Po blisko dwóch latach wojny domowej w Syrii żadna ze stron nie zdołała uzyskać zdecydowanej przewagi i zakończyć krwawego konfliktu. Z jednej strony wspomagane przez zachodnie rządy oddziały rebeliantów oraz członkowie al-Kaidy, a z drugiej wspierane przez Rosję, Chiny oraz Iran prorządowe wojska Baszara al-Assada toczą zaciekłe walki o najmniejsze nawet miasta dokonując przy tym zbrodni przeciw ludzkości.
Istnieje prawdopodobieństwo, że amerykański i izraelski wywiad uzyskały informacje, iż syryjskie wojsko planuje użyć broni chemicznej, przede wszystkim sarinu. W tym celu miały zostać weń wyposażone bomby lotnicze, a ich użycie zależy tylko od rozkazu al-Asada. Tymczasem Barack Obama oraz szef NATO Anders Rasmussen zapowiedzieli, że jeśli władze w Damaszku zdecydują się użyć gazów bojowych, to jedyną właściwą reakcją będzie zbrojna interwencja w Syrii. Nie bez znaczenia jest też fakt, że grupa uderzeniowa US Navy z lotniskowcem Eisenhower na czele przekroczyła Kanał Sueski i dotarła już do wybrzeży Syrii. W sumie w rejonie konfliktu operuje ok. 10 tysięcy żołnierzy.
Tymczasem na YouTube opublikowano film, na którym domniemani syryjscy rebelianci testują na królikach broń chemiczną. Jeśli jest on autentyczny, to może oznaczać dwa wyjścia: albo gazy bojowe z wojskowych składów dostały się w ręce powstańców, albo zostały one zdobyte w inny sposób na przykład dostarczone przez al-Kaidę albo wyprodukowane własnymi siłami. Nie można zatem wykluczyć, że to rebelianci użyją jako pierwsi broni chemicznej. Reżimowe wojska odpowiedzą tym samym, a społeczność międzynarodowa nie będzie miała wyboru i zostanie zmuszona do interwencji. Jej skutkiem, najprawdopodobniej będzie usunięcie Baszara al-Asada i osadzenie mniej lub bardziej sprzyjającemu Zachodowi rządu. Otwartym zostaje pytanie o reakcję Rosji i Iranu. Wiadomo przecież, że w Syrii cały czas stacjonują rosyjskie wojska, a Iran dostarcza swojej pomocy dla władz w Damaszku.
Przyczyn brutalności konfliktu (w którym zginęło już ponad 40 tysięcy ludzi) należy upatrywać także w postawie państw zachodnich oraz Rosji. Przez prawie dwa lata oba obozy hojnie wspierają sprzętem i uzbrojeniem strony konfliktu, a brytyjscy i amerykańscy oficerowie po cichu szkolą syryjskich rebeliantów do walki z siłami rządowymi. Z kolei reżim Assada dzięki dostawom z Rosji może jeszcze długo odpierać ataki opozycjonistów. Po fiasku misji Kofiego Annana z inicjatywy ONZ wydaje się więc, że rychły koniec walk może przynieść tylko interwencja z zewnątrz.
Wiele zależy od tego w jakiej formie zostałaby ona przeprowadzona: regularnej wojny połączonych sił rebeliantów i NATO, aż do zniszczenia sił rządowych, czy może tajnej operacji wyeliminowania Asada i osadzenie w Damaszku tymczasowego rządu jedności narodowej podobnego do tego z Tunezji, czy Libii. Opcja pierwsza spowodowałaby z pewnością duże straty i mogła potrwać nawet kilka miesięcy. Druga jest dużo mniej prawdopodobna, choć szybsza i łatwiejsza do przeprowadzenia. Tak czy inaczej z zakończenia wojny domowej w Syrii mogłyby być z pewnością zadowolone kraje ościenne: Turcja, Jordania oraz Izrael. Te dwa pierwsze kraje zwłaszcza z powodu zatrzymania exodusu uchodźców, a Izrael z powodu likwidacji problemu trudnego sąsiada.
Eliminacja zagrożeń ze strony sąsiadujących z Izraelem krajów mogłaby się stać preludium do przygotowywanego od co najmniej kilku miesięcy uderzenia na instalacje nuklearne Iranu. Jeśli Izrael rzeczywiście planuje atak to dni Baszara al-Asada są już policzone.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.