Przeprosił kobiety za to, że były świadkami strasznych scen. Przypomniał, że na Bliskim Wschodzie takie sceny (w sensie brutalnych i niezapowiedzianych śmierci) nie są rzadkością. Były chrześcijanin, który zmienił religię na polityczny islamizm.
Nie on jeden. Takie konwersje mają miejsce, ale jest ich bardzo mało – proporcjonalnie mniej niż nieradykalnych konwersji na islam (ok 5000 rocznie) w samej Wielkiej Brytanii.
Co powoduje, że ludzie wybierają radykalizm? Czemu morderca żołnierza nie wybrał sufizmu czy zwykłego islamu środka a ekstremalny radykalizm, od którego odcięły się główne muzułmańskie organizacje w Wielkiej Brytanii?
Naiwnością byłoby sądzić, że nie ma z tym w ogóle wspólnego polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii, realizowana zawsze w ścisłym porozumieniu z USA. Zresztą taki powód podał w mediach bezpośrednio sam zainteresowany. Nie wspomniał o niczym więcej tak naprawdę. I chociaż wewnętrzni przeciwnicy tejże polityki mordować nie będą, mogą nie być entuzjastami tego, co odbierają za okupację ich kraju (Afganistan), najeżdżanie ich kraju dronami (Pakistan), głuche milczenie (Syria, Palestyna), itp. Nie oznacza to przyzwolenia na mordowanie, ale niedorzecznością byłoby uznanie, że słoń z pokoju wyszedł, kiedy właśnie na środku niego stoi i machnął trąbą, zbijając całą porcelanę.
W latach dziewięćdziesiątych zradykalizowało się bardzo wielu muzułmanów w Wielkiej Brytanii. Nie stało się tak dlatego, że islam rzekomo promuje nienawiść, jak podtrzymują niewiele wiedzący o tej religii czytelnicy tabloidów. Wiele było przyczyn tego zjawiska, główne z nich to rozszalały British National Front, wojna w Bośni i, jak zwykle, impas w konflikcie palestyńsko-izraelskim. Moi znajomi muzułmanie – obecnie czterdziestolatkowie – opowiadali mi o rasizmie, z jakim mieli do czynienia na co dzień w Londynie, o pobiciach, podpaleniach i szantażach. Część z nich starała się to ignorować, część z nich z tym walczyć za pomocą pięści, niektórzy – szukali pomocy, a zdarzało się, że pomoc oferowały organizacje promujące kontruderzenie. Niektóre – bezpardonowy atak. Do tego dochodziły rozdarcia tożsamościowe, konflikty w domu, niezrozumienie, zawieszenie w pustce. Konwertyci porzucają stary system wartości na rzecz nowego, bo urzeka ich to, czego nie widza w starym. W islamie konwertytów uwodzi (jak wynika z moich badań na ten temat sprzed lat) dyscyplina i konsekwencja norm, w islamizmie jak mniemam, realizacja potrzeby przynależności (gdy się jest prześladowanym) oraz możliwość prowadzenia wojen.
Dla dociekliwych, islam dostarcza usprawiedliwienia dla podjęcia gwałtownej obrony. Wiele wersetów koranicznych podejmuje ten temat. Niektórzy egzegeci dżihadu wspominają o tym, że kiedy gmina islamska jest zagrożona, można atakować, ale tylko tych, którzy niszczą gminę muzułmańską.
Nietrudno w tej interpretacji zobaczyć ramię UK i USA na Bliskim Wschodzie. I, choć nie mam wątpliwości, że prawa Muzułmanów, mieszkających w Wielkiej Brytanii są chronione, a ich zwyczaje szanowane (przynajmniej na poziomie prawnym), polityka zagraniczna odbierana jest przez wielu jako jawna niesprawiedliwość.
Uliczny rasizm sprawy nie ułatwia.
Z tym że wielu muzułmanów brytyjskich przeciwstawia się polityce Wielkiej Brytanii, uczestnicząc w procesie demokratycznej opozycji.
Niektórzy – nie.
Z pięciu tysięcy konwertytów rocznie, dwóch zaangażowało się w potworne morderstwo, wymierzone przeciwko młodemu żołnierzowi, który wrócił z Afganistanu. Jak natychmiast zapewniły główne instytucje muzułmańskie, to że powołali się na islam nie świadczy o niczym. W tym tonie wypowiadał się też sam David Cameron, premier Wielkiej Brytanii, uznawszy morderców za zdrajców islamu.
