Faraon w mundurze, czyli o „Republice Oficerów Egiptu”

Ptolemeusz XV Cezarion znany jest jako ostatni faraon w historii Egiptu. Jest to dosyć tajemnicza i tragiczna postać – teoretycznie był on władcą absolutnym Egiptu już od kołyski, w praktyce to jego matka Kleopatra sprawowała realną władzę aż do 30 roku p.n.e., kiedy to wojska rzymskie zajęły kraj nad Nilem.

Próbując ratować życie swojego syna, Kleopatra wysłała 17-latka do portu w Barnis, aby w razie czego mógł on ewakuować się do Indii. Po samobójstwie Kleopatry Ptolemeusz został na 11 dni formalnym faraonem Egiptu. Nie nacieszył się jednak tym tytułem zbyt długo – na skutek prawdopodobnego spisku jego opiekunów został odesłany z powrotem do swojej ojczyzny i skazany na śmierć przez Oktawiana Augusta. Najprawdopodobniej został powieszony, nie ma jednak co do tego stuprocentowej pewności.

Teoretycznie więc już od ponad 2 tysięcy lat Egipt pozostaje bez faraona. Sentyment do rządów silnej ręki sprawia jednak, że co rusz na horyzoncie w tym 86-milionowym kraju pojawia się nowy kandydat na tę zaszczytną funkcję. O ile kiedyś mandatem była wola boska, o tyle teraz – już od ponad 60 lat – jest to ponad wszystko wsparcie potężnej armii egipskiej. Generał as-Sisi nie jest być może tak tajemniczy jak Ptolemeusz XV – ale siła, na której się opiera jest na pewno zdecydowanie potężniejsza niż ta, na której polegał nieszczęsny 17-letni faraon.

Tą siłą są Egipskie Siły Zbrojne – najliczniejsza armia na całym terenie Bliskiego Wschodu oraz Afryki (468 500 żołnierzy aktywnych; 479 000 w rezerwie; 72 000 w oddziałach paramilitarnych), uznana przez portal GlobalFirepower.com za 13 najpotężniejszą siłę zbrojną na całym świecie [1]. Chwila, moment – czy Egipt zaangażowany jest w jakieś konflikty zbrojne, które uzasadniałyby istnienia takiego militarnego behemota? Krótkie spojrzenie na historię regionu każe nam odpowiedzieć, że nie bardzo – od roku 1979 Egipt nie jest w stanie wojny z jakimkolwiek krajem (nawet z Izraelem). Co prawda Egipcjanie wzięli udział w operacji „Pustynna Burza”, ale przyniosło to więcej złego niż dobrego i ukazało ich beznadziejny stan jeśli chodzi o zdolności bojowe. Po co więc utrzymywać potężną armię, która na dobrą sprawę zapomniała jak się walczy? Ano, powodów jest wiele i sięgają one co najmniej lat 50-tych XX wieku.

U źródeł „Republiki Oficerów”

Obecne dojście do władzy przez sfery wojskowe w Egipcie pod wieloma względami przypomina sytuację sprzed 62 lat. Przypomnijmy – w lipcu 1952 roku egipskie wojsko (a konkretnie grupa tzw. Wolnych Oficerów) obaliło monarchię, na której czele stał król Faruk I, i ustanowiło ustrój republikański. Początkowo funkcję prezydenta objął, zapomniany już obecnie, Muhammad Nadżib. Bardzo szybko zaczęło jednak dochodzić do konfliktów pomiędzy nowym prezydentem, a głównym architektem rewolucji – Gamalem Abdelem Naserem. Ten pierwszy stał po stronie opinii, że armia po wykonaniu swojego zadania powinna powrócić do baraków i pozwolić nowym, cywilnym przywódcom wprowadzać w Egipcie ustrój demokratyczny. Naser z kolei sprzeciwiał się temu stanowisku argumentując, że doprowadzi to do przejęcia władzy przez Bractwo Muzułmańskie i środowiska islamistyczne. To właśnie Naser wyszedł z tego pojedynku zwycięsko, w efekcie czego Nadżib został pozbawiony władzy w kraju, co spotkało się z kolei z silnym odzewem społeczeństwa egipskiego. 28 lutego 1954 ponad 100 tysięcy osób wyszło na ulice, aby wstawić się po stronie Nadżiba i zażądać wycofania się armii z życia publicznego. Wśród orędowników tych haseł było także Bractwo Muzułmańskie, które po krótkim czasie uwierzyło jednak obietnicom Nasera o demokratycznych wyborach parlamentarnych, które miały odbyć się w najbliższej przyszłości. W taki sposób Bracia Muzułmańscy zostali wystrychnięci na dudka, a nowy dyktator Egiptu nie tylko nie wprowadził demokracji, ale krwawo rozprawił się ze swoimi rywalami politycznymi, szczególnie tymi z lewicy oraz środowisk liberalnych. Jak miało się w przyszłości okazać, wojskowi nie wypuszczą teraz władzy przez następne pół wieku.

