Zachód wobec konfliktu syryjskiego – strategia klęski

Rozwijający się od marca 2011 r. konflikt syryjski jest jednym z najbardziej dynamicznych, najmniej przejrzystych oraz najtrudniej przewidywalnych. Już określenie wszystkich uczestniczących w nim aktorów nastręcza wystarczających trudności. Mimo tego, da się w wydarzeniach syryjskich wyróżnić kilka ich wymiarów, w których Zachód i jego sojusznicy starają się oddziaływać na sytuację w tym kraju. Analizując każdy z tych wymiarów można rozpoznać uwarunkowania konfliktu, przypuszczalne motywy jego uczestników, następnie zaś na ich podstawie pokusić się o jego krótkoterminową prognozę.

Wymiar etniczny

Czynnikowi etnicznemu przypisano duże znaczenie w strategii pozbawienia władzy Baszara al-Assada. Wykorzystanie zróżnicowania etnicznego kraju przeciw antyamerykańskim rządom nie jest w polityce Waszyngtonu nowością. Obalenie w 2001 r. rządzących Afganistanem i mających poparcie przede wszystkim wśród pasztuńskiej większości mieszkańców tego kraju talibów odbyło się za pośrednictwem skonstruowanego wówczas naprędce przez dyplomację amerykańską Sojuszu Północnego, zrzeszającego antytalibańską opozycję głównie spośród mniejszości narodowych: tadżyckiej, uzbeckiej i chazarskiej. Przy obalaniu w 2003 r. rządzącego Irakiem i mającego poparcie przede wszystkim wśród tamtejszych sunnitów Saddama Husajna, Amerykanie także odwołali się do poparcia uciskanych przez niego grup religijnych i narodowościowych, mianowicie szyitów i Kurdów (nie po raz pierwszy zresztą, bo już w 1991 r. wzniecili wśród obydwu tych grup zakończone jednak wówczas niepowodzeniem antysaddamowskie powstania). Z kolei przy obalaniu rządzącego Libią Muammara Kaddafiego, USA popierały zbuntowane przeciwko dyktatorowi plemiona położonej na wschodzie kraju Cyrenajki, przeciwko lojalnym wobec niego plemionom położonej na zachodzie Trypolitanii. Wykorzystania czynnika etnicznego przeciw reżymom dyktatorskim można doszukiwać się także w polityce USA wobec kryzysu kosowskiego w 1999 r. Z mniejszym powodzeniem od lat Waszyngton próbuje udzielać poparcia separatyzmowi beludżyjskiemu w Iranie.

syria_goroce_tematy

Syria. Wojna domowa – RAPORT 

 

W przypadku Syrii, grupą narodową stanowiącą zagrożenie dla tamtejszego rządu są popierani przez USA Kurdowie. W kraju żyją też inne mniejszości narodowe, jak zamieszkujący głównie w Aleppo Ormianie lub tradycyjnie popierający Assada uchodźcy z rosyjskiego Kaukazu: Czeczeni, Ingusze, Czerkiesi, Abchazowie, Osetyńcy, Kabardowie, Bałkarzy i inni. Siły opozycyjne już na początku 2012 r. zapowiedziały rozprawienie się z imigrantami z Kaukazu zaraz po obaleniu Assada. Z drugiej jednak strony, swoje poparcie dla nich zapowiedziała Turcja, zaś głosy sympatii dla rebeliantów płyną z kolei od działających na Kaukazie islamistów. Jeszcze większe zainteresowanie wykazują władze tureckie społecznością syryjskich Turkmenów. Łączy ich z Turcją wspólne turańskie dziedzictwo kulturowe, język i pokrewieństwo etniczne. W Syrii zamieszkują w zwartych grupach między innymi w Latakii, Hamie, Aleppo, Homs i na Wzgórzach Golan. Już w 1994 r. z inicjatywy Turcji zawiązana została turkmeńska organizacja samopomocowa Bair-Budżak. Wpływy Ankary wśród syryjskich Turkmenów pozwoliły wkrótce po wybuchu antyassadowskich demonstracji w 2011 r. powołać kolejne grupy: Syryjski Ruch Turkmeński i Syryjską Grupę Turkmeńską, zjednoczone następnie w Syryjski Blok Turkmeński. Powstał także Syryjski Demokratyczny Ruch Turkmeński i organizacja-parasol Syryjska Platforma Turkmeńska. W prowincji Latakia działa ponadto zbrojna Brygada Turkmeńskiej Góry pod dowództwem pułkownika Muhammada Awada. Swoją zbrojną formację posiadają także Turkmenii z Aleppo, nad którymi dowództwo sprawuje Ali Baszer. Żadna z tych grup nie uznaje się jednak za część Wolnej Armii Syryjskiej i nie przyjmuje rozkazów jej sztabu generalnego.