Islam stał się dogodnym narzędziem w ich rękach – legitymizowanie swoich akcji wolą Boga jest zawsze bardzo wygodne i stare jak świat. Wielu zabija w imię tego czy innego Boga. Ostatnio za prześladowanie muzułmanów wzięli się w Birmie… buddyści. Abo raczej tacy, którzy się za nich uważają, bo przecież w naukach Buddy nie ma nic o prześladowaniu kogokolwiek…
Ale nie dajmy się zwariować, obarczając religię jako taką czy systemy religijne o całe zło. Komunizm pochłonął miliony ofiar, a Boga weń nie mieszano.
Są i tacy, którzy uznali, że stała się rzecz dobra, że śmierć żołnierza posłuży jako ilustracja tego, co się dzieje tysiące kilometrów stąd. To przeniesienie nieswojej wojny na tereny agresora, bo tak postrzegani są w wielu miejscach świata Brytyjczycy (i Polacy niestety też). W słowniku hiperradydałow spod znaku salafizmu nosi ona nawet odrębną nazwę “dżihadu koczowniczego” (nomadic Jihad).
Percepcja taka nie trwa od wczoraj. Trwa od dawna, tyle, że nie czytamy przecież arabskiej, afgańskiej czy perskiej prasy na co dzień.
Michael Adebolajo był nagabywany przez brytyjskie służby specjalne. Dlaczego, nie wie na razie nikt. Czemu nie zapobieżono tragedii? Na to pytanie będą sobie musieli odpowiedzieć decydenci tychże, podobnie jak w przypadku World Trade Center – i oby zrobiono to jak najszybciej.
Czy rzecz się powtórzy? Pewnie tak. Napięcie rośnie, ponieważ po obu stronach jest bardzo wielu radykałów, którzy nie potrafią przewidzieć konsekwencji swoich ruchów. English Defence Leaugue nawołuje do palenia meczetów i wyrzucania muzułmanów (czy szerzej, w ogóle imigrantów) z Wielkiej Brytanii. Sympatycy Abu Qatady nawołują do prowadzenia dżihadu w Wielkiej Brytanii. My – czyli większość – jesteśmy w potrzasku moralnym i intelektualnym. Bo walczyć z radykalizmem trzeba, ale czy walka musi oznaczać prześladowanie?
Zwolennicy EDL lekceważą prawo tak samo, jak zwolennicy Qatady. W Wielkiej Brytanii nie powinno być miejsca ani dla jednych ani dla drugich. Ktoś, kto chce kogoś uszkodzić w imię swoich przekonań jest bandytą, choćby jego serce przepełniały wzniosłe cele. Nie widzę różnicy pomiędzy rasistą, który na polskich forach internetowych wysyła wszystkich muzułmanów na Bliski Wschód i gardłuje o zderzeniu cywilizacji, a islamistycznym (nie islamskim) radykałem, który siłą chce nawracać ludzi na swoje przekonania i prowadzić wojnę, doprawdy całkiem nieświętą.
I na koniec – mam codzienne kontakty z aktywnymi działaczami wielu związków muzułmańskich w Wielkiej Brytanii, w których nie ma krztyny radykalizmu. Szanują lokalne prawo i pielęgnują swoje tradycje, wychodząc z założenia, że jest to do pogodzenia. Dżihad dla nich jest wewnętrzną walką ze swoimi słabościami i zawsze procesem obronnym. Nie popierają wojny w Afganistanie, nie chcą dronów w Pakistanie, rozmawiają o tym, ślą listy, protestują. Nikomu jednak nie przyjdzie do głowy kogokolwiek zamordować, by tak wyrazić swoją opinię.
Takie metody mają terroryści. A terroryści to ludzie. Intrumentalizują oni to, co mają pod ręką (albo co im podadzą na tacy ich liderzy). Islam może być wykorzystany do tych celów tak samo łatwo, jak chrześcijaństwo, ateizm czy pastafarianizm.
Ale, co też istotne, wszelkim radykalizmom sprzyja prześladowanie, poczucie ucisku, lęk i nadmierna aplikacja siły.
Źródło: Dzihadolog
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.