Zachód obłudnie twierdzi, że jego polityka wobec Syrii to tylko reakcja na rozlew krwi, której celem jest powstrzymanie spirali przemocy w tym kraju. Jest to kłamstwo. Oto jak budowano intrygi przeciw Syrii co najmniej od początku arabskiej wiosny.
16 kwietnia 2012 Washington Post doniósł, że plan obalenia reżimu Assada w Syrii powstał na wiele lat przed „wiosną arabską” i przynajmniej od 2005 roku rząd USA przekazywał pieniądze prozachodnim ugrupowaniom syryjskiej opozycji. Oznacza to, że twierdzenie jakoby posunięcia polityczne USA wobec Syrii są reakcją na ostatnie dramatyczne wydarzenia w tym kraju, a ich celem jest powstrzymanie przemocy i rozlewu krwi jest kłamstwem. Właściwie jest dokładnie odwrotnie.
W styczniu 2011 Stany Zjednoczone po sześcioletniej przerwie otworzyły ponownie swoją ambasadę w Damaszku. Nie było to efektem żadnej odwilży we wzajemnych stosunkach więc powód musiał być inny. Nowy ambasador Robert S. Ford, który pełnił swą misję do października 2011 jest protegowanym słynnego Johna Negroponte, który jest oskarżony o organizowanie ultraprawicowych szwadronów śmierci w Salwadorze w latach 1970-tych a później w Iraku, kiedy był tam ambasadorem w latach 2004-2005. Szwadrony te zabiły w sumie dziesiątki tysięcy ludzi. Ford był bezpośrednim podwładnym ambasadora Negroponte w Bagdadzie.
Ford odegrał centralną rolę w kładzeniu podwalin pod interesy USA w Syrii, a także przy nawiązywaniu kontaktów z grupami opozycji. Zbrojna rebelia w Syrii wybuchła w dwa miesiące po jego przybyciu do Damaszku. Zaczęło się nietypowo, od zbrojnych starć w Dera’a, stutysięcznym mieście na granicy z Jordanią. Normalnie wielkie ruchy protestacyjne zaczynają się w wielkich miastach, zwykle w stolicy i dopiero potem rozchodzą na prowincję. Tu było odwrotnie. W rok później źródła saudyjskie przyznały że przesyłały broń dla opozycji poprzez Jordanię (RT, 13.03.2012).
Już w listopadzie 2011 Stany Zjednoczone, Unia Europejska i służalcza wobec nich Liga Arabska wprowadziły przeciw Syrii sankcje gospodarcze – a więc podjęły działania ewidentnie wrogie – pod pretekstem powstrzymania sił rządowych przed tłumieniem protestów społecznych i ulżenia doli rzekomo prześladowanej przez reżim ludności. Jednak w rzeczywistości to właśnie szybko narastające sankcje gospodarcze, wstrzymanie handlu oraz zamrożenie syryjskich aktywów w bankach zagranicznych spowodowały gwałtowny spadek wartości syryjskiego funta wobec dolara USA o 50%, wywołały trudności w zaopatrzeniu miast i prawie trzykrotny wzrost cen na rynku wewnętrznym, co pogłębiło trudności bytowe i niezadowolenie. Jak prawie zawsze w takich przypadkach, sankcje są kłodami jakie rzuca się celowo pod nogi rządzącym kosztem zwykłych ludzi, są obliczone na wywołanie zamętu i pogłębianie dystansu między rządzącymi i społeczeństwem.
