Wczoraj wieczorem decyzją Zgromadzenia Ogólnego ONZ (ZO ONZ) Palestyna otrzymała status nieczłonkowskiego państwa obserwatora ONZ. Palestyński wniosek został poparty głosami 138 państw. Przeciwko głosowało jedynie 9, w tym: USA, Izrael, Kanada, Czechy; 40 państw ( w tym Polska) wstrzymało się od głosu.
Mimo że decyzja ZO ONZ nie oznacza pełnego uznania państwowości, Palestyńska ulica ma powody do świętowania. Przede wszystkim, dlatego że wczorajsze głosowanie nie podzieliło losów podobnej inicjatywy sprzed roku, kiedy to Abbas pod naciskiem Izraela i USA wycofał wniosek i ostatecznie zrezygnował z głosowania. Tym razem było inaczej… Głosowanie się odbyło, Abbas nie uległ presji a przyjęta rezolucja ma świadczyć o szerokim poparciu dla idei palestyńskiej państwowości i izolacji jej przeciwników. Prezydent Abbas może więc obwieścić historyczny sukces i wystąpić jako ten, który przekuwa dążenia palestyńskiej ulicy w polityczną rzeczywistość międzynarodowej dyplomacji. Czy jednak ma do tego pewno?
Sukces na wyrost?
Ci, którzy starają się ostudzić atmosferę argumentują, że przyznany status niewiele zmienia. Palestyńczycy mają bowiem reprezentację w formie OWP, która to posiada status obserwatora, umożliwiający od 1988 roku uczestnictwo w sesjach i pracach ZO ONZ oraz utrzymywanie misji dyplomatycznej. Jak podkreślają sceptycy, z punktu widzenia mechanizmów uczestnictwa jedyną istotną zmianą jest teoretyczna możliwość odwoływania się do jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) – celem pociągania do odpowiedzialności osób pozywanych o wojenne zbrodnie (w tym Izraelczyków). Palestyna otrzymując status państwa nieczłonkowskiego może bowiem stać się sygnatariuszem Statutu Rzymskiego, pozwalającego na występowanie do trybunału. Problemem pozostaje jednak praktyczny wymiar aplikacji prawa, który może być utrudniony poprzez słabą pozycję polityczną. Owa słabość może okazać się na tyle duża, że wykorzystanie jurysdykcji MTK stanie się jedynie pobożnym życzeniem. Argumentem sceptyków, są dotychczasowe palestyńskie doświadczenia w owym zakresie. Przykładem były chociażby losy Komisji Goldstone’a – instytucji śledczej ONZ, badającej sprawę zbrodni wojennych w Gazie w czasie operacji „Płynny Ołów” (27 grudzień 2008 – 18 styczeń 2009). Rekomendacje komisji zalecające orzeczenie trybunału nigdy nie weszły w życie. Na przeszkodzie stanęła opozycja USA. Biały Dom sprzeciwił się rekomendacjom jako członek Rady Bezpieczeństwa ONZ (RB ONZ)– instytucji, która poza państwami sygnatariuszami Statutu Rzymskiego ma prawo kierować wniosek. W efekcie, wniosek nie został nawet poddany głosowaniu. Część komentatorów podkreśla, że podobny los może stać się udziałem przyszłych autonomicznych palestyńskich inicjatyw. Mimo bowiem że wraz z otrzymaniem statusu państwa nieczłonkowskiego Palestyna będzie mogła do trybunału występować samodzielnie (bez zgody RB ONZ), to jak się można spodziewać teoretyczna aplikacja standardów międzynarodowego prawa rozbije się o polityczne realia. Część analityków podkreśla, że antycypowana przez niektórych przyszła palestyńska batalia na forum trybunału nie będzie miała większego znaczenia. Ze względu bowiem na polityczną słabość nieczłonkowskiej Palestyny szanse pociągania do odpowiedzialności izraelskich polityków czy wojskowych są nikłe.
Z powyższej perspektywy przyznanie statusu członkowskiego to jedynie symbolika, która ma się niewiele do politycznych realiów. Kolejnym aspektem jest sam problem przyszłej niepodległości. Mimo że decyzja ZO ONZ jest określana jako istotny krok w kierunku samostanowienia, to w opinii wielu jest to krok na drodze długiej i krętej, o ile w ogóle możliwej do przebycia. Z politycznego punktu widzenia palestyńska niepodległość nie jest możliwa bez współpracy Izraela. Wraz z dyskusją nad palestyńskim wnioskiem wraca bowiem pytanie o możliwość osiągnięcia porozumienia, które mogłoby urzeczywistnić palestyńską suwerenność.
