Negocjacje Turcji z Unią Europejską w sprawie przystąpienia tego kraju do Wspólnoty rozpoczęły się formalnie w kwietniu 1987 roku. Przez ponad 25 lat żadnemu rządowi w Ankarze nie udało się sfinalizować rozmów i wprowadzić kraju do Unii. Nie dziwi zatem fakt, że po ponad dwóch dekadach Turcja odwraca się od Europy i próbuje pójść własną ścieżką
Tak naprawdę, kraje Europy Zachodniej nigdy nie chciały Turcji we Wspólnocie. Obecność tego kraju w UE dla wielu polityków niemieckich, czy francuskich była równoważna z otwarciem się Europy na cały muzułmański świat, także z zagrożeniem w postaci terroryzmu. Władze w Ankarze na pewno wyczuwały niechętne dla akcesji nastroje, ale mimo to wciąż wierzyły, że uda się przełamać impas w rozmowach. Jednak ich rekordowa długość wyczerpała w końcu cierpliwość tureckich polityków.
W styczniu tego roku premier Turcji Recep Erdogan powiedział, że wobec przedłużających się rokowań z Unią Europejską będzie poszukiwać “alternatywnych rozwiązań. Erdogan powiedział wprost, że poważnie rozważa, by Turcja została stałym członkiem Szanghajskiej Organizacji Współpracy, rezygnując tym samym z kandydowania do Unii. Pół roku wcześniej, w czerwcu 2012 roku podczas szczytu w Pekinie SOW przyznała Turcji status partnera.
Na reakcję UE, trzeba było czekać prawie miesiąc. Pod koniec lutego br. podczas spotkania w Ankarze, kanclerz Angela Merkel wyraziła chęć przełamania impasu w rozmowach, zastrzegając przy tym, że jest sceptyczna wobec pełnego członkostwa Turcji w UE.
Turcja pomimo członkostwa w NATO staje się dla Rosji łakomym kąskiem. Tym bardziej, że wobec przedłużającego się konfliktu w Syrii i związanego z tym brakiem reakcji Stanów Zjednoczonych i Unii Europejskiej, Moskwa może skutecznie wpłynąć na Baszara al-Assada, by nie prowokował władz w Ankarze do zbrojnej odpowiedzi na zaczepki ze strony Syrii. Na granicy obu tych krajów już kilkukrotnie dochodziło do incydentów, w których brały udział m.in. tureckie myśliwce.
Rosja pół roku temu zaprosiła Turcję, do unii celnej w ramach Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej. Propozycja ta wydaje się być tym bardziej atrakcyjna, że Unię trawią problemy natury gospodarczej i politycznej, które mogą trwać jeszcze latami. Władze na Kremlu doskonale zdają sobie sprawę z trudnych relacji UE-Turcja i dlatego chętnie widziano by Ankarę z dala od struktur euroatlantyckich. Miesiąc temu na posiedzeniu Wspólnej Grupy Planowania Strategicznego szefowie MSZ Rosji i Turcji Siergiej Ławrow i Ahmet Davutoğlu potwierdzili dążenie do rozwoju wzajemnych kontaktów między obu krajami. Rozmowy dotyczyły przede wszystkim spraw energetyki m.in. Gazociągu Południowego i budowy tureckiej elektrowni atomowej Akkuyu.
“Powrót” Turcji na Bliski Wschód może też być doskonałą okazją do rozwoju radykalnych środowisk muzułmańskich określających się jako wrogowie świata zachodniego. Nastroje te podgrzał pod koniec lutego tego roku podczas spotkania Sojusz Cywilizacji organizowanego przez ONZ w Wiedniu premier Recep Erdogan, który powiedział, że podobnie jak “syjonizm, antysemityzm i faszyzm” islamofobia powinna być uważana za zbrodnię przeciwko ludzkości. Te słowa wywołały wściekłość w Izraelu, zostały też skrytykowane przez Waszyngton i sekretarza generalnego ONZ Ban Ki Muna. Relacje Tel Awiw-Ankara uległy znacznemu ochłodzeniu po incydencie ze statkiem Mavi Marmara przed trzema laty, kiedy zginęło 9 tureckich obywateli.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.