W dniach 5/6/7/8 lutego 2014 Tunezja obchodziła pierwszą rocznicę zamachu na Szukriego Bal‘aid’a. Na początku należy wspomnieć, że 6 lutego 2013 roku krajem wstrząsnęła wiadomość o śmierci tego lewicowego przywódcy, który zginął od strzałów sprawców, według powszechnego przekonania, powiązanych z jednym z ekstremistycznych ruchów islamskich.
Wydarzenie wywołało szok tunezyjskiego społeczeństwa, które nie przywykło do podobnych praktyk i, więcej niż bezprecedensowych, aktów przemocy. W dniu zamachu w życiu politycznymi kraju i jego historii dokonał się przełom. Tłumy wyszły na ulicę: kobiety, mężczyźni, dzieci i starcy. Wyglądało to jakby życie zatrzymało się, wszyscy porzucili swoje zajęcia i w pośpiechu udali się do kliniki, do której zaraz po ataku trafił Szukri. Część pobiegła na ulicę Habiba Burgiby, przed gmach ministerstwa spraw wewnętrznych – miejsca o wielkim znaczeniu i wymiarze symbolicznym. Stąd 14 stycznia 2011 roku setki tysięcy głosów domagało się odejścia dyktatora Ben Alego, który uciskał nas i narzucał jarzmo od dziesięcioleci. Tłum ponownie krzyczał: „odejdź, odejdź!” domagając się ustąpienia rządu po jego licznych wpadkach, porażki w poprowadzeniu spraw krajowych i zapewnieniu bezpieczeństwa wyznawcom, po tym jak pozwolił na rozprzestrzenienie się terroryzmu i przeniknięcie go do wszystkich części republiki. Wcześniej autorytety rządowe pobłażały oskarżonym o terroryzm. Tego dnia smutek i ból mieszał się z gniewem. Oliwy do ognia dolały służby bezpieczeństwa, które dały upust swojej agresji i nie uszanowały powagi chwili ani świętości śmierci. Nie zawahali się użyć ręcznych granatów z gazem łzawiącym ani okładać pałkami protestujący tłum, niewrażliwi za łzy i krzyki, aż ambulanse musiały już tylko zabrać martwe ciała. Męczennik (Szukri Balaid) także nie uniknął aktów przemocy i agresji z ich strony podczas protestów w sprawie ustąpienia rządu obranego 23 października 2011. 8 lutego 2013 roku odbył się jego pogrzeb. Więcej niż milion osób wyszło ze swoich domów i wzięło udział w procesji pogrzebowej. Jak zwykle agresja była obecna, a późniejsze zdjęcia ujawniły, że większość osób, które brały udział w rozsiewaniu plotek i wprowadzaniu zamętu są członkami związków ochrony rewolucji, przez większość znanych i nazywanych milicją ruchu.
W kraju rządzi partia Al-Nahda. Hamadi Al-Dżabali, pierwszy minister, ustąpił po tym, co się wydarzyło, a także w obliczu mnożących się demonstracji i żądań rezygnacji rządzących. Utworzono nowy rząd, o którym mówiło się jako o gabinecie specjalistów, a którego zadania miały obejmować poprowadzenie krajowych spraw oraz przygotowanie wyborów. Wielkim zaskoczeniem okazał się jednak wybór `Ali Al-`Arid’a, byłego ministra spraw wewnętrznych na pierwszego ministra. Al-`Arid był bowiem w jakimś stopniu odpowiedzialny za zamach na Szukriego Bal`aid’a. Głosy podzieliły się między przeciwników i zwolenników ówczesnego rządu. Nie upłynęło jednak wiele czasu jak pewna okazała się porażka władzy w kwestii administracyjnej. Kraj pogrążył się w kryzysie ekonomicznym spowodowanym niechęcią turystów i inwestorów ze względu na brak bezpieczeństwa oraz mnożącymi się doniesieniami o rozprzestrzenianiu broni i przenikaniu grup terrorystycznych do wszystkich rejonów republiki. Rząd zawiódł w sprawie przedstawienia finansowych planów wyjścia z kryzysu. Wzrosła liczba przypadków pogwałcenia wolności i praw człowieka, a także represji stosowanych wobec demonstrantów i organizacji