 

Abd al Fattah as-Sisi wraz z Chuckiem Hagelem w czasie sześciodniowej wizyty amerykańskiego Sekretarza Obrony na Bliskim Wschodzie, foto: wikimedia commons, Secretary of Defence, CC

Abd al Fattah as-Sisi wraz z Chuckiem Hagelem w czasie sześciodniowej wizyty amerykańskiego Sekretarza Obrony na Bliskim Wschodzie, foto: wikimedia commons, Secretary of Defence, CC

Jest to dobra przypowieść uzasadniająca tezę, że nie należy wierzyć wojsku – szczególnie jeśli jest to wojsko egipskie. Bracia Muzułmańscy tę smutną prawdę poczuli bardzo dotkliwie – nie tylko zostali pozamykani w więzieniach, ale nawet tam nie mogli czuć się bezpieczni, czego przykładem była masakra z czerwca 1957 roku, kiedy to otwarto do nich ogień w ich celach więziennych. Bilans tej krwawej akcji to 21 zabitych członków Bractwa i setki rannych [2]. Eliminacja opozycji ze strony środowisk tak islamistycznych, jak i świeckich było koniecznym krokiem na drodze do zbudowania państwa, w którym to wojsko będzie miało pełnię władzy.

Anwar as-Sadat, następca Nasera, nie zdecydował się na kontynuację polityki poprzednika.. Po wojnie Jom Kippur w 1973 zapoczątkował proces zwany intifah („otwarcie”), który oznaczał zerwanie bliskich stosunków ze Związkiem Radzieckim, odejście od opierania gospodarki na sektorze państwowym i wspieranie inwestycji prywatnych – tak krajowych, jak i zagranicznych. Tym neoliberalnym reformom (w tym masowej prywatyzacji) towarzyszyła demilitaryzacja kabinetu, przez co wojskowi zostali niejako odstawieni od głównego steru zarządzania państwem. Po udanym zamachu na Sadata w 1981 roku, nowy prezydent Hosni Mubarak kontynuował politykę relatywnie zdemilitaryzowaną, w której armia zeszła z pierwszego planu życia politycznego kraju. Taki stan rzeczy trwał jednak tylko do 1991 roku, kiedy to Mubarak rozpoczął masową prywatyzację wielu przedsiębiorstw państwowych i zapoczątkował obecną, rozwinięta formę „republiki oficerów” Egiptu.

„Republika Oficerów” w rozkwicie

Co przyczyniło się do tego zwrotu akurat na przełomie dziewiątej i dziesiątej dekady XX wieku? Specjalista do spraw Bliskiego Wschodu z Carnegie Middle East Center – Yezid Sayigh wymienia trzy prawdopodobne powody3. Pierwszym z nich miałaby być obawa Hosniego Mubaraka przed konkurencją w armii i przed pojawieniem się wpływowego wojskowego, który mógłby chcieć zająć jego miejsce. Należało więc potencjalnych konkurentów wciągnąć do swojego systemu i zaspokoić ich zachcianki, aby tym samym zniwelować ryzyko spisku lub buntu. Drugim czynnikiem były toczące się walki z islamistami, które miały w końcu doprowadzić do nieudanego zamachu na prezydenta Egiptu w Addis Abebie w 1995 roku. W końcu, drastyczne neoliberalne reformy pozwoliły wielu wojskowym wskoczyć na miejsca w państwowych przedsiębiorstwach kraju jak i cywilnej administracji.