Ostatecznie to właśnie Tel-Awiw ma zadecydować o opuszczeniu okupowanego terytorium, wycofaniu osiedli i transferze żydowskich osadników, demontażu bariery bezpieczeństwa i zgodzie na podział (lub internacjonalizację) Jerozolimy. Słowem, o przedsięwzięciach, których żaden izraelski polityk się nie podejmie. Patrząc zatem na palestyński sukces na forum ZO ONZ w kontekście realiów potencjalnych negocjacji trudno nie oprzeć się wrażeniu, że znaczenie wczorajszego głosowania ma wymiar jedynie symbolicznej manifestacji.
Co więcej, wśród komentarzy nie brakuje głosów dyskutujących bardziej przyziemne pobudki determinujące inicjatywę Abbasa. Twarde stanowisko prezydenta jest w owym ujęciu odczytane nie tylko jako chęć promocji palestyńskiej niepodległości, ale bardziej jako propaganda ukierunkowana na podreperowanie własnej od dawna słabnącej pozycji oraz odwrócenie uwagi od negocjacyjnego impasu i postępującego gospodarczego kryzysu. Abbas zapewne wyciągnął lekcję z doświadczeń arabskiej wiosny i wie, że niezadowolona ulica może zadecydować o politycznym status quo skuteczniej niż gabinetowe rozgrywki. Prezydent zdaje sobie sprawę, że hasło palestyńskiej państwowości jest nie tyle realnym postulatem co doraźnym remedium na polityczny kryzys , który Abbas stara się zażegnać odwołując się do niepodległościowych symboli.
Pozostaje zatem pytanie – czy owa symbolika ma realne znacznie dla urzeczywistnienia idei palestyńskiej niepodległości? Na przekór sceptykom – tak.
Sukces na miarę potrzeb?
Po pierwsze. Decyzja ZO ONZ to przede wszystkim uznanie zasadności palestyńskiego postulatu państwowości. Status państwa nieczłonkowskiego jest, jakby nie było, statusem państwa, tyle, że pozbawionego faktycznej suwerenności. Z punktu widzenia prawa zasadność palestyńskiego postulatu opiera się nie tyle o legitymację ZO ONZ co o wytyczne Konwencji z Montevideo (1933), która przyznaje prawo do państwowości podmiotom posiadającym: własną populację, określone terytorium, ośrodek władzy wykonawczej oraz zdolność do zawierania relacji dyplomatycznych z innymi państwami. Palestyna wypełnia wszystkie wyżej wymienione warunki. Teoretycznie zatem nie potrzebuje przyzwolenia ZO ONZ by postulat niepodległości stał się zasadny. Jednocześnie jednak, decyzja ONZ uwypukla inny dość istotny aspekt. Treść przyjętej wczoraj rezolucji głosi (miedzy innymi), że ZO ONZ powołując się na wcześniejsze rezolucje Narodów Zjednoczonych wzywających Izrael do wycofania okupacji, potwierdza (cytat):
Its determination to contribute to the achievement of the inalienable rights of the Palestinian people and the attainment of a peaceful settlement in the Middle East that ends the occupation that began in 1967 and fulfils the vision of two States: an independent, sovereign, democratic, contiguous and viable State of Palestine living side by side in peace and security with Israel on the basis of the pre-1967 borders.
Decyzja ONZ, zatem to potwierdzenie nielegalności izraelskiej okupacji oraz uznanie Palestyny w granicach obejmujących Jerozolimę Wschodnią jak i Strefę Gazy. W konsekwencji rekomendowane przez rezolucję negocjacje zobowiązują Izrael do wycofania osadnictwa, zniesienia blokady Strefy Gazy, wycofania jurysdykcji z terenów Jerozolimy Wschodniej (ze Starym Miastem włącznie) oraz demontażu bariery bezpieczeństwa. Oczywiście osiągnięcie powyższych nie jest możliwe bez zgody samego Izraela, który już zdążył określić rezolucję jako „zagrożenie dla pokoju”. Nie należy się zatem spodziewać by potencjalny udział Izraela w rokowaniach był choć w minimalnym wymiarze kompatybilny z treścią zawartych w rezolucji rekomendacji. Podobne stanowisko zajmuje zresztą główny kandydat na akuszera pokojowego porozumienia – Biały Dom. Dyplomacja amerykańska jednoznacznie określiła inicjatywę Abbasa jako „bezproduktywną”. W świetle powyższych rekomendowane przez rezolucję polityczne rozwiązania mogą się jawić jedynie jako czysto teoretyczne. Tak jednak nie jest… Warto podkreślić, że pomimo izraelsko-amerykańskiego bojkotu rezolucja ma wymiar praktyczny, który może przełożyć się na negocjacyjne realia.
