Osiem absurdów Turcji

W Turcji, jak i w wielu innych krajach, nie brakuje absurdalnych zdarzeń, praw, zwyczajów czy zachowań. Oto niektóre z nich. Nie będę pisać o wszystkich bo jest tego zbyt wiele. Ujmę te najciekawsze i najbardziej irytujące absurdy z którymi stykamy się na co dzień:

1. Palenie kwiatków. W telewizji tureckiej obowiązkowo zasłania się papierosy oraz dym papierosowy, różnego typu animacjami kwiatków co ja zwę kwiatkami kartonowymi. Uważa się to za mniej szkodliwe społecznie. Ciekawe, bo Ci co palą widząc kwiatek nie rzucą palenia, a ci co nie palą może zechcą powąchać ów kwiatek? Taki kwiatek jednak na pewno szkodzi potencjalnemu widzowi w oglądaniu filmu z należną koncentracją. Wszystko można by jeszcze zrozumieć jeżeli chodzi o produkcje zachodnie. Ostatecznie nie miało się wpływu na produkcję obcokrajowe, lecz kręcąc tureckie kino, należałoby zrezygnować z papierosów, bo po co dodawać sobie więcej zajęcia później je zasłaniając? To co nam wydaje się logiczne w Turcji nie koniecznie logicznie się kojarzy.

grill2. Upalne lato. Z nieba leje się żar około 40 C, mamy ochotę na porządnie schłodzone piwo. Cóż w Turcji możemy o tym tylko pomarzyć. Zamawiając piwo dostaniemy lodowatą butelkę co uśpić może naszą czujność. Uwaga! Gdy napijemy się z butelki, okaże się, że piwo jest ciepłe! To nic. Zaproponują nam szklankę prosto z zamrażalki podobnie jak butelka piwa, ale cóż by spełnić wasze życzenie, by piwo było takie jak napis na butelce głosi silnie schłodzone, nie pytając się nas o zgodę, wrzucą nam do piwa lód! Toż to zniewaga złotego trunku!

3. Słonecznik i dynia. Turcy uwielbiają łupić słonecznik i dynię, często prażone tutaj z solą. Przypominają wtedy wiewiórki skupione tylko i wyłącznie na czynności obgryzania. Koszmar. I ten dźwięk! Na ziemi, w miejscu, gdzie siedziała taka wiewióra pozostaje dywan łupin. Nie ma znaczenia czy ktoś siądzie tu później czy nie, bo w sumie prawdopodobnie zrobi to samo. Nie mogę powiedzieć, że wszyscy tak robią, bo bym skrzywdziła tych Turków, którym to zachowanie działa na nerwy. Pamiętam, że na hipodromie podczas wyścigów organizator dawał papierowe torebki na łupiny. Niestety torebki walały się po trybunach, a wiatr rozwiewał porozsypywane dookoła skorupki. Wcale nie wypadły z torebek.

4. Plażowanie. To u pewnej grupy Turków prawie rytuał. Weekendy oraz czas wakacji to na wielu plażach istna plaga. Rozbijają namioty, grillują na plaży, psy się kapią tam, gdzie inni chłodzą arbuzy. UWAGA! Chłodzą je w Morzu Egejskim o średniej temperaturze 30 C! Plażowanie na przestrzeni połowy czerwca do połowy września dla zwykłego człowieka jest niemożliwe. My z mężem uciekamy na dzikie plaże i szukamy zacisza. Nie do opisania jest stres współplażowania z „masą namiotową”. Muszę wspomnieć, że Turcy są na bakier z ekologią i utrzymywaniem porządku na zewnątrz. Wszędzie walają się śmieci. Oni wychodzą z założenia, że porządkowi ostatecznie mają pracę. Ciekawa teoria, prawda?

5. Przymusowa „darowizna”. Jeżeli przyszłoby wam wyrobić paszport, bądź rejestrować samochód, to zostaniecie poproszeni o obowiązkową „darowiznę” na rzecz policji czy innej jednostki państwowej. Słowa „prośba” używam tutaj grzecznościowo, bo właściwie to używa się szantażu, bądź warunku. Przy rejestracji wozu dodadzą Wam za dodatkową opłatą bilet na przedstawienie objazdowego teatrzyku. Takowe dostał wujek mego męża. Dla jednej osoby i samochodu!

