Słowo „Sudan” to po arabsku liczba mnoga od słowa „asawad”, czyli czarny – wiąże się to, bez rasistowskich podtekstów, z określeniem mieszkańców tego regionu na południe od Egiptu, niegdyś będącego źródłem złota wydobywanego na zlecenie faraonów.
Cztery dni temu prezydent Baszar wraz ze swym rządem ogłosił, że zawiesza państwowe dopłaty do ropy, benzyny i gazu ziemnego. Od kliku miesięcy kraj boryka się z problemami w kwestii cen, co jest wynikiem uniezależnienia się Sudanu Południowego od rządu w Chartumie – kłopot jest o tyle istotny, że większość złóż ropy mieściło się właśnie na południu kraju.
W stolicy Sudanu, Chartumie, cena za galon (3,8 l) benzyny wzrosła – w przeciągu doby! – z 12 funtów sudańskich (2,72 USD) do 21 (5 USD), co oznacza niemal dwukrotny skok. To nie jedyny problem, z jakim borykać muszą się Sudańczycy. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez naukowców z Uniwersytetu w Chartumie, 85% przychodów budżetu państwa przeznaczanych jest na armię, policję i służby.
W związku z tym, że za wzrostem cen nie szedł wzrost płac, w niedzielne popołudnie 22 września setki obywateli Sudanu wyszły na ulice, aby zaprotestować przeciwko ich pogarszającej się sytuacji. Doszło do starć z policją, która potraktowała manifestantów gazem łzawiącym. Jak donoszą przedstawiciele policji, doszło również do użycia broni palnej – strzały padły ponoć z cywilnego samochodu, doprowadzając do śmierci jednego z protestujących. Policjanci twierdzą też, że nie byli w stanie namierzyć strzelającego.
Mamy więc znów do czynienia z taką samą historią, jak we wszystkich opresyjnych reżimach, które nie uczą się na cudzych doświadczeniach, że agresja rodzi agresję. Po śmierci manifestanta ludzie byli jeszcze bardziej wściekli, na ulice wyszło ich jeszcze więcej, a w mediach społecznościowych uruchomiona została kampania przeciwko ostatnim działaniom rządu pod nazwą „Abyna”, co oznacza „nie zgadzamy się”. Ta ostatnia forma przyciągnęła do protestów także młodzież szkolną i uniwersytecką.
Przez trzy dni prowadzonych non-stop manifestacji policja wciąż stosowała więcej i więcej przemocy – począwszy od gazu łzawiącego, a skończywszy na ostrej amunicji, która wczoraj w Chartumie, od której zginęło wczoraj 12 osób. Protesty rozlały się więc na inne sudańskie miasta, jak Om Durman czy Bahary.
Wczoraj rząd zdecydował o odłączeniu Internetu w całym Chartumie. I choć mimo tego aktywistom udało się połączyć z siecią, pokojowo nastawieni dotąd manifestanci stali się agresywni, posuwając się do ataków na posterunki policji czy biura rządzącej partii – Kongresu Narodowego.
Jak mówił Mahatma Gandhi: „Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz”.
Baszar pozostaje prezydentem Sudanu od 1993 roku. Czy w Sudanie powtórzy się historia, z jaką mamy do czynienia w Egipcie? Najpierw protesty w celu odwołania konkretnego ministra, potem hasła obalenia reżimu… To okaże się już w najbliższych dniach. Wiele wskazuje na to, że już jutro, w piątek, przez Sudan przejdzie kolejna fala masowych demonstracji.
Artykuł opublikowany został także na łamach portalu Moje Opinie
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.