“Prezydent elekt Egiptu chce wzmocnić stosunki z Iranem” – informował w ubiegłym miesiącu PAP. W rozwinięciu notki prasowej czytamy: „Islamista Mohamed Mursi, który 24 czerwca został ogłoszony zwycięzcą wyborów prezydenckich w Egipcie, zapowiedział, że zamierza wzmocnić stosunki swego kraju z Iranem w celu stworzenia strategicznej równowagi w regionie. Wzmocnienie stosunków między Iranem i Egiptem “spowoduje równowagę nacisku w regionie, co jest częścią mojego programu” – powiedział Mursi w wywiadzie dla irańskiej agencji Fars, przeprowadzonym na kilka godzin przed oficjalnym ogłoszeniem wyników wyborów”.
Gdyby słowa Mohameda Mursiego okazały się prawdą, byłaby to ciekawa odmiana i, biorąc pod uwagę pochlebne opinie irańskiego establishmentu dotyczące jego osoby, z pewnością tęsknie przez Iran wyczekiwana.
Współpraca pomiędzy oboma krajami układała się znakomicie do znamiennego w historii zarówno Iranu jak i Egiptu roku 1979. Persja była jednym z pierwszych krajów, które w 1921 roku oficjalnie uznały państwo egipskie i wysłały tam swojego ambasadora. Pierwsza żona szacha Iranu, Mohammada Rezy Pahlawiego, Fauzia Fuad, była egipską księżniczką. Iran wspierał również Egipt podczas wojny Jom Kippur z Izraelem w 1973 roku.
Sytuacja zmieniła się diametralnie w obliczu wybuchu rewolucji islamskiej i ucieczki szacha, który schronił się w Kairze. Władze nowo powstałej Islamskiej Republiki Iranu niechętnym okiem patrzyły na kraj, który gościł obalonego dyktatora. To wydarzenie po raz pierwszy mocno nadwyrężyło relacje dyplomatyczne pomiędzy krajami. Kolejnym krokiem ku pogorszeniu stosunków, a w konsekwencji całkowitemu ich zerwaniu było podpisanie przez Egipt traktatu pokojowego z Izraelem, nowym wrogiem Iranu. Przez ponad trzydzieści lat Egipt, pod rządami Hosniego Mubaraka był uznawany przez Iran, za strefę wpływów Stanów Zjednoczonych, a wzajemnym relacjom nie pomagał też fakt, że to właśnie w egipskiej ziemi ostatecznie pochowany został ostatni szach Iranu Mohammad Reza Pahlawi.
Władze irańskie od początku bacznie przyglądały się arabskiej wiośnie. Ochoczo wsparły też dążenia, najpierw Tunezji potem Egiptu, ku obaleniu dyktatury i realizacji bliżej nieokreślonych haseł demokratyzacji. Zimą 2011 roku miałam okazję być w Iranie i obserwować szał poparcia na żywo. Informacje w telewizji, artykuły w prasie, ale także rozmowy zwykłych ludzi w taksówkach skupiały się wokół jednego tematu, czy Egiptowi się UDA?! Telewizja i prasa głosiły koniec reżimu sługusa Ameryki, dyktatora Hosniego Mubaraka, zaś ludzie na ulicach zastanawiali się, czy egipska rewolucja przyjdzie też do Iranu – a właściwie wróci, bo jeszcze wówczas Irańczycy żyli wspomnieniem powyborczych zamieszek z czerwca 2009 roku. Gdy ostatecznie Hosni Mubarak ustąpił, irańskie władze triumfalnie obwieściły islamskie przebudzenie, którego przyczyn upatrywały w sukcesie eksportu rewolucji islamskiej – jednego ze sztandarowych haseł Rewolucji Islamskiej z 1979 roku. Tymczasem entuzjastyczne poparcie wydarzeń w Egipcie przez najwyższe władze Iranu spotkało się z przysłowiowym kubłem zimnej wody ze strony ugrupowania, które zdobywało coraz większe wpływy w kraju nad Nilem. Bracia Muzułmanie, bo o nich mowa, krótko odcięli się Irańczykom, cedząc przez zęby, żeby Ci przestali się mieszać w nieswoje sprawy.
Podobnie wydaje się być dziś. W czwartek, 21 czerwca, wówczas nadal jeszcze kandydat na prezydenta Egiptu, Mohamed Mursi, podkreślił, że nie widzi możliwości spotkania z irańskimi dyplomatami w Kairze, przynajmniej do czasu rozwiązania kryzysu w Syrii. Syria stanowi bowiem kość niezgody w relacjach obu państw. Iran choć poparł rewolucje arabskie w takich krajach jak Egipt, czy Tunezja, to usilnie broni reżimu Baszara Al-Assada. Bracia Muzułmanie żywią natomiast nienawiść do syryjskiego władcy, którego ojciec brutalnie prześladował ich organizację. Interesy obu krajów są tu zgoła odmienne.
Mimo tych wydarzeń Iran ciągle ma nadzieję i stara się nawiązać bliższe kontakty dyplomatyczne z Egiptem. Wyciągnięte w geście pojednania dłonie irańskich dyplomatów mogą jednak beznamiętnie zawisnąć w powietrzu. Po ogłoszeniu wyników wyborów, władze Iranu oficjalnie pogratulowały zwycięstwa Mohamedowi Mursiemu i jednocześnie na łamach państwowej gazety Keyhan, która jest tubą propagandową Najwyższego Przywódcy Alego Chamenei, ogłosili nową erę w kontaktach dyplomatycznych obu krajów. Wydaje się nie zrażać ich nawet fakt, że Mursi w swoim wystąpieniu z 21 czerwca podkreślił również, że jego rząd uszanuje wszelkie międzynarodowe postanowienia zawarte przez wcześniejsze władze, w tym porozumienie z Izraelem, choć w żadnym wypadku nie przewiduje podróży do Izraela, ani wizyt dyplomatów izraelskich na terenie Egiptu.