Egipski aparat państwowy jest więc już od dłuższego czasu permanentnie spenetrowany przez sfery wojskowe, najczęściej emerytowanych oficerów. Zresztą ciężko jest stwierdzić, czy dany wojskowy jest w istocie na emeryturze. Przykładowo – maksymalny wiek emerytalny dla generała to 58 lat, jednak dzięki procedurze istid’a’ („powołanie”) mogą oni pozostawać formalnie w wojsku o wiele dłużej i rozwijać karierę na szczeblu wojskowym i w państwowej gospodarce jednocześnie. Sama istid’a’ to odnawialny, sześciomiesięczny kontrakt, który można odnawiać nawet przez 10 lat, chociaż w praktyce często obowiązuje on i przez lat 20. Nie trudno sobie wyobrazić, jak bardzo ułatwia to wojskowym utrzymywanie wpływów tak w wojsku, jak i w sferze cywilnej.

Za pomocą takich tricków łatwo można lawirować w „kolesiowskim” systemie ugruntowanym przez Mubaraka. Sama idea tego systemu obraca się wokół tak zwanego „zasiłku za lojalność”: dodatku finansowego wypłacanego po emeryturze (albo, jak już zauważyliśmy, nawet i wcześniej), który pozwala na łączenie kariery w sektorze publicznym, prywatnym oraz wojskowym, a także na inkasowanie z tego tytułu podwójnej pensji. Za niewtrącanie się do polityki wojskowi otrzymują dostęp do stanowisk ministerialnych, posad w agencjach i przedsiębiorstwach państwowych, do subwencjonowanych dóbr i usług, a także do posad w administracji państwowej oraz samorządzie. W zasadzie ciężko jest wskazać sferę aparatu państwowego Egiptu, w których członkowie armii nie stanowili by znacznej części personelu.

Przykładem ilustrującym stopień infiltracji egipskiej administracji przez wojsko może być instytucja Władz Kontroli Administracyjnej. Powstała ona w 1958 roku w celu zwalczania korupcji na przestrzeni całego aparatu państwa i w tym celu obdarzona została dosyć szerokimi prerogatywami. Jak łatwo możemy się już domyślić, zarówno szef owej służby jak i wszyscy wyżsi urzędnicy powołani są z egipskich sił zbrojnych. W przypadku niższych rangą urzędników jest to mikstura działaczy wywodzących się z armii oraz z policji. W 1996 jej szef Ahmad Abdul-Rahman został zwolniony z posady, po tym jak usiłował wszcząć dochodzenie w sprawie ówczesnego ministra mieszkalnictwa Ibrahima Solimana. Tego typu interwencja może i nie wzbudza wielkiego szoku, ale szokować mogą już regularne listy Władz Kontroli Administracyjnej wysyłane do ministerstw z listami wojskowych, którzy już niedługo zawieszą kamasze na kołku i szukają ciepłych posad ministerialnych. Część resortów wzbrania się od tego typu praktyk, ale spora część korzysta z nich bardzo chętnie zasilając się egipskimi żołnierzami.

Warto także bliżej przyjrzeć się egipskiemu samorządowi. Egipt podzielony jest na 27 prowincji, na czele których stoją gubernatorowie. Od lat 90-tych XX wieku od 50 do 80% gubernatorów to osoby z wojska (dokładne liczby zależą oczywiście od konkretnego momentu), a członków bezpieki szacuje się na około 20% wszystkich gubernatorów. Nie tylko ta najbardziej eksponowana pozycja jest zawłaszczana przez siły zbrojne, ale również posady zastępcy gubernatora, dyrektora urzędu guwernerskiego itp. Jakby tego było mało, jakakolwiek nominacja na posady samorządowe przebiega na linii „góra-dół” i społeczeństwo egipskie jest de facto pozbawione wpływu na swoje władze lokalne. Aby zakończyć już tę litanię dodajmy, że wojskowi zarządzają w zdecydowanej większości egipskimi uniwersytetami oraz ośrodkami badawczymi. Widać mamy do czynienia z naprawdę tęgimi umysłami.

