Jedne legendy wyjaśniają historię jakiegoś miejsca, wydarzenia lub zwyczaju (mniej lub bardziej wiarygodnie), inne powstały na potrzeby dziecięcej wyobraźni, która lubi widzieć rzeczy niezwykłe w rzeczach zupełnie zwykłych. Sami zdecydujcie, którym dajecie wiarę…
Marokańskie echa odnajdujemy jeszcze w mitologii greckiej. Po zwycięskiej walce Zeusa z Kronosem, to właśnie na tej ziemi został osadzony jeden z tytanów – Atlas, który miał za karę dźwigać zachodni firmament nieba. Miał szansę wykpić się od tego obowiązku, gdy Herakles (w ramach wykonania 12 prac) przyszedł zerwać jabłka z ogrodu Hesperyd, bo heros postanowił wyręczyć się tytanem i na chwilę zastąpił go. Atlas przyniósł złote jabłka, ale nie chciał już wrócić do pracy. Wtedy Herakles użył podstępu – powiedział mu, żeby tylko chwilkę podtrzymał niebo, bo uwiera go w kark i musi zmienić pozycję. Tytan zgodził się i tak już został z niebem na plecach. O naiwności! Dlaczego w takim razie teraz leży, trzymając swoją głowę w Maroku, a piętami sięgając Tunezji? Kiedy Perseusz uciekał przed goniącymi go Gorgonami, chciał skryć się w domu Atlasa. Ten jednak odmówił mu gościny. Wtedy Perseusz machnął mu przed nosem głową Meduzy i zamienił w kamień. Kolos padł jak nieżywy, ale niebo się jakoś nie zawaliło. Do dziś błękitnieje nad Marokiem…
Marrakech skąpany we krwi?
Z Marrakechem, nazywanym czerwonym miastem, związana jest legenda, według której podczas budowy meczetu Kutubijja polało się tak wiele krwi, iż od tego czasu mury i domy starego miasta mają rdzawy połysk. Inna legenda mówi, że miedziane kule na kopule meczetu są wykonane ze szczerego złota – biżuterii zabranej żonie przez sułtana Jakuba Al-Mansura. Przetopienie tej biżuterii było dla niej karą za złamanie postu w Ramadanie.
Jadąc z Marrakeszu do Casablanki mijamy rozległy las palmowy La Palmeraie okalający miasto od strony północnej. Ale jego początki były bardzo skromne i sięgają czasów dynastii almorawidzkiej. A było to tak… Legenda wspomina armię armię almohadzkiego sułtana Jusufa ibn Taszfina, który przybył ze swoimi wojskami na te tereny w XI w. Żołnierze żywili się głównie przywiezionymi ze sobą daktylami, których pestki wypluwali pod siebie, tam gdzie akurat stali. I to właśnie z tych pestek miała powstać La Palmeraie…
Święty Sidi Abd er-Rahman i jego samotnia na wyspie
Na zachodnim krańcu bulwaru de l’Océan Atlantique w Casablance znajduje się skalista wyspa z klasztorem Sidiego Abd er-Rahmana, z którą związana jest inna legenda. Wśród widocznej z daleka białej, murowanej zabudowy schowany jest grób muzułmańskiego świętego, słynącego z nadprzyrodzonych mocy… Legenda mówi, że bardzo pobożny Sidi Abd er-Rahman z Bagdadu zdecydował się na odseparowanie od doczesnego świata. Chciał się bardziej poświęcić sprawom związanym z Bogiem. Kiedy nie mógł się skupić na modlitwie, siadał nad brzegiem oceanu i pięknie przygrywał Panu na flecie. Jego pobożne życie budziło zaciekawienie ludzi wokół, a opowieści o jego mądrości docierały do najbardziej odległych krańców Ziemi. Pewnego dnia w pobliżu Casablanki przebywał inny święty – Sidi Bouchaib ar-Radad, który korzystając z okazji, postanowił odwiedzić znanego mieszkańca nabrzeżnych skał. Modlili się razem przez 7 dni. 8 dnia przybysz rozłożył swój pled na wodzie, a wiatr od oceanu pozwolił mu odpłynąć. Sidi Abd er-Rahman nie od razu zauważył, że został sam. Kiedy się zorientował wpadł w przerażenie i rozpoczął poszukiwania swojego gościa. Nagle fale przed nim rozstąpiły się i zobaczył wysepkę. Z oddali słyszał słabnący i zapłakany głos Sidi Bouchaib: “Sidi Abd er-Rahmanie, zapomnij wszystko, czego cię uczyłem! Weź swój flet i graj, albowiem twoje błogosławieństwo od Boga jest większe od mojego!”. I Sidi Abd er-Rahman pozostał na wysepce u wybrzeża Casablanki, do końca swoich dni przygrywając Panu na flecie. Marokańczycy odwiedzają grób świętego, licząc na uzdrowienie w beznadziejnych przypadkach choroby. Mauzoleum świętego przyciąga również osoby, na które rzucono urok. Wierzą one, że ich los odmieni mieszkająca w pobliżu czarownica.
Romeo i Julia z Atlasu Wysokiego
Festiwal Nowożeńców (zwany też Świętem Małżeństw czy Imilchil Festival) to święto związane z legendą o parze kochanków o imionach Hadda i Moha (taka marokańska wersja bardzo popularnego u nas love story o Romeo i Julii… tyle że zakochani pochodzili z Atlasu Wysokiego). Ich plemiona również walczyły ze sobą (nikt już nie pamięta o co) i starszyzna nie pozwoliła im się pobrać. Młodzi rozpoczęli strajk głodowy, nieustannie płacząc… aż umarli. Ale stał się cud! W miejscach, gdzie dwoje młodych zmarło z tęsknoty za sobą, z ich łez powstały na płaskowyżu Plateau des Lacs dwa jeziora – Iseli (narzeczony) i Tiselit (narzeczona). Mędrcy z obu plemion, widząc dramatyczne skutki swojego głupiego uporu, podjęli historyczną decyzję, że już nic nigdy więcej nie stanie na drodze miłości. Nawet w czasie wojny zakochani będą mogli swobodnie przejść przez terytorium wrogiego plemienia i poślubić wybrankę swego serca. Zadecydowano też, że na pamiątkę tragedii, w połowie drogi między jeziorami Isli i Tislit co roku będzie się odbywać uroczystość zwana przez miejscowych “Agdud”. Od tej pory, każdego roku we wrześniu, pieszo, ciężarówkami i na mułach zjeżdżają do Ajt Haddu Amer (około 20 km od Imilchil) wszystkie plemiona z całej okolicy. Zbierają się wokół sanktuarium świątobliwego Sidi Ahmada Mghanniego, by złożyć mu swoje dary. Młodzi zaręczeni przybywają tu, aby przed “Agrawem” wypowiedzieć magiczne zaklęcie: Kocham Cię… a samotne dziewczęta, by wybierać sobie narzeczonego.
Tekst pojawił się pierwotnie na blogu: Tańczące z wielbądami
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.