W innych irańskich tytułach prasowych, związanych z prądem reformatorskim, analitycy podkreślają, że Mursi, choć wybrany w wyborach powszechnych, musi pamiętać o tym, że wybrała go zalewie niewiele większa część z około 50% uprawnionych do głosowania. Analitycy gazety Szargh podkreślają, że wśród wyborców Mursiego byli zapewne też Koptowie, którzy nie tyle są zwolennikami haseł głoszonych przez Braci Muzułmanów, ile są przeciwni przedstawicielowi poprzedniego reżimu, jakim był Ahmed Szafik, ostatni premier w rządzie Hosniego Mubaraka. Podkreślają, że między innymi dlatego Mursiemu będzie trudno narzucić ludowi swoje – muzułmańskie – upodobania.
Irańskie media przypominają też, że najważniejszym źródłem dochodu Egiptu są zagraniczni, niemuzułmańscy turyści i jeśli antychrześcijańskie hasła, czy ataki na niesunnickie świątynie, dokonywane przez salafitów, będą kontynuowane, to źródło dochodów z turystyki wyschnie niczym Morze Aralskie . Warto w tym miejscu zaznaczyć, że według irańskiej prasy salafici sponsorowani są przez Arabię Saudyjską, która w ten sposób zwiększa swoje wpływy w Egipcie. Ich przekonanie zdaje się potwierdzać decyzja nowego prezydenta elekta, który ogłosił, że pierwszym celem jego podróży zagranicznej będzie właśnie Arabia Saudyjska.
Ta podróż zapewne też nie przyczyni się do poprawy stosunków Egiptu z Iranem. Władze w Teheranie i Rijadzie od wielu lat nie żyją w przyjaźni, a ostatni konflikt w Bahrajnie, gdzie władzę wspiera Arabia Saudyjska, a protestujących popiera Iran, jedynie zaostrza napięte relacje.
Jednak to co bardziej nurtuje Irańczyków, zdaje się, analitykom z zachodu, zaaferowanym wyborem islamisty, uciekać. Pytają jakie znaczenie ma to kim jest prezydent w kraju, w którym faktyczna władza nadal leży w rękach wojskowych? Najwyższa Rada Wojskowa zaledwie na kilka dni przed ogłoszeniem wyników wyborów, pozbawiła prezydenta wielu znaczących prerogatyw, pozostawiając je do swojej dyspozycji. Prezydent Egiptu nie obejmie zatem zwierzchnictwa nad armią. Najwyższa Rada Wojskowa nadal sprawuje pieczę nad procesami stanowienia prawa, kontroli budżetu. W swoich kompetencjach dzierży również prawo do zatwierdzania członków zgromadzenia, które będzie odpowiedzialne za przygotowanie konstytucji. Irańska prasa pyta zatem czy kwestia wyboru prezydenta jest rzeczywiście tak ważna, czy należy jednak poczekać z wszelkimi opiniami do ustanowienia nowego parlamentu?
Tuba propagandowa Keyhan nie analizuje sytuacji aż tak wnikliwie i z rozmachem publikuje optymistyczne prognozy poprawy stosunków Egiptu i Iranu. Cytuje nawet Christiane Amanpour, znienawidzoną przez irańskie władze dziennikarkę amerykańską irańskiego pochodzenia. Dziennikarka miała zapytać Mursiego czy jego kraj będzie podążał w kierunku islamu irańskiego czy tureckiego? Prezydent elekt podobno wymigał się od jasnej odpowiedzi, jednak z pomocą mieli mu przyjść Egipcjanie zgromadzeni na placu Tahrir Egipcjanie, którzy jednogłośnie zakrzyknęli, że podążać należy w stronę Iranu.
Wątpliwa wydaje się również informacja, zamieszczona dzienniku Keyhan, że Mohamed Mursi uznał nawiązanie poprawnych stosunków z Iranem za jeden z priorytetów swojej prezydentury, jak i to, że będzie dążył do nawiązania szerokiej i stabilnej współpracy z Iranem podobnie jak z pozostałymi krajami regionu bliskowschodniego.
Szkoda tylko, że zarówno optymistyczne prognozy prezentowane przez Keyhan jak i wczorajszy tytuł w PAP nie mają nic wspólnego z prawdą. Ku mojemu zdziwieniu wczoraj wieczorem PAP sprostował informację o tym, jakoby prezydent elekt chciał wzmacniać stosunki z Iranem. Okazało się, że irańska agencja prasowa Fars oparła swoje informacje na wywiadzie prasowym, który w rzeczywistości nie miał miejsca. W swojej wieczornej depeszy PAP podaje: Kancelaria egipskiego prezydenta elekta zaprzeczyła w poniedziałek, jakoby nowy szef państwa udzielił wywiadu irańskiej agencji Fars, w którym miał zapowiedzieć wzmocnienie stosunków swojego kraju z Iranem i zrewidowanie porozumienia pokojowego z Izraelem.
Mohamed Mursi “nie udzielił żadnego wywiadu Fars i wszystko, co opublikowała ta agencja jest bezzasadne” – powiedział rzecznik kancelarii, cytowany przez agencję Mena.
Źródło: Urszula Pytkowska – Na temat.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.