W każdym kraju na świecie istnieje opozycja. Na Wschodzie specjalnie się z nią nikt nie patyczkuje, więc każdy kto jest przeciw, musi uciekać z kraju. Uchodźcy syryjscy są od początku finansowani przez USA, o ile ich program polityczny odpowiada polityce USA. Tacy właśnie opłacani przez Waszyngton uchodźcy tworzą na emigracji tzw. Syryjską Radę Narodową (SNC). Burhan Galioun , szef SNC obiecuje dokładnie to, czego oczekują jego sponsorzy: że uzna zabór wzgórz Golan przez Izrael, otworzy swój kraj dla importu i inwestycji z Zachodu, zerwie stosunki z Iranem, a także z Hezbollahem w Libanie i Hamasem w Palestynie, oraz pojedna Syrię z reakcyjnymi, uzależnionymi od Zachodu i posłusznymi monarchiami arabskimi nad Zatoką Perską i na Półwyspie Arabskim. (Wall Street Journal, Dec. 2, 2011)
Były agent CIA Philip Giraldi przyznał, że USA jest od dawna zaangażowane wywiadowczo w Syrii i następująco wyłożył plan Waszyngtonu: „NATO jest już tajnie zaangażowane w syryjski konflikt i Turcja ma tu wyznaczoną rolę przewodnią w zastępstwie USA. Ahmet Davitoglu, turecki minister spraw zagranicznych otwarcie przyznał, że jego kraj jest gotowy do zbrojnej interwencji w Syrii, gdy tylko wśród zachodnich sojuszników powstanie jednomyślność w sprawie takiej decyzji. Inwazja turecka ma być formalnie oparta na zasadach humanitarnych tj. w celu obrony ludności cywilnej i z przywołaniem doktryny ‘odpowiedzialności za ochronę’, czyli tę samą, którą zastosowano aby usprawiedliwić inwazję na Libię” (The American Conservative, Dec. 19, 2011)
Giraldi mówił dalej tak: “Nieoznakowane samoloty NATO lądują w tureckich bazach wojskowych wzdłuż granicy z Syrią przywożąc broń ze zdobytych arsenałów Muammara Kaddhafiego oraz ochotników z libijskiej Tymczasowej Rady Narodowej, którzy mają już doświadczenie w walkach i szkoleniu miejscowych ochotników przeciwko regularnemu wojsku. Na miejscu są tam także francuscy i brytyjscy szkoleniowcy z sił specjalnych, którzy szkolą rebeliantów do walki, podczas gdy CIA i US Spec Ops zapewniają sprzęt łącznościowy i koordynują wywiad”
Pierwsze ciężkie walki w Damaszku, stolicy Syrii, wybuchły w marcu 2012. Najpierw wysadzono w powietrze rurociągi, a 16 marca potężne eksplozje uszkodziły budynki dowództwa wywiadu i sił bezpieczeństwa mieszczące się w dzielnicy chrześcijańskiej, zabijając przynajmniej 27 osób. Rząd syryjski podał wtedy, że od grudnia 2011 wspierani z zagranicy terroryści dokonali w miastach ośmiu ataków bombowych przy pomocy podstawionych samochodów-pułapek, w których zginęło 328 osób a rannych zostało 657. Żaden z tych ataków nie przyciągnął większej uwagi ze stronnych zachodnich mediów.
Komisja dochodzeniowa z mandatu ONZ w swoim raporcie z lutego 2012 donosi o udokumentowanych przypadkach tortur, brania zakładników i egzekucjach w wykonaniu uzbrojonych grup antyrządowej opozycji.
„Często przywoływany raport ONZ jakoby żołnierze Assada zabili 3500 cywilów jest oparty głównie na źródłach rebelianckich i nie jest obiektywnie weryfikowalny. Podobnie też doniesienia o masowych ucieczkach z armii syryjskiej oraz o walkach pomiędzy dezerterami a żołnierzami nadal lojalnymi wobec Damaszku wydają się w większości wyssane z palca. Niewiele z takich dezercji da się potwierdzić ze źródeł niezależnych. Twierdzenie władz syryjskich, że w walkach przeciwko nim biorą udział osoby uzbrojone, wyszkolone i finansowane przez obce rządy jest zasadniczo prawdziwe”. Armia Wolnej Syrii (FSA) ma swoje bazy w Turcji, jest finansowana przez Arabię Saudyjską i Katar, a składa się z obcych najemników i syryjskich dezerterów. Spiegel Online cytuje źródło w Bejrucie, które mówi o naocznej obecności setek obcych bojowników jacy weszli w skład FSA” (Spiegel Online, Feb. 15, 2012)
20 marca 2012 międzynarodowa organizacja pozarządowa Human Rights Watch oskarżyła rebeliantów z syryjskiej opozycji o „uprowadzenia, stosowanie tortur i egzekucje członków syryjskich sił bezpieczeństwa, osób zidentyfikowanych jako członkowie prorządowej milicji terenowej oraz zwolenników rządu w Damaszku”.
