Media często przedstawiają muzułmanów jako ponurych facetów z brodami, których jedynym pragnieniem jest przeprowadzenie “kęsim kęsim” na niewiernych. A to oczywiście wyklucza poczucie humoru…
Mocno brodaty jegomość z muzułmańskim nakryciem głowy i w charakterystycznym gieźle wchodzi na scenę i mówi: „Spójrzcie na mnie. Nie zobaczycie nigdy w mediach faceta, który by wyglądał jak ja i do tego się uśmiechał. Wyjmijcie aparaty fotograficzne. Róbcie zdjęcia.”
„Nie tylko jestem amerykańskim muzułmaninem, ale i patriotą. Gdyby trzeba było, oddałbym za Amerykę życie. Tak, wysadzając się, na przykład”.
Amerykańska widownia wyje ze śmiechu. Widownia w dużej mierze muzułmańska, ale nie tylko. Wśród widzów jest też rabin z Waszyngtonu, który, tak się składa, że pracuje z muzułmanami na co dzień i docenia, jak to sam nazywa, islamskie poczucie humoru, które mu przypomina żydowskie- bo istotą tych obu jest, jak twierdzi, autoironia, najtrudniejsza ze sztuk.
„Allah Made Me Funny” to przedsięwzięcie Azhara Usmana, hispanisty, doktora praw, mieszkańca USA, syna emigrantów z Indii, zwanego tez „ajatollahem komedii” i „Bin Laughinem”, który postanowił zakpić ze swoich współbratymców, z niektórych ich przekonań, idiosynkrazji i nawyków, zaraz po tragedii World Trade Center. Uwaga –używa sarkazmu, czyli broni intelektualnie dość trudnej. Nie tylko dla muzułmanów.
Azhar oczywiście ma wrogów. Każdy, kto zajmuje siętzw. race based comedy, a w dodatku o zabarwieniu religijnym, musi liczyć się z tym, że będzie miał wrogów, a fundamentaliści, obojętne jakiej maści, poczucia humoru zwykle nie mają, dlatego są fundamentalistami. Dowcipny fundamentalista to, zdaje się, oksymoron.
Azhar jednocześnie jest aktywistą muzułmańskim, a także znajduje się na liście 500 najbardziej wpływowych muzułmanów świata. To, że pokpiwa sobie z pewnych stereotypow, dotyczących jego ludzi, nie oznacza, że się od nich odsuwa. Co więcej, jest jednym z nich. Może daje mu to więcej praw do tego, żeby krytykować pewne konstrukty kulturowo-religijne. A z pewnoscią daje mu to więcej wolności.
– Nie sądzę, by Obama został prezydentem Ameryki- mówił Azhar do swoich fanów lata temu- Zwróćcie uwagę na jego imiona. Barak rymuje się z Irak. Husain- wiadomo. Obama z Osamą. No przeciez nie ma facet szans.
Pewna biochemiczka mieszkająca w Wielkiej Brytanii, gdy wchodzi na scenę, przedstawia się następująco: „Nazywam się Shazia Mirza. To znaczy, takie nazwisko jest na mojej licencji pilota.”
Bywa, że występuje w hidżabie. Podejmuje wszystkie możliwe trudne tematy, związane z jej kulturą, pochodzeniem i religią. Jest kpiarzem z urodzenia, choć najpierw miała być naukowcem. Okazało się, że po ukończonych studiach nie poczuła akademickiego powołania, chociaż, jak podkreśliła w jednym z wywiadów w radiu, „oczywiste jest, że muzułmanie przodują w chemii. Muszą przecież robić bomby”.
Shazia jest felietonistką centro-lewicowego brytyjskiego „New Statesmana”, pisuje też do The Guardian i jest muzułmanką z dziada i pradziada (córką pakistańskich imigrantów). Jednoznacznie odcina swój islam od islamopodobnego produktu intelektualno-ideologicznego talibów, co nie jest rzadką postawą wśród muzułmanów europejskich, aczkolwiek nieczęsto wspominaną przez europejskie media.
Shazia nie ogranicza się jednak do Europy. Z występami była również w Pakistanie, o czym potem szeroko i ironicznie opowiadała. Tam zakazano jej mówić o seksie. Po czym zaproszono ją na przyjęcie, na którym również pojawili się męscy prostytuci oraz narkotyki. I Shazia i to wykpiła, naturalnie- bogobojną fasadę, za którą kryją się wszelkie możliwe dewiacje i zepsucie. Czy to jest cecha islamu? Czy po prostu ludzie tacy są?
