Tygodniowa wojna w Gazie ciekawie zmieniła dynamikę rywalizacji dwóch głównych palestyńskich sił i dwóch przeciwstawnych koncepcji politycznych: Hamasu i al-Fattah.
Zachodni Brzeg i Gaza to dwie rozdzielone części Palestyny, a raczej dwie różne Palestyny i dwie różne recepty na Palestynę. Na Zachodnim Brzegu, o wiele większym i bardziej zamożnym, gdzie mieszka 2,4 mln Palestyńczyków, formalnie rządzi al-Fattah i panuje względny spokój. W małej, oblężonej i ściśniętej Gazie, gdzie mieszka 1,6 mln ludzi, formalnie rządzi Hamas i nikt nie zna dnia ani godziny, kiedy będzie zabity. Każda z tych stref realizuje odrębną koncepcję polityczną i chce udowodnić, że lepiej na niej wychodzi w stosunkach z Izraelem. Al-Fattah już dawno uznał, że Izraela nie da się pokonać i że walka kosztuje za wiele, wobec czego przyjął postawę kapitulancką, przez co oszczędza ludności strat i próbuje uzyskiwać drobne koncesje, gdzie tylko się da. Hamas przeciwnie, uznaje że walka z Izraelem jest konieczna w wymiarze moralnym i wojskowym, wróg jest bowiem bezwzględny i wredny, ułożyć się z nim nie da, ziemią podzielić też nie, straty są nie do uniknięcia, a zwycięstwo i islamu i sprawy palestyńskiej jest tylko kwestią czasu. Al-Fattah ma opinię oślizłych i skorumpowanych kolaborantów, Hamas ma opinię niezłomnych, ale szalonych twardzieli, którzy nie szczędzą krwi i nie ustępują w polu. Zarówno w Gazie są ludzie, którzy woleliby żyć wg formuły al-Fattahu, bo mają dość oblężenia i chcą jakiejkolwiek przyszłości dla swych dzieci, jak też na Zachodnim Brzegu są ludzie, którym postawa Hamasu imponuje i uważają ją za bardziej skuteczną, mając dość beznadziejnej niemocy i upokorzenia, a przyszłości w swojej formule też dla dzieci nie widząc. Każda z tych dwóch koncepcji przeszła ostatnio swoisty test skuteczności.
W głosowaniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ 29 listopada Palestyna uzyskała w końcu upragniony (jak na razie) status obserwatora. Wydawać by się mogło, że ten umiarkowany sukces umacnia pozycję Mahmuda Abbasa, przywódcy al-Fattah, który za przyzwoleniem Izraela strzyże palestyńskie owieczki na Zachodnim Brzegu i udaje, że nimi tam rządzi. Najważniejsze w tym udawaniu jest stawianie się arcywrogowi, bo tylko tak można być dla Palestyńczyków wiarygodnym, a poza tym rywalizacja z Hamasem taką konieczność już dawno narzuciła. Więc Abbas się stawia, oczywiście tylko umiarkowanie i tylko w takich granicach, na jakie mu Żydzi pozwalają, czego dowodem ma być ówże dyplomatyczny sukces na forum ONZ. Pokrzepiony nim Abbas zapowiedział nawet, że wznowi wkrótce rokowania pokojowe z Izraelem, zawieszone przed 4 laty, w reakcji na krwawe jatki urządzone wtedy mieszkańcom Gazy.
Tymczasem jednak rozmowy zaczęły się bez Abbasa i zaczął je właśnie Hamas. Po tygodniowej wojnie w Gazie, przerwanej dzięki mediacji prezydenta Mursiego z Egiptu, negocjatorzy z Izraela i z Hamasu przybyli do Kairu, aby dogadać szczegóły osiągniętego porozumienia. Ponieważ żadna ze stron formalnie drugiej nie uznaje, nie zasiadają oni przy wspólnym stole i nie podają sobie rąk. Spotykają się tylko w siedzibie centrali egipskiego wywiadu wojskowego i komunikują wyłącznie przez miejscowych pośredników. Fakt, że w takich warunkach doszło jednak do kontaktu i że porozumienie przybiera realne kształty jest dowodem na to, jak dalece wojowniczy Hamas wyprzedził ugodowy al-Fattah także na polu dyplomatycznym.