O ile zatem zachodnie próby zbuntowania mniejszości narodowych przeciw Assadowi są bardzo wyraźne, o tyle postawa samych mniejszości wobec rebelii już bardziej ambiwalentna, padające zaś ze strony rebeliantów groźby rozprawienia się z mniejszościami po zwycięstwie bynajmniej nie sprzyjają pozyskaniu ich poparcia. Zachodni plan odwołania się do mniejszości narodowych dla przechylenia szali zwycięstwa na rzecz przeciwników Assada jak dotychczas nie przyniósł zatem rezultatu. Przyznać by należało w tym miejscu rację francuskiemu komentatorowi Bruno Drwęskiemu, który stwierdził że „istniejące państwo syryjskie cieszy się rzeczywistym poparciem społecznym i posiada nie dającą się lekceważyć bazę społeczną”. Assad utrzymał się jak dotychczas przez dwa lata prowadząc walkę niemal na wszystkich frontach i będąc pozbawionym silnego, bezpośrednio sąsiadującego z Syrią sojusznika. Pochodząca z poboru i postawiona wobec sytuacji rewolucyjnej w kraju armia nie rozpadła się, ani nie wymówiła posłuszeństwa władzom. „Jest oczywiste, że niezależnie o jaki reżym by chodziło, będąc poddanym tak silnej presji i nie posiadając graniczącego z nim silnego sojusznika, nie mógłby przetrwać bez poparcia większości swoich obywateli” zauważa cytowany już Drwęski.

Wymiar strategiczny

Rozdrobnienie etniczne, wyznaniowe i polityczne syryjskiej opozycji znajduje odzwierciedlenie w strukturze zbrojnego oporu. Najpoważniejszym jego członem wciąż pozostaje Wolna Armia Syryjska (WAS). Została ona utworzona dzięki staraniom tureckich służb specjalnych dla potrzeb strategicznej koordynacji aktywności zbrojnych przeciwników Baszara al Assada. Dowodzi nią pułkownik Riad al-Assad, który w lipcu 2011 r. zdezerterował z rządowej armii syryjskiej i od tego czasu przebywał w tureckim obozie dla uchodźców w Apaidin. Wiele organizacji nie podporządkowało się jednak zjednoczonemu dowództwu i zachowało swoją niezależność. Jest wśród nich islamistyczna grupa Ahrar al-Szam i będąca syryjskim odgałęzieniem Al-Kaidy Dżebhat an-Nusra. Po roku działalności od WAS zaczęły ponadto odrywać się kolejne grupki, ogłaszając wobec niej swoją autonomię. Są wśród nich: grupa Kasema Sadiddina w Homs; powstała w sierpniu 2012 r. Syryjska Armia Narodowa pod dowództwem Mohammeda Husejna el-Hadż Alego; Zjednoczone Dowództwo Wojskowe; Syryjska Grupa Wsparcia utworzona najprawdopodobniej z inicjatywy CIA; Zjednoczone Dowództwo Rady Wojenno-Rewolucyjnej i sztab generalny Rady Najwyższego Zjednoczonego Dowództwa Wojskowego pod kierownictwem generała brygady Salima Idrisa, Rada Wojenna WAS pod dowództwem gen. Mustafy El-Szeiha i inne. Grupy te nie osiągnęły porozumienia wystarczającego by występować pod wspólnym szyldem i wypracować wspólny plan co do przyszłości Syrii po ich ewentualnym zwycięstwie, nie są jednak ze sobą skonfliktowane, gdyż łączy je wspólny cel w postaci obalenia Baszara al-Assada. Wobec jego reżymu stosują „strategię roju”, polegającą na nękaniu go licznymi i powtarzającymi się atakami o niewielkiej intensywności, stopniowo dezorganizującymi sytuację w państwie.