Shelina Zahra Janmohamed, autorka bestellera tłumaczonego na wiele języków pt.: „Miłość w chuście”, brytyjska blogerka, felietonistka, napisała kiedyś w artykule o islamskim humorze pt.: „Ostrzeżenie. Muzułmanie mają poczucie humoru i nie boją się go użyć”, że mówi się, iż za żarty w islamie grozi potępiająca fatwa. Tak, kontynuowała, z pewnością. Za kiepskie żarty.
„Komedia poniżej pewnego standardu zasługuje na każdą możliwą fatwę” napisała. Słusznie. Nie ma nic bardziej smutnego niż głupkowaty, nieudany, niedowcipny żart. A mord na dowcipie powinien być karany.
(To sarkazm. Nie nawołuję do karania za brak poczucia humoru. Chociaż…)
Shelina wspomniała pewnego sufiego, bohatera niezliczonej ilości żartów i facecji, Nasruddina, jako przykład, jak mocno w islamie zakorzeniony jest humor. Nasruddin jest w internecie najczęściej cytowanym islamskim żartownisiem.
Sama Shelina od humoru nie stroni. Poznałam ją wiele lat temu i śledzę jej Facebookowe statusy. Jest jedną z najbardziej dowcipnych istot, jakie znam. Jej facebookowy profil iskrzy radością życia, a ze zdjęcia profilowego spogląda atrakcyjna kobieta w hidżabie z mocno podkreślonymi oczami i dosć intensywną kolorystycznie szminką. Kobieta opiniotwórcza, bo Shelina, odniosłszy duży sukces publicystyczny na świecie, zajmuje się równiez dekonstrukcją mitów na temat islamu- i jest wobec niektórych jego aspektów mocno krytyczna.
Zastanawia mnie od dawna to, że muzułmanów przedstawia się w mediach tylko jako bezmózgą masę ponuraków, których jedynym marzeniem jest „kęsim kęsim” przeprowadzone skutecznie na niewiernym (jak chciał Sienkiewicz, zatem może to pewna polska tradycja). Jeszcze bardziej zastanawia mnie to, że czytelnicy i widzowie bezkrytycznie taką tezę przyjmują, choć jest ona fałszywa z załozenia, jak wszelkie generalizacje.
Lenistwo intelektualne nie może być wiecznie usprawiedliwiane ignorancją czy lękiem przed nieznanym. Nie w XXI wieku, nie w dobie internetu i podróży.
Miałam szczęście poznać wielu muzułmanów. Byłego fundamentalistę, który gardłował za dżihadem w Londynie, więźnia Guantanamo, czy jedną z weselszych postaci, jaką nosi ziemia, czyli więziennego imama, opiekującego się duchowo młodymi przestępcami. Spotkałam muzułmanina, który pije dużo piwa, modli się w meczecie i lubi bekon, a także całkiem ponurego radykała, który prowadził londyńskie pismo „Islamizm”.
Muzułmanie są różni. Cóż, to truizm, wiem… ale rzadko powtarzany. Jeśli Max Kolonko z tyradą szokującej nienawiści, patologicznego lęku i przerażającej niewiedzy pozytywnie zelektryzował polskich internautów jakiś czas temu, oznacza to, że wiele jest jeszcze do zrobienia, byśmy pojęli, że świat nie jest czarno-biały. Choć poznawczo byłoby to łatwiejsze do ogarnięcia.
Jak napisał Johannes Jansen w książce „Podwójna natura fundamentalizmu islamskiego”, słusznie skądinąd, niestety nie slychać muzułmanów umiarkowanych, bo umiarkowanie wyklucza wrzask. Słychać radykałów. Oczywiście.
Nie słychać też muzumańskich żartów, bo media piszą o groźbach śmierci, jakie trafiły do tych, którzy namalowali karykaturę Muhammada, proroka islamu. Fakt, pisać i o tym trzeba, chociażby po to, by wzniecić dyskusję na temat wolności słowa i prawa do obrażania czyichś uczuć religijnych, ale szkoda, że dzieje się to kosztem prawdy – która jest dużo bardziej złożona, niż byśmy pewnie i sami chcieli.
Zatem zanim jeszcze do pieczołowicie konstruowanego fałszywego stereotypu muzułmanina dorzucimy kolejny zarzut, tym razem braku poczucia humoru wyznawców tej religii, dorzucę jeden z ulubionych żartów, jaki usłyszałam z ust jednego z nich:
Do baru wchodzą razem imam, ksiądz i rabin. Barman na to: Co to jest, do cholery, jakiś żart?
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.