Ekonomiczne państwo w państwie

I rzeczywiście – ciężko nie nazwać majstersztykiem tego jak egipskie siły zbrojne „ustawiły” się w swoim kraju, szczególnie pod względem gospodarczym. Egipt stanowi absolutny ewenement, egipskie wojsko stworzyło tu bowiem rozległy kompleks gospodarczy, który rozciąga się na sferę cywilną i stanowi od 15 do 40 (!) procent całej egipskiej gospodarki. Liczby są tylko przybliżone, bowiem nie jest możliwym dokładne wyliczenie wpływów egipskiej armii. To, co wiadomo na pewno to fakt, że wojskowi posiadają co najmniej 35 fabryk, w których produkowane są rozmaite dobra: od ekranów LCD, samochodów, aż po lodówki oraz makaron [4]. Oprócz tego egipskie wojsko jest właścicielem wielu restauracji czy terenów sportowych.

Powód tego wszystkiego jest prosty – największa w całym regionie armia, która nie toczy od kilkudziesięciu lat żadnych wojen musi znaleźć jakieś zajęcie. Na początku przemysł wojskowy ograniczał się do produktów militarnych, szybko jednak rozciągnął się na sferę cywilną, zarówno w przemyśle jak i w usługach. Obecnie armia inwestuje w służbę zdrowia, edukację, infrastrukturę i często wchodzi w spółkę z firmami zagranicznymi, stopniowo rozszerzając swoje wpływy. Były minister produkcji militarnej Egiptu Sayed Meshal szacuje, że ministerstwo to z samego tylko sektora prywatnego inkasuje około 206 milionów dolarów rocznie. Jednocześnie armia zatrudnia około 40 tysięcy cywili. Nic dziwnego, że spora część Egipcjan popiera swoją armię – bardzo często są to ich pracodawcy i to w dziedzinach niemających z militariami nic wspólnego.

Taki stan rzeczy prowadzi do iście patologicznej sytuacji, w której jakiekolwiek działania sfer cywilnych mogą zostać w dowolnym momencie sparaliżowane przez wszechpotężne wojsko. Czy to poprzez penetrację kadrową, czy też ekonomiczną, sfera cywilna jest odgórnie kontrolowana przez siły militarne, co prowadzi nie tylko do osłabienia i kompletnej inercji władz cywilnych, uzależnia je od łaski i niełaski wojskowych, ale prowadzi również do powstania „państwa w państwie”, czego efektem jest patologiczna struktura egipskiej gospodarki i duża podatność na zjawiska korupcji czy nepotyzmu. Ogromnym problemem jest brak transparentności – egipskie wojsko podejmuje swoje ekonomiczne przedsięwzięcia poza jakąkolwiek kontrolą, nie można więc zweryfikować sensowności inwestycji czy sposobu spożytkowania pieniędzy. O ile jeszcze kiedyś tego typu szara strefa była tolerowana przez egipskie społeczeństwo, o tyle obecnie coraz częściej spotyka się z sprzeciwem i niechęcią.

Gwałtowna burza za pasem, czarne chmury na horyzoncie

Pół biedy, gdyby egipscy wojskowi poza strategią na rzecz utrzymania swych przywilejów i wpływów w egipskiej gospodarce posiadali również jakąś całościową wizję na uratowanie tejże gospodarki przed zapaścią. Niestety, nic na to nie wskazuje. Pomimo obfitej pomocy ze strony przyjaciół z Zatoki Perskiej i około 15 miliardów dolarów, które przekazały Egiptowi Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska oraz Kuwejt, nic nie wskazuje na to, aby wojskowi w Egipcie mieli konkretny pomysł na gospodarkę swojego kraju. Po zapoznaniu się z historią oraz z teraźniejszością warto popatrzeć teraz w przyszłość, szczególnie przez pryzmat sytuacji ekonomicznej Egiptu.

O czarnych chmurach nad przyszłością gospodarczą Egiptu wspominają takie postacie jak chociażby profesor ekonomii na Uniwersytecie Amerykańskim w Kairze Galal Amin czy były minister finansów Egiptu z okresu po rewolucji 2011 roku Samir Radwan, którzy obecny kryzys porównują z depresją lat 30-tych XX wieku [5].

