią drobnych rywali, którzy ośmielają się próbować szczęścia na własna rękę.
Zagraniczne agencje i sponsorzy wydali już setki milionów dolarów na uszczelnienie tadżyckiej granicy oraz projekty mające przeciąć szlak narkotyków, a także pobudzić normalną gospodarkę w Tadżykistanie. W rzeczywistości posłużyło to wielkim hersztom zapanować nad szlakami i wytępić drobną konkurencję. Zagraniczne subsydia zastępują budżet państwa w finansowaniu jego podstawowych powinności, co w praktyce pozwala prezydentowi Rakhmonowi budować sobie kolejne luksusowe pałace i najwyższy na świecie maszt dla tadżyckiej flagi. Przemytem zajmują się ci sami ludzie, których Zachód pomaga szkolić i wyposaża do walki z przemytnikami. „W tych samochodach, które im kupujemy, przewożą trefny towar. Wystarczy popatrzeć, jakie sobie domy budują na przedmieściach” – stwierdza wysoki urzędnik z misji ONZ.
Mimo to, dyplomaci i politycy zagraniczni przyznają, że wcale nie są szczególnie zainteresowani, aby kwestionować rządową kontrolę nad przemytem narkotyków. Gdyby szlaki te przecięto i handel narkotykami ustał, kraj straciłby ogromną część swych dochodów, a to załamałoby gospodarkę i pogrążyło cały kraj w chaosie. Niektórzy, a zwłaszcza Amerykanie, przyznają otwarcie – rząd tadżycki musi czuć się na tyle komfortowo, aby pomagał, a nie przeszkadzał wypełniać tzw. misję NATO w Afganistanie. Prawie każdy amerykański żołnierz przywożony do Afganistanu przelatuje nad Tadżykistanem. Tego nie można popsuć.
Przeciętny Tadżyk ma z tego procederu niewiele. Większość ludności żyje z przekazów ponad miliona emigrantów, którzy wyjechali w świat za pracą. Pieniądze, które przysyłają do domów stanowią 45% PKB Tadżykistanu. Mimo to nędza jest powszechna. Połowa z 7,7 mln Tadżyków żyje za mniej niż 2 dolary dziennie. W zimie większość górskich wsi ma elektryczność przez najwyżej dwie godziny dziennie. Gospodarka jest tak silnie uzależniona od heroiny, że nikomu nie opłaca się na miejscu zabiegać o inny zarobek. Dzięki temu po ulicach Duszanbe krąży coraz więcej luksusowych samochodów, bardzo często kradzionych w Europie i przerzucanych potem wzdłuż Jedwabnego Szlaku w zamian za narkotyki.