Cywilnym wymiarem opozycji są istniejące w wielu różnych miejscach kraju komitety koordynacyjne. Są to struktury cywilne, w zależności od okoliczności wspierające bezpośrednio rebeliantów, prowadzące akcje sabotażowe lub organizujące protesty. Niekiedy wraz ze zmieniającą się sytuacją wielokrotnie modyfikują charakter swojej działalności, co utrudnia ich identyfikację. Czysto cywilny charakter mają działające poza granicami Syrii środowiska skupiające swoją uwagę na kwestiach humanitarnych i przestrzegania praw człowieka. Pozyskują one często środki finansowe dla rebelii, budują dla niej poparcie wśród rządów i w opinii publicznej Zachodu, wreszcie odgrywają rolę w rozpowszechnianiu informacji na temat przebiegu wydarzeń. Informacje te nie zawsze odpowiadają faktom, czego przykładem były powtarzające się już w 2012 r. pogłoski o rzekomym użyciu przez rządowa armię syryjską broni chemicznej, następnie sfalsyfikowane przez samych zachodnich dziennikarzy.

Wymiar ekonomiczny

Wspomniane już rozproszenie i zdecentralizowany charakter opozycji wyraźnie wyróżnia rewolucję syryjską na tle „kolorowych rewolucji” w krajach takich jak Serbia (2000 r.), Gruzja (2003 r.), Ukraina (2004 r.), Liban (2005 r.) czy Kirgistan (2005 r.), a także na tle wydarzeń w Tunezji, Egipcie i Bahrajnie w 2011 r. We wszystkich tych przypadkach ośrodkiem rewolucji była stolica państwa. W Syrii – przeciwnie, protesty rozpoczęły się na obszarach wiejskich, graniczących z Jordanią, następnie też na terenach graniczących z Libanem, później zaś także z Turcją i z Irakiem. Jak zauważa rosyjski komentator Leonid Sawin, sytuacja w Syrii przypomina pod tym względem tą na Północnym Kaukazie, gdzie zbrojna partyzantka i ruchy islamistyczne również opierają się przede wszystkim na zaciągu dokonywanym spośród zmarginalizowanej gospodarczo i pozbawionej perspektyw młodzieży wiejskiej.

Regionalne i klasowe podziały na tle ekonomicznym stworzyły społeczną bazę dla protestów, a następnie dla zbrojnej rebelii w Syrii. Powstaniu tych podziałów sprzyjały neoliberalne reformy ekonomiczne przeprowadzane przez Assada, szczególnie od połowy lat 2000-nych, w mniejszym zakresie zaś już od początku lat 90-tych. Cytowany wyżej Bruno Drwęski pisze, że „Zewnętrzne naciski doprowadziły do liberalizacji gospodarczej na przeciągu ostatnich dwudziestu lat, skutkującej wzrostem podziałów klasowych oraz podziałów pomiędzy regionami bardziej faworyzowanymi, a mniej faworyzowanymi, co było z kolei jednym z czynników napędzających obecny kryzys”. Polityka ekonomiczna Syrii była zatem niekonsekwentna i przyczyniła się do powstania sprzeczności społecznych, a także międzyregionalnych. Walki rozpoczęły się w prowincjach najuboższych i najbardziej w toku reform zmarginalizowanych. Jak zauważa Sawin, reformy te „po części stworzyły bazę dla przyszłego niezadowolenia, ponieważ wygenerowały społeczne podziały”.

Władzom syryjskim udało się jednak zachować kontrolę nad procesami gospodarczymi w państwie i uniknąć uzależnienia od zagranicznych banków, zachować samowystarczalność żywnościową kraju, a także samowystarczalność w zakresie produkcji medykamentów. Procesy gospodarcze w kraju znajdowały się wciąż pod kontrolą państwowej biurokracji syryjskiej, nie zaś MFW czy Banku Światowego. Wymuszana przez instytucje zachodnie liberalizacja syryjskiej gospodarki sprzyjać miała osłabieniu tej kontroli i doprowadzić do społecznej fragmentacji.