Wyniki najłatwiej można dostrzec w porcie rybackim Gazy. Izrael musiał trochę poluzować blokadę i podwoił dystans, na jaki pozwala wypływać od brzegu Gazy łodziom rybackim. Do sieci zaczęły więc trafiać i na bazarach pojawiły się rzadko dotąd oglądane gatunki ryb śródziemnomorskich: barbaty (Mullus barbatus), zagrożone, żyworodne raje mobular (Mobula mobular) i najchętniej ze wszystkich łowione labraksy (Dicentrarchus labrax), w Grecji znane jako lavraki, we Włoszech – branzino, po angielsku zwane sea bass, a po polsku mające także handlową nazwę bar, moren lub okoń morski. „Przez całe lata błagaliśmy ONZ choćby o kilka metrów strefy połowowej więcej, wzywaliśmy Czerwony Krzyż i inne organizacje międzynarodowe, i wszystko na próżno. Hamas udowodnił, że wobec Izraela opłaca się tylko twardy opór” – żali się Adnan al-Wanni, ważny człowiek al-Fattahu z palestyńskiego ministerstwa rolnictwa.
Wytargowane od ręki przerwanie ognia zniosło także narzuconą przez Izrael lądową strefę buforową wzdłuż granicy, co od razu zwiększyło o jedną czwartą obszar ziemi uprawnej w Gazie. Wprawdzie zbliżanie się do samej granicy jest nadal skrajnie niebezpieczne i dwie osoby zginęły, a kilka innych zostało rannych od kul izraelskich już po przerwaniu ognia, gdy próbowały zatykać na zasiekach palestyńskie flagi, ale kupcy z Gazy są dobrej myśli. Części z nich wznowiono pozwolenia na wjazd do Izraela po zaopatrzenie. Widać z tego, że Izrael zniszczywszy prawie 80% wojskowej infrastruktury Hamasu, przestawił się z metody kija na marchewkę i szuka sposobu na ułożenie sobie spokojniejszych relacji z Hamasem. Wobec ogromu narosłych krzywd i zadanych Palestyńczykom ran, a także ogólnego klimatu, jaki wobec Arabów panuje w Izraelu nie sądzę, aby było to możliwe dłużej, niż jest potrzebne Gazie na wylizanie najświeższych ran, ale póki co, jest chwila cennej ulgi.
Po tygodniu bombardowań Hamas okazał się jednak na tyle elastyczny, że z energią przystąpił do odbudowy zniszczeń i do rokowań. W pewnym sensie ma pod tym względem łatwiejszą pozycję negocjacyjną niż al-Fattah. W odróżnieniu od Abbasa Hamas nie musi bowiem stawiać warunku zaprzestania budowy osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu, bo ten problem jakby go nie dotyczy. Chociaż plakaty w Gazie dziękują Iranowi za dostarczone rakiety Fardż, i chwalą Persów po arabsku, persku, a nawet po hebrajsku, to tamtejsi islamscy duchowni przyjęli przerwanie ognia z ulgą i zarządzili dziękczynne modły. Emir Kataru już zapowiedział pomoc dla Gazy w wysokości 400 mln $.
Izrael też ma swoje ukryte rachuby w nawiązaniu dialogu z Hamasem. Uznając w ten sposób islamistów za władców Gazy, Żydzi chcą pogłębić palestyńskie podziały i zabrać Abbasowi połowę jego władzy. Rokowania w Kairze mają także poprawić relacje Izraela z nowymi władzami Egiptu i uczynić z Mursiego gwaranta dobrych zachowań Hamasu wobec Izraela. Być może jest w tym i dalsza rachuba na oswajanie Bractwa Muzułmańskiego oraz pogłębianie podziałów wśród islamistów w ogóle. Może to być również zapowiedź jeszcze większych przetasowań i zmian stanowisk. Likud, rządząca w Izraelu partia premiera Binjamina Netanyahu, ma bowiem dokonać rewizji swej karty programowej, w której zawiera się roszczenie do całej Palestyny, jako ziemi należnej Żydom. Jak na razie obie strony wydają się jednak przedkładać praktyczne porozumienia tymczasowe nad uroczyste podziały kraju i polityczne deklaracje terytorialne po wsze czasy. Jeśli chwalony za elastyczność Hamas przyjmie taką postawę na dobre, a sfrustrowany al-Fattah usztywni się bardziej niż dotąd, różnice między obiema Palestynami będą się zacierać. Jak na razie jednak karty w tej grze wciąż rozdaje Izrael, a końca tej gry nie widać.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.