W dzielnicy Baba Amr w Homs, przejściowo zdobytej przez uzbrojone oddziały sunnickich rebeliantów, opozycja utworzyła własne prawa, sądy i szwadrony egzekucyjne. Abu Rami, dowódca rebeliantów z Baba Amr przyznał w wywiadzie dla Spiegla, że jego grupa wykonała w Homs 200-250 wyroków śmierci. (Spiegel Online, 29 marca 2012)
Były Sekretarz Generalny ONZ Kofi Annan udał się w marcu do Syrii z ramienia ONZ i Ligi Arabskiej, aby przedstawić obu stronom konfliktu projekt porozumienia pokojowego. Jednakże ani Annan ani ONZ nie byli w tym przypadku bezstronni, nie mówiąc już o Lidze Arabskiej. Sam Annan jest autorem wspomnianej przez Giraldiego doktryny „odpowiedzialności za ochronę”, która jest pretekstem do zaplanowanej agresji na Syrię. ONZ poparła tę doktrynę. Zresztą w roku 2004 Annan jako GenSek ONZ udzielił swej aprobaty dla wspólnej interwencji zbrojnej wojsk USA, Kanady i Francji na Haiti w celu odsunięcia od władzy tamtejszego prezydenta Jean-Bertranda Aristide’a. Annan podał wtedy takie samo uzasadnienie jak obecnie wobec Syrii: rzekoma groźba katastrofy humanitarnej. W podobny sposób Annan upoważnił później Francję do zbrojnej interwencji w jej byłej kolonii na Wybrzeżu Kości Słoniowej w roku 2006. W przypadku Syrii wezwania Annana aby armia rządowa zawiesiła broń i aby rząd otworzył Syrię na ‘zewnętrzną pomoc’ były w istocie wezwaniami do obcej interwencji i do poddania się jej przez Damaszek.
27 marca rząd syryjski przystał na proponowane przez Annana zawieszenie broni, ale rebelianci odmówili. W następnych dniach rządy i media zachodnie oskarżały Assada o to, że mimo zawieszenia broni reagował na zaczepki rebeliantów. W tym czasie Zachód zintensyfikował dostawy broni i innego zaopatrzenia wojskowego na rzecz rebeliantów. O tym jak rząd USA rozumiał zawieszenie broni dowiedzieliśmy się od Roberta Greniera, b. dyrektora Centrum Anty-Terrorystycznego CIA, który wezwał tych, którzy chcieliby Syrii pomóc, aby wyszli na ring i nie bawili się w „jakieś górnolotne sentymenty, tylko sięgnęli po środki skuteczne i śmiertelne” (what the situation needs is not high-minded sentiments, but effective, lethal aid). Wypowiedź tę podała Al-Jazeera w programie anglojęzycznym 29 marca 2012.
Nagonka na Assada nie zna końca. Przemawiając na kolejnym spotkaniu “Przyjaciół Syrii” (trudno o bardziej obłudną nazwę) w Stambule 1 kwietnia pani Hillary Clinton, amerykańska Sekretarz Stanu stwierdziła, że Assad „pogwałcił zawieszenie broni”. Wezwała ona Damaszek do jednostronnego przerwania walk i wycofania się z rejonów „silnie spenetrowanych przez powstańców” (!). Oznajmiła też, że rząd USA przyznał (kolejne) 25 mln$ pomocy dla FSA, w tym na łączność satelitarną, choć jakoby nie na bezpośrednie zakupy broni. W praktyce wyglądało to mniej niewinnie. Do maja rebelianci zaczęli otrzymywać znacznie więcej i dużo lepszej broni. Płaciły za nią kraje znad Zatoki perskiej ale dostawy koordynowały służby logistyczne USA (Washington Post, May 15) „Rebelianci syryjscy maja już swoją pierwszą broń przeciwczołgową trzeciej generacji. Dostarczają jej saudyjskie i katarskie służby wywiadowcze wykonując tajne polecenie prezydenta Obamy” – możemy przeczytać w izraelskim serwisie Debkafile z 22 maja.
Na krótko przez zaplanowaną wizytą Annana w Syrii na czołówkach zachodnich mediów pojawiła się informacja o straszliwej masakrze dokonanej 25 maja w Houla na 108 jej mieszkańcach. Wymordowano tam całe rodziny w tym 48 dzieci. Od razu obwiniono o to Assada i jego wojsko, wzywając do wprowadzenia surowszych sankcji i wywarcia jeszcze większej presji na Damaszek. W ciągu dwóch dni Zachód skoordynował „oburzenie światowej opinii publicznej” i oficjalna nagonkę na Assada. USA, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Włochy, Hiszpania, Holandia, Australia, Bułgaria i Kanada zerwały stosunki dyplomatyczne z Damaszkiem i wypędziły jego ambasadorów.
Rada Bezpieczeństwa ONZ zareagowała na tę masakrę – bez przeprowadzenia dochodzenia dla ustalenia odpowiedzialności – jednogłośnie potępiając Syrie za rzekome użycie czołgów i artylerii mimo wcześniejszej zgody na zawieszenie broni. Zapewnienia rządu Assada, że to nie on odpowiada za tę masakrę i nie jest jej sprawcą zostały zignorowane, mimo że dosyć szybko dowody z niezależnych źródeł zaczęły potwierdzać, że Damaszek mówił prawdę.