Jeszcze innym aspektem ekonomicznej strony konfliktu jest znaczenie i potencjalna rola Syrii w tranzycie węglowodorów. W 2009 r. Baszar al-Assad ogłosił „strategię czterech mórz” mającą uczynić z Syrii korytarz tranzytowy ropy i gazu, połączony rurociągami z basenami Morza Czarnego, Morza Kaspijskiego, wschodniej części Morza Śródziemnego, a także z basenem Zatoki Perskiej. Odrzucono jednak następnie ofertę eksportową Kataru. Równocześnie, w lipcu 2011 roku, tak więc już w trzy miesiące po rozpoczęciu zamieszek w Syrii, sfinalizowane porozumieniem zostały prowadzone od roku rozmowy pomiędzy władzami w Damaszku, w Bagdadzie i w Teheranie. Umowa dotyczyła budowy zwanego wartego 10 mld $ rurociągu (zwanego „rurociągiem przyjaźni”) łączącego największe na świecie złoża ropy w Południowym Pars w jego irańskiej części, ze śródziemnomorskimi portami Syrii i Libanu, przez terytorium irackie. Do realizacji kontraktu zdecydowane były nie dopuścić władze Kataru, które podjęły się wspierania syryjskiej rewolucji z celem zniszczenia infrastruktury naftowej tego państwa i obniżenia jego wiarygodności inwestycyjnej. Z tych samych powodów w poparcie dla rebelii zaangażowały się władze w Ankarze, wśród swoich celów strategicznych stawiając sobie zachowanie dla Turcji statusu jedynego wiarygodnego pośrednika w tranzycie nośników energii do Europy.

Wymiar polityczno-religijny

Z kolei Arabia Saudyjska, w przeciwieństwie do Kataru, dąży nie do destabilizacji Syrii, ale do całkowitego obalenia rządu w Damaszku. Na gruncie wspólnoty religijnej, obydwie sunnickie monarchie mogą ze sobą współpracować, pomimo równoczesnej rywalizacji o wpływy w pozostałych krajach sunnickich. Jak donosi „Sunday Times” z 5 maja, współpraca ta mogłaby zostać rozszerzona także o Jordanie, Turcję, Zjednoczone Emiraty Arabskie a nawet Izrael. Efektem ewentualnego zawarcia takiego porozumienia byłoby powstanie „pierścienia umiarkowanych państw islamskich” powstrzymującego i neutralizującego rosnące wpływy Iranu, który w ostatnich latach wyrósł na geopolityczne centrum szyickiego islamu. Szyici mieszkają w dużej liczbie w Syrii, gdzie wraz z alawitami i miejscowymi chrześcijanami stanowią główne oparcie dla Baszara al-Assada. Szyicki charakter ma także libański Hezbollah, będący największą siłą militarną w tym kraju i zaangażowany bezpośrednio w wojnę domową w Syrii po stronie sił rządowych. Szyici stanowią większość mieszkańców Bahrajnu, w którym wywołali w 2011 r. rewolucję przeciwko sprzyjającemu Saudom domowi panującemu, stłumioną dopiero z pomocą Rijadu. Znacząca społeczność szyicka żyje wreszcie na terytorium samej Arabii Saudyjskiej, potencjalnie zagrażając tamtejszej autokratycznej dynastii.