6. Podróżowanie za granicę. Dla przeciętnie zarabiającego Turka niejednokrotne nieosiągalne. Nie dość, że wizy są potrzebne do większości krajów, to do tego jeszcze trzeba wyrobić sobie paszport. Ważność paszportu zależy od uiszczenia opłaty i w zależności od zasobów finansowych można kupić paszport ważny sześć miesięcy do dziesięciu lat. Ceny kształtują się od 400 PLN – 1600 PLN (mniej więcej). Posiadanie paszportu to duże osiągnięcie. Jednak to nie koniec. Wyjeżdżając z kraju Turek musi uiścić opłatę wyjazdową do niedawna ok 40 PLN  (15 TL). Wcześniej żądali ok 160 PLN  (85 TL).

7. Obowiązkowa rejestracja telefonu komórkowego. Od wielu lat obowiązkowa jest rejestracja przywiezionej z zagranicy komórki. Jest to wymagane jeżeli chciałoby się używać telefonu z kartą sim tureckiego operatora. Do tego potrzebny nam jest telefon (obywatele tureccy mają prawo przywieźć jeden telefon na dwa lata!). Przy przekraczaniu granicy trzeba pamiętać o tym, że będziemy rejestrować telefon, dlatego pieczęcie wjazdu i wyjazdu wbite w paszport muszą być bardzo wyraźne. Tak, aby ktoś u operatora nie odmówił nam rejestracji, ze względu na nieczytelność daty! Jeżeli jesteśmy obcokrajowcem, to również musimy udowodnić, że mamy wizę wjazdową. Jeżeli z jakichś powodów np. właściciele dyplomatycznych paszportów nie posiadają obowiązku wizowego. To z pewnością uniemożliwi rejestrację telefonu. Sporo się będzie trzeba natłumaczyć i nachodzić w tej sprawie i tylko przy odrobinie szczęścia taka rejestracja się powiedzie. Nic nie ma za darmo, za rejestrację zapłacimy w zależności od operatora od 10 TL -25 TL czyli od ok 20-45 PLN. Teraz straszą nas kolejną zmianą prawa i możliwością rejestracji telefonu za bagatela 400 PLN czyli 200TL! Jeżeli postanowimy korzystać z telefonu z innym niż turecki operator w roamingu to rejestracja nie jest wymagana. Nierejestrowany telefon z turecką kartą może działać nam przez okres około trzech dni od uruchomienia. Jak się „dokopią” do naszego IMEI numeru, to zablokują aparat na tego typu kartę!

8. Chodniki, światło, ruch uliczny i rondo. W większej części Turcji nie istnieje coś takiego jak chodniki. To, co tutaj zwie się chodnikiem to wąski pasek, kafelek obudowany wysokim na blisko 20 cm krawężnikiem (te krawężniki były powodem już wielu nieszczęść), a pośrodku tego wąskiego chodniczka rosną drzewa i znaki drogowe. Przypomina mi to bardziej formą betonowe pasy zieleni. Człowiek zmuszony jest chodzić ulicą, bo przedzieranie się pomiędzy drzewami i parkującymi na chodnikach samochodami jest bardzo nużące. Zejście i wejście na taki chodnik to koszmar nie do opisania. Ruch uliczny nie działa według żadnych zasad przyjętych w krajach europejskich. Tutaj pieszy nie ma prawa pierwszeństwa nawet na pasach, a jak ma zielone światło, to często też nie ma możliwości przejścia. Trza liczyć na urok osobisty i dużo szczęścia.

Będąc kierowcą musimy wiedzieć, że dla większości tureckich kierowców migacz to zupełnie zbędna część auta! Mało tego, wjeżdżając na rondo musimy być ostrożniejsi niż robiąc to w Wielkiej Brytanii. Tutaj według niepisanego prawa tureckiego kierowcy, obowiązuje reguła – kto pierwszy, ten lepszy! Nie liczcie na to, że ktoś przejmie się tym faktem, że reguły ruchu na rondzie są zupełnie inne. Policji też to nie interesuje. Wybierając się do Turcji na dłużej, dla własnego bezpieczeństwa, proponuję wynajęcie wozu z kierowcą.

Autorka prowadzi bloga o Turcji:

http://turcjawmoichoczach.blogspot.com/