Marat Musin, reporter rosyjskiego serwisu ANNA News był w Houla krótko po masakrze i rozmawiał z jej mieszkańcami. Zainteresował się tożsamością świadków oraz ofiar. Bez trudu ustalił, że świadkami byli sunnici, a ofiarami rodziny alawickie i szyickie. Ponieważ egzekucji dokonano świadomie wybierając ofiary, sprawcami byli ewidentnie ludzie z FSA, a nie siły Assada. Jego reportaż z dnia 31 maja kończy się tak: „Atak przeprowadziła zbrojna grupa około 700 mężczyzn z Rastanu tworząca zwarty oddział. Po opanowaniu osady przeprowadzili szybką selekcję wyławiając osoby lojalne wobec Assada w tym całe rodziny: starców, kobiety, dzieci… Zabitych przedstawiono następnie patrolowi ONZ i ‘społeczności międzynarodowej’ jako ofiary armii syryjskiej”. Tydzień później, 7 czerwca, do takich samych wniosków doszedł korespondent konserwatywnej gazety niemieckiej Frankfurter Allbemeine Zeitung.
Mieszkańcy Houla znają zresztą wielu ze sprawców z imienia i rozpoznali ich jako miejscowy element kryminalny obecnie zwerbowany do FSA. Siły antyrządowe udając miejscowych wieśniaków zaprosiły następnie obserwatorów ONZ. Niektórzy nawet założyli mundury zabitych wcześniej syryjskich żołnierzy i podawali się przed kamerami za dezerterów. (Syria News, May 31). Przy nakręcaniu histerii wokół masakry w Houla nie oszczędzono i bardziej bezczelnych manipulacji. Szeroko i wielokrotnie pokazywane rzędy leżących ciał w całunach, które BBC początkowo przedstawiało jako wynik masakry w Houla wkrótce okazały się zdjęciami, które wykonał włoski fotoreporter Marco di Lauro w Iraku w roku 2003. Mało kto zwrócił uwagę na późniejsze przeprosiny BBC. Jon Williams, wydawca dziennika BBC przyznał natomiast w swoim blogu 7 czerwca, że od początku nie było żadnych dowodów na to, aby zidentyfikować armię rządową albo milicję alawicką jako sprawców tej masakry. Inny brytyjski dziennikarz Alex Thomson z Channel 4 opowiedział 7 czerwca jak to pewnego dnia rebelianci umyślnie wyprowadzili go na linię ognia i wystawili wojskom Assada na strzał po to, aby móc z tego potem uczynić argument dla brytyjskiej opinii publicznej.
16 czerwca gen. Robert Mood, szef misji obserwatorów ONZ w Syrii zawiesił dalsze patrolowanie terenu przez członków jego 300-osobowej ekipy uznając, że „narasta spirala przemocy”, ale nie sprecyzował z której strony. Nastąpiło to w przeddzień szczytu grupy G-20 w Meksyku, co pozwoliło niektórym przywódcom politycznym na dalsze rzucanie oskarżeń pod adresem władz w Damaszku.
Mimo że w sprawie masakry w Houla nadal nie przeprowadzono niezależnego śledztwa, zarówno Kofi Annan jak i obecny Sekretarz generalny ONZ Ban Ki-Moon powtórzyli swe oświadczenia obciążające siły wierne Assadowi winą za tę masakrę. W pierwszym komentarzu Annan skompromitował się nazywając masakrę w Houla “kroplą która przepełnia naczynie goryczy”. Wydarzenie to posłużyło Stanom i ONZ-owi do jeszcze agresywniejszej kampanii przeciwko Assadowi. Oficjalni przedstawiciele USA i oficerowie wywiadów państw arabskich otwarcie przyznali, że przez granicę w południowej Turcji wzmożono przesyłki uzbrojenia i zaopatrzenia dla rebeliantów, a także zwiększono rekrutację do oddziałów FSA. (New York Times, June 21, 2012)
W wyniku tych działań – pisze z zachwytem New York Times – “przypadkowe do niedawna milicje rebeliantów, przy pomocy coraz lepiej zorganizowanej sieci ich współpracowników w południowej Turcji zmieniają się w skuteczne oddziały bojowe, którym dostarczana jest nowoczesna broń, sprzęt łączności, szpitale polowe a nawet pieniądze na opłacanie żołnierzy, którzy dezerterują z armii Assada. Cała ta sieć jest wyrazem wysiłku podjętego dla scalenia opozycji (… ), która wspólnie ma nie tylko pokonać Assada, ale i zastąpić jego rząd.” (New York Times, June 26).
Czy ktoś ma jeszcze jakieś pytania albo wątpliwości?
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.