Z drugiej strony, syryjska rewolucja ulega coraz większemu nasyceniu elementami sunnicko-islamistycznymi. 15 tysięcy spośród rebeliantów to cudzoziemscy ochotnicy. Co najmniej 500 z nich to poddani króla Arabii Saudyjskiej. Dalszych 300 pojmanych na polu walki lub podczas nielegalnego przekraczania granicy znajduje się w syryjskich więzieniach. Według informacji „New York Times”, w okresie od stycznia 2013 r. z Kataru i z Arabii Saudyjskiej wysłano ponad 160 lotniczych transportów broni do Turcji. Następnie na ciężarówkach trafiała ona na granicę syryjską, gdzie przekazywano ją rebeliantom. Jak poinformowała z kolei “Krasnaja zwiezda”, dwóch oficerów irackiego wywiadu przyznało, że licząca sobie około 2 tys. bojowników Dżebhat an-Nusra operująca przede wszystkim na pograniczu syryjsko-irackim i dominująca rebelię w tym regionie, korzysta z regularnego wsparcia finansowego Al-Kaidy i utrzymuje wspólnie z nią trzy obozy treningowe. Według „Times”syryjską rewolucję poprzeć miało zbrojne skrzydło Hamasu. Ta palestyńska organizacja działała od 1999 r. w Syrii w porozumieniu z władzami tego państwa, po tym jak wcześniej usunięto ją z Jordanii. W 2011 r. jej liderzy zaczęli jednak przenosić się do Kataru, od władz którego otrzymywali liczące się wsparcie finansowe. W lutym 2012 r. wyjechał stojący na czele ugrupowania Chaled Meszal. W walki na terenie Syrii po stronie rebeliantów zaangażowana jest obecnie będąca zbrojnym ramieniem Hamasu brygada Izzedin al-Kassam. Pomimo tego, władze organizacji wciąż zaprzeczają pogłoskom o swoim poparciu dla rewolucji. Penetrację islamistów w Syrii potwierdził też dyrektor wywiadu niemieckiego, Gerhard Schindler mówiąc: „W Syrii z powodzeniem działają struktury terrorystyczne mające związki z Al-Kaidą. Chodzi szczególnie o kilka tysięcy bojowników z grupy Dżebhat an-Nusra, rola której w zbrojnej walce przeciw Assadowi wydaje się najbardziej znacząca”. Swoich możliwości islamiści dowiedli mordując 21 marca w zamachu bombowym w meczecie w Damaszku sprzyjającego władzom sunnickiego szejka Muhammada Saida Ramadana al-Buttę, 30 marca zaś w Aleppo sunnickiego szejka Hassana Sajfeddina.

Ewentualne porozumienie arabskich monarchii z Turcją i Izraelem, przez dyplomatów nazywane „4+1”, miałoby zatem być elementem strategii powstrzymywania wobec rosnącego w siłę mocarstwowego Iranu. Warto zauważyć, że nastąpiła tu dostrzegalna zmiana priorytetów patronującej przedsięwzięciu dyplomacji amerykańskiej: wcześniej deklarowała ona raczej chęć bądź to zmiany reżymu w Teheranie, bądź nie wykluczała ataku lotniczego na to państwo, celem zniszczenia irańskich instalacji nuklearnych. Obecnie deklarowane cele są już mniej ofensywne. Porozumienie napotkałoby jednak na znaczące trudności natury politycznej. Stosunki izraelsko-tureckie pogorszyły się bardzo po ataku Izraela w 2010 r. na konwój z pomocą humanitarną dla mieszkańców Strefy Gazy. W ataku śmierć poniosło wówczas ośmiu obywateli Turcji. W marciu 2013 r. Tel Awiw przeprosił jednak za atak, co rozpoczęło proces poprawy stosunków z Ankarą. Izrael nie utrzymuje też formalnych stosunków dyplomatycznych z Arabią Saudyjską, ani ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Minister spraw zagranicznych Turcji, Ahmet Davutoglu w wypowiedzi dla „Hürriyet Daily News”zaprzeczył przy tym pogłoskom na temat ewentualnego porozumienia „umiarkowanych państw islamskich” z Izraelem, nazywając takie spekulacje „manipulacjami, nie mającymi nic wspólnego z prawdą”. „Sunday Times”przytacza tymczasem konkretne warunki porozumienia: Izrael miałby uzyskać dostęp do stacji radarowych w Arabii Saudyjskiej i w Emiratach, w zamian oferując władzom w Rijadzie i w Abu Zabi informacje uzyskane przez własne systemy wczesnego ostrzegania oraz sprzedaż systemów obrony przeciwrakietowej Iron Dome, zdolnych do neutralizacji rakiet wystrzelonych z dystansu od 4 do 70 km. Jordania miałaby być chroniona przez izraelskie systemy przeciwrakietowe dalekiego zasięgu.