Z palestyńskiego punktu widzenia jednym z najważniejszych aspektów inicjatywy jest bowiem udana próba internacjonalizacji zagadnienia niepodległości, która może przynieść, jeśli nie negocjacyjny przełom, to zmianę w dotychczasowej mediacyjnej praktyce. Zasadniczą ułomnością dotychczasowego procesu była nierówna pozycja negocjacyjna, która pozwalała Izraelowi jako silniejszemu arbitralnie kształtować treść ustaleń. Mimo wiec teoretycznego uczestnictwa Palestyńczyków, proces był w dużej mierze realizacją interesu izraelskiego. Jedyną alternatywą, jaką mogli aplikować palestyńscy negocjatorzy było zrywanie rozmów. W praktyce jednak, brak negocjacji dodatkowo wzmacniał pozycję izraelską, gdyż przekładał się na dalszą, niczym nie skrępowaną realizację izraelskiej agendy (w tym rozbudowę osiedli). Z perspektywy palestyńskiej uczestnictwo w rokowaniach mogło być zatem odczytywane jako zbyt kosztowne by nie powiedzieć szkodliwe. Palestyńska inicjatywa na forum ONZ jest próbą przezwyciężenia owego impasu. Inicjatywą, która przez próbę szerszego zaangażowania społeczności międzynarodowej, chce wyrwać palestyńskich negocjatorów z kręgu nierównych, kształtowanych przez Izrael i USA rozmów.
Istotnym jest bowiem to, że pomyślna dla Palestyńczyków decyzja ZO ONZ to podsumowanie skutecznej, mozolnej dyplomacji bilateralnej. Sukces był bowiem możliwy jedynie dzięki szerokiemu międzynarodowemu poparciu, które wymagało od Palestyńczyków nawiązania porozumienia z 138 państwami a ostatecznie zmaterializowało się w formie korzystnej z palestyńskiego punktu widzenia rezolucji. Tym samym zatem decyzja zwolenników palestyńskiego projektu zasadniczo izoluje stanowisko amerykańskie i izraelskie. Nawet jeśli państwa, które poparły rezolucję nie zaangażują się bezpośrednio w proces mediacyjny ich wczorajsza decyzja nie jest bez znaczenia. Dyplomacja krajów, które poparły palestyński projekt wysyła jasny sygnał – jakiekolwiek rokowania muszą uwzględnić prawo Palestyńczyków do powołania państwa w granicach określonych rezolucją.
Po drugie. Znaczenie rezolucji ma jeszcze jeden niezmiernie istotny aspekt. Międzynarodowe poparcie ma bowiem także wymiar psychologiczny. Palestyńczycy otrzymali ważne moralne wsparcie. Poparcie wniosku to wyraz legitymacji dla dotychczasowych niepodległościowych, a co istotne pokojowych, starań. Rezolucja jest ponadto wzmocnieniem Abbasa i jego polityki konsekwentnie odrzucającej koncepcję oporu zbrojnego na rzecz wysiłków wykorzystujących instrumenty międzynarodowego prawa. To, czy owo wsparcie przełoży się na niepodległość, pozostaje kwestią otwartą; ważne jest jednak, że zielone światło dla państwowości utwierdzi Palestyńczyków w przekonaniu o zasadności kierunku niepodległościowych dążeń.
Podsumowując. Z punktu widzenia Palestyńczyków uchwalenie rezolucji jest ważnym krokiem w kierunku zwiększenia szans na korzystniejszą pozycję negocjacyjną. Palestyńscy negocjatorzy wiedzą, że suwerenność może być zagwarantowana jedynie na polu szerokiej reprezentacji palestyńskiego dążenia niepodległościowego. Dążenia, które może być uwiarygodnione konsekwentnym wysiłkiem samych Palestyńczyków sprzężonym z międzynarodowym naciskiem na Izrael, co w ostateczności może skłonić Tel-Aviv do poszanowania prawa stanowionego przez społeczność międzynarodową, której Izrael jest częścią.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.