Najsłabszą stroną armii Izraela, która powszechnym poborem stoi, jest jej niewielka liczebność. Wiele wskazuje na to, że problem będzie szybko narastać.
Gen. Orna Barbivai, szefowa departamentu zasobów ludzkich w Tsahalu (armii Izraela) ostrzega, że wojsko nie dokonuje poboru ok. 25% mężczyzn i 40% kobiet w wieku poborowym. Większość z nich nie kwalifikuje się z przyczyn religijno-politycznych, bo albo nie są Żydami i odwołują się do swych chrześcijańskich lub muzułmańskich przekonań, które nie pozwalają im służyć w armii w ogóle, a w armii państwa żydowskiego w szczególności, albo właśnie dlatego, że są Żydami, ale ultra-ortodoksami, zwanymi w Izraelu haredim, którym nie wolno służyć w wojsku, bo nie mogliby studiować Tory. Coraz więcej osób otrzymuje też zwolnienia na komisjach poborowych ze względu na stan zdrowia i coraz więcej unika poboru np. udając ultra-ortodoksów lub symulując choroby. Barbivai ostrzega, że proces unikania poboru szybko narasta i że w roku 2020 będzie to już 60% ogółu Izraelczyków w stosownym wieku. Jednym z głównych powodów jest słabnąca alija, czyli fala żydowskiej imigracji do Izraela, która spadła drastycznie ze średnio 77.000 rocznie w poprzednim pokoleniu do zaledwie 16.600 średnio w ostatniej dekadzie. Inną ważną przyczyną jest ciągle rosnący odsetek ultra-ortodoksów w Izraelu, którzy stanowią tam najbardziej wielodzietną część społeczeństwa.
Syjoniści, którzy zwłaszcza we własnym mniemaniu są prawdziwymi patriotami Izraela, nie upierają się przy tym, aby do armii brano gojów. Wielu z nich sądzi, że to nawet lepiej jeśli w armii służą sami Żydzi, bo w ten sposób służba taka jest zaszczytem i rodzi zasługę wobec państwa żydowskiego. Fakt odbycia służby wojskowej w Tsahalu staje się w późniejszym życiu podstawą społecznego i narodowego zaufania, czyni pełnoprawnym obywatelem, otwiera drogę do wielu stanowisk, miejsc pracy, służby publicznej, awansów itp. W pewnym sensie gwarantuje i uzasadnia uprzywilejowanie Żydów względem nie-Żydów w Izraelu. Również wielu zaangażowanych młodych Żydów z diaspory przyjeżdża do Izraela i ochotniczo odbywa w nim służbę wojskową oraz uczy się hebrajskiego w tzw. ulpanie, przez co nabywają pełni praw jako obywatele państwa żydowskiego i korzystają potem ze wsparcia żydowskiej międzynarodówki w karierze i w interesach.
Syjonistów w Izraelu najbardziej irytuje jednak fakt, że służby wojskowej unikają ultra-ortodoksi, którzy są Żydami, ale odcinają się od innych, ich zdaniem bezbożnych Żydów, oraz od instytucji i państwa Izrael, chociaż korzystają z jego ochrony i zabezpieczenia społecznego. Większość normalnych Żydów w Izraelu traktuje ich jako uciążliwy społeczny balast. Haredim ze swej strony twierdzą, że ich pobożność, modlitwy i wierność przykazaniom są najlepszą ochroną Izraela, bo właśnie ze względu na nich Bóg ochrania nawet bezbożnych, czyli normalnych syjonistów. Wielu z tych normalnych, tak jak mój znajomy biznesmen Zvi R., z pochodzenia Żyd węgierski, b. pułkownik lotnictwa, wzrusza ramionami i pogardliwie macha na pejsatych ręką: „A po co ich brać? Jaki byłby z nich pożytek w wojsku? Więcej by napsuli i kłopotu wszystkim narobili niż są warci. Niech się lepiej nadal kiwają w tych swoich jesziwach i nie zawracają nam głowy”. Ciekawe, że podobnych argumentów o niskiej własnej wartości bojowej używają także sami haredim. „Niech nas nie zmuszają byśmy byli tacy sami jak oni – mówi ortodoksyjny rabin. Nie może ciało pójść tam, gdzie duch nie chce”.
Dzięki swej liczebności i dyscyplinie wyborczej ultra-ortodoksi stanowią liczącą się siłę polityczną w Izraelu i rząd koalicyjny (w Izraelu nie ma innych) musi liczyć się z ich głosami. A to oznacza, że jedna z najbardziej konfliktowych spraw w Izraelu – wkład haredim w obronność oraz partycypacja w innych obowiązkach wobec państwa (podatki), pozostanie kością niezgody dzieląc żydowskie społeczeństwo coraz bardziej na dwa wielkie obozy także pod wszystkimi innymi względami.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.