Zmiana strategii Zachodu?

Starania lub choćby spekulacje na temat porozumienia „umiarkowanych państw islamskich” i Izraelem i Turcją wskazywać mogą na niepowodzenie dotychczasowej strategii walki z rządem Baszara al-Assada. Dostawy broni dla rebeliantów przez państwa arabskie i Turcję, szkolenie i wsparcie wywiadowcze przeciwników Assada nie przechyliły szali zwycięstwa na stronę opozycji. W ostatnich tygodniach syryjskie wojska rządowe odnotowały sukcesy w walkach z rebeliantami na pograniczu z Libanem i w pobliżu Homs. 27 kwietnia przedstawiciel rosyjskiego ministra spraw zagranicznych, Michaił Bogdanow doprowadził w Bejrucie do porozumienia o współpracy Moskwy z Hezbollahem. 30 kwietnia przywódca Hezbollahu, Hassan Nasrallah oświadczył publicznie, że jego organizacja gotowa jest do udzielenia bezpośredniej pomocy siłom Assada. Stwierdził też wówczas, że powtarzające się oskarżenia syryjskich wojsk rządowych o użycie sarinu są pomówieniami, mającymi dać pretekst do zagranicznej interwencji w tym państwie. Dyplomacja irańska zażądała wszczęcia dochodzenia w sprawie domniemanego użycia broni chemicznej w Syrii. 1 maja, na wspólnej konferencji prasowej amerykański sekretarz obrony Chuck Hegel i jego brytyjski odpowiednik Philip Hammond nie wykluczyli w przyszłości bezpośrednich dostaw broni dla rebeliantów ze strony obydwu państw anglosaskich, gdyby doniesienia o użyciu przez syryjskie wojska rządowe broni chemicznej się potwierdziły. 3 maja, na konferencji prasowej w stolicy Kostaryki, San Jose Barack Obama jeszcze raz potwierdził możliwość wystąpienia w takiej sytuacji przez USA na forum ONZ z postulatem dozbrojenia syryjskich rebeliantów. Zarazem wykluczył możliwość wysłania do Syrii amerykańskich wojsk lądowych, mówiąc że po konsultacjach z bliskowschodnimi partnerami stwierdził, że „nie byłoby to dobre zarówno dla USA, jak i dla Syrii”. 5 maja w wypowiedzi dla włoskiej państwowej telewizji RSI, członkini komisji ONZ ds. zbrodni wojennych w Syrii, Carla del Ponte poinformowała o istnieniu podejrzeń dotyczących stosowania sarinu przez syryjskich rebeliantów, nie przez wojska rządowe. 6 maja komisja wydała oświadczenie, w którym zdystansowała się od wcześniejszych słów swojej własnej członkini, stwierdzając że brak jest jak dotychczas dowodów na użycie broni chemicznej przez którąkolwiek ze stron.

Równocześnie, w dniach 3-5 maja doszło do izraelskich ataków lotniczych na cele w Syrii. Zbombardowane zostało wojskowe centrum badawcze Dżamraja na północ od Damaszku, dwa bataliony 4. Dywizji Republikańskiej dowodzonej przez brata prezydenta, gen. Mahera Assada, a także siedziba prezydenta w Mount Quassioun, będąca także siedzibą arsenałów wojskowych i centrum dowodzenia. Przypuszczalnym wojskowym celem ataku było przecięcie irańskich dostaw rakiet Scud D i Fateh 110 dla walczących o znajdujące się w pobliżu libańskiej granicy miasto Al Qusayr elitarnych jednostek Hezbollahu: brygady Al-Kuds i przybyłej na miejsce walk 30 kwietnia brygady Al-Mahdi. W nalotach zginęło najprawdopodobniej około 300 żołnierzy 501. dywizjonu Syryjskiej Armii Arabskiej operującego w regionie Barzech, na północ od Damaszku. Pierwsze szacunki wojskowych skutków ataku podważają jednak jego skuteczność w zmniejszeniu militarnej roli Hezbollahu w syryjskiej wojnie domowej.

