Z cyklu
CZTERY STRUNY ŚWIATA
Dziś wieczorem zapraszam na Bliski Wschód: Natasza Atlas i kojący arabski chillout do snu.
Piątek to dla nas dzień, który kończy tydzień pracy. Na Wschodzie też jest on uroczysty. Muzułmanie byli dziś w południe w meczetach, aby posłuchać chotby (kazania) i poczuć krzepiącą wspólnotę modlitwy wśród podobnych sobie. Piątek nie musi jednak dla nich być dniem odpoczynku, religia nie zabrania im pracy albo handlu. Jest to natomiast surowy wymóg u żydów, u których po zachodzie słońca zaczął się już święty dzień szabatu. Przeważnie skończyli już seder (wieczerzę) i snują się po domach, gdzie przez całą noc palić się będzie światło.
Dla mnie jest to dzień, w którym schodzi ze mnie całe zmęczenie z tygodnia i zwykle odczuwam ulgę na myśl o perspektywie całego weekendu do dyspozycji. Jedna z moich wnuczek, Weronika, właśnie jutro skończy pierwszy roczek i mam nadzieję z tej okazji zobaczyć się także z innym moim potomstwem obojga pokoleń.
Na Bliski Wschód wyjeżdżam dopiero za tydzień i tym razem może to być wyjazd trudny, bo w bezpośredni rejon wojny. Dziś zapraszam więc na relaksujący koncert współczesnej muzyki arabskiej, który uwodzicielsko-erotycznym zaśpiewem (a może mi sie tylko takim on wydaje) zaczyna Natasza Atlas. Afrykańskie przysłowie (malgaskie) mówi, że „o zmroku każdą przyjemność odczuwamy podwójnie” i wiem, że na pewno dotyczy ono także muzyki.
Źródło: Bogusław Jeznach
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.