Głównym problemem dla zdecydowanej większości Egipcjan są rosnące w ekspresowym tempie ceny. Egipt jest największym na świecie importerem pszenicy, której zasoby aż w 60% pozyskiwane są w wyniku handlu zagranicznego. Od paru jednak lat import staje się coraz droższy i przez to opłaca się coraz mniej, co jest efektem gwałtownej dewaluacji funta egipskiego, którego wartość w porównaniu z dolarem w okresie 5 tylko miesięcy (grudzień 2012 – maj 2013) spadła aż o 12%. Dotychczas Egipski Bank Centralny radził sobie z tym problemem za pomocą rezerw dewizowych, teraz jednak takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Przez trzy lata rezerwy walutowe w banku centralnym zmalały o 60% (dokładnie z 36 miliardów dolarów w 2010 do 14,9 mld w kwietniu 2013) osiągając „punkt krytyczny”, który pozwala już tylko na 2,5 miesiąca importu. Ofiarami są tutaj zwykli obywatele, którzy mają coraz większe problemy z odpowiednim nakarmieniem swoich dzieci oraz samych siebie.

Brakuje nie tylko jedzenia, ale także dotychczas subwencjonowanych dóbr, takich jak paliwo i gaz. Do tej pory to państwo dbało o to, aby zasoby paliwa dostępne były dla zwykłych Egipcjan – system dotacji państwowych chronił w ten sposób osoby biedne. Problem w tym, że subwencje te pochłaniają na chwilę obecną ponad 20% budżetu państwa, co przy obecnym 14-procentowym deficycie budżetowym jest poziomem niezwykle trudnym do utrzymania, szczególnie zważając na niewydolność całego systemu dotacji. Braki oleju napędowego sprawiają, że wielu mieszkańców Kraju Faraonów musi stać w godzinnych kolejkach, w których często dochodzi do walk. Jeszcze inni zwracają się w stronę czarnego rynku, gdzie ceny paliwa są jednak od 40 do 80% wyższe.

Ciężko wskazać pozytywne cechy gospodarki Egiptu. W ciągu roku (2012-2013) poziom wzrostu PKB zmalał o 3 punkty procentowe, z 5,2% do 2,2%, aby w grudniu 2013 roku osiągnąć poziom 1%. Jest to ogromny kontrast w porównaniu z okresem sprzed rewolucji, gdy wzrost egipskiego PKB nie schodził przez długi czas poniżej 4% w wymiarze rocznym. Z rosnącą inflacją (11,4% w styczniu 2014) oraz szybującymi cenami pogarsza się także położenie ludności. 25,2% Egipcjan żyje w stanie ubóstwa i poświęca ponad połowę swojego dochodu na pożywienie, ale aż 23,7% jest tylko minimalnie powyżej tej linii i może w każdej chwili wpaść w ten umownie ustalony poziom ubóstwa. Spokojnie spać nie pozwala także nieustający strach przed utratą pracy, której pozbawionych jest 13,4% Egipcjan (w tym 70% młodych).

Gabinet egipski starał się temu zaradzić tworząc pakiet stymulacyjny, w ramach którego m.in. wprowadzono nową płacę minimalną i podniesiono emerytury dla najbiedniejszych o 50%6. Obecnie mówi się o drugim takim pakiecie, wszystko wskazuje jednak na to, że będzie on zawierał takie same, doraźne posunięcia jak pakiet pierwszy [7].

Jakie więc działania doraźne powinien podjąć nowy rząd Egiptu? Obecny system dotacji jest pod wieloma względami dysfunkcjonalny, dlatego trzeba dążyć do jego restrukturyzacji, aby pomocy państwa nie pobierały osoby, którym jest ona de facto niepotrzebna. Powinien być to jednak proces stopniowy, któremu towarzyszyć musi polityka zatrudnienia i walka z bezrobociem wyciągając miliony Egipcjan z biedy i uniezależniając ich od państwowych subwencji. W tym celu należy przywrócić do życia egipską turystykę (która odpowiada za 11% egipskiej ekonomii) oraz przywrócić zaufanie zagranicznych inwestorów. Aby do tego doszło, potrzebna jest stabilizacja polityczna w kraju – ale nie za cenę łamanej demokracji (tak jak to dzieje się obecnie), tylko w warunkach demokratycznych.

Ten ostatni punkt jest ważny, ponieważ zwraca