Skutki dyplomatyczne także oceniane są jako krytycznie. Podczas wizyty w Szanghaju, 6 maja izraelski premier Beniamin Netanjahu usłyszał od Władimira Putina ostrzeżenie, że Rosja nie będzie tolerować w przyszłości podobnych ataków. Gdyby się powtórzyły, Moskwa mogłaby zwiększyć zaopatrzenie Syrii w zaawansowaną technicznie broń – jak oceniają to powoływane przez Debka File izraelskie źródła wywiadowcze, chodziłoby o systemy przeciwrakietowe S-300 i zdolne do przenoszenia głowic nuklearnych rakiety ziemia-ziemia 9K720 Iskander o dużej precyzji i zasięgu 280 km. W rozmowie telefonicznej Putin zapowiedział Netanjahu, że Rosja zdecydowana jest nie dopuścić do obalenia Assada przez USA, Izrael, Turcję, Katar lub jakiekolwiek inne państwo. W odpowiedzi na ewentualne oficjalne dostawy amerykańskiej broni dla rebeliantów, zintensyfikowane zostaną rosyjskie dostawy dla strony rządowej. W związku z izraelskimi nalotami na Syrię niepowodzeniem zakończyły się zarówno wizyta amerykańskiego sekretarza stanu Johna Kerry’ego w Moskwie 6 maja, jak i wizyta Netanjahu w Chinach w tym samym dniu. Dwa dni przed przybyciem izraelskiego premiera, z chińskim prezydentem Xi Jinpingiem spotkał się przywódca palestyński Mahmud Abbas uzyskując od Pekinu korzystne dla Palestyny deklaracje w sprawie procesu pokojowego.

Według ocen analityków, naloty izraelskie mogły być zapowiedzią operacji lotniczej na szerszą skalę, którą wobec nieskuteczności dotychczasowego wsparcia dla rebeliantów miałyby wziąć na siebie NATO i Izrael. Zdaniem Williama Engdahla, naloty miały „przygotować światową opinię publiczną na przyjęcie przeprowadzonej na pełną skalę powietrznej kampanii na wzór libijski, która miałaby zmieść Syrię, w sytuacji gdy prowadzone od dwóch lat szkolenie i zbrojenie najemników a nawet terrorystów z Al-Kaidy by doprowadzić do zniszczenia reżymu syryjskiego, wydają się kończyć fiaskiem.” Zrezygnowano jak się wydaje z dotychczasowych dążeń do utworzenia na przygranicznych obszarach Syrii „stref bezpieczeństwa”, wedle oficjalnych zapowiedzi przeznaczonych dla cywilnych uchodźców, jak oceniają jednak eksperci pytani przez związany z rosyjską armią tytuł „Krasnaja zwiedza”, mających służyć zbudowaniu stabilnego strategicznego zaplecza dla rebelii. Wedle informacji podanych 9 kwietnia przez „Washington Post”, USA prowadziło w obozach na terenie Jordanii szkolenie 3 tysięcy rebeliantów, mających następnie być przerzuconymi do planowanych stref bezpieczeństwa w Homs i Darii. Plany te wydają się należeć już do przeszłości. Komentator „Asia Times” Pete Escobar twierdzi, że naloty „dowodzą, jak zdesperowani są członkowie tzw. koalicji chętnych – USA, Brytyjczycy, Francja, Arabia Saudyjska, Katar i Turcja – tym, co dzieje się w Syrii. Spodziewali się upadku rządu Baszara al-Assada w ciągu kilku miesięcy. Tymczasem minęły dwa lata, on zaś wciąż jest na swoim miejscu”. Według Escobara, naloty izraelskie były konsultowaną z władzami amerykańskimi prowokacją, mając skłonić do zbrojnej odpowiedzi Syrię, Hezbollah lub Iran. Kontratak taki zostałby przedstawiony jako pretekst dla rozpoczęcia nalotów na Syrię, podobnych do przeprowadzonych wcześniej wobec Libii, i do rozstrzygnięcia w ten sposób syryjskiej wojny domowej na korzyść rebeliantów

Tekst ukazał się  na łamach portalu Geopolityka.net

Tags: , , , ,