pokojowych. Zabrakło rozwiązań i programów. Wkroczyliśmy w bezowocną dyskusję na temat tożsamości i nieuniknionych problemów. Jedynym osiągnięciem tego było poróżnienie Tunezyjczyków i pogłębienie dzielącej ich przepaści. Dlatego też muzułmanie i laicy musieli skończyć z rządem, który stanowił zagrożenie dla arabsko-muzułmańskiej tożsamości, i który nie zdołał ujawnić nazwiska zabójcy Szukriego. Niektórzy oskarżali nawet władzę o krycie przestępcy i współudział w zbrodni. Zwłaszcza jeżeli przymykała ona oko na krążące tu i ówdzie informacje o istnieniu w górach obozów terrorystycznych, a także jeżeli pozwalała na zmniejszenie kar dla oskarżonych o zaangażowanie w graniczny przemyt broni lub udział w wydarzeniach takich jak podpalenie amerykańskiej ambasady w Tunisie, a także innych aktach przemocy, które miały miejsce w tym czasie w kraju. 25 czerwca 2013 miał miejsce drugi zamach – zupełnie jak gdyby jeden nie wystarczył, a przeznaczeniem Tunezyjczyków była krew i cierpienie. Tego dnia, tuż przed swoim domem, zbrukany krwią, od zdradzieckiej kuli zginął przywódca frontu ludowego Muhammad Al-Barahami. Zamach przeprowadzono w ten sam sposób, co atak na Szukriego Bal`aid’a. To był już drugi szok w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy. Rozpoczął się strajk okupacyjny żądający ustąpienia rządu i rozwiązania rady ustawodawczej, a także ujawnienia tożsamości zabójcy, etc. Projekt zainicjowało społeczeństwo oszukane przez ruch Al-Nahda. Tysiące osób wzięło udział w trwającym miesiąc proteście. Rząd ugiął się przed tłumem w obliczu mnożących się demonstracji i ich rozprzestrzeniania w różnych regionach kraju, ujawnieniu przez MSW planów terrorystów i listy nazwisk osób zagrożonych zamachem, łamania praw człowieka, pogwałcenia prawa do wolności słowa i prasy, aktów terrorystycznych oraz innych zamachów (zarżnięcie naszych żołnierzy i odważnych oficerów służby bezpieczeństwa w górach Dżabal Asz-Szanabi,w miastach Sidi Bin ‘Un i Qablat). W świetle gospodarczego regresu i pogłębienia kryzysu politycznego władza zgodziła się wejść w przeciągający się narodowy dialog, w którym wyznaczono prezydenta nowego rządu, neutralnego dla obu stron. Według własnego uznania mianował on radę ministrów, którzy wypełnili swoje powinności dotyczące zaprowadzenia w kraju bezpieczeństwa do czasu kolejnych wyborów. Pomimo, że sytuacja nie była do końca klarowna, ten postęp wydawał się dobrze wróżyć na przyszłość. Widoczne były oznaki odprężenia. Wiele państw wyraziło chęć pomocy w sektorze inwestycyjnym i turystycznym. Jednak czy to wystarczy?
Pomimo oświadczenia MSW dotyczącego likwidacji głównych podejrzanych w sprawie zamachu Szukriego Balaid’a, a także zatrzymania kilku zamachowców Muhammada Al-Barahamiego po dziś dzień Tunezyjczycy żyją w atmosferze wątpliwości i strachu. Dlatego pora odsłonić kurtynę i ujawnić kto zaplanował, sfinansował i rozkazał przeprowadzenie zamachów, a nie tylko kto trzymał wtedy broń i strzelał. W poczuciu strachu i grozy trzyma Tunezyjczyków obawa przed reakcją uśpionych komórek terrorystycznych na likwidację części ich przywództwa. Pomimo tej sytuacji naród wciąż ma nadzieję i chęć wyjścia z tej sytuacji, poważniejszej niż wszystkie groźby. Społeczeństwo zmierza w kierunku postępu i prosperity kraju mającej położyć kres dławiącemu kryzysowi, w którym przyszło mu żyć. Jednak co przyniesie los?
Lina Ben Mhenni
Tekst ukazał się na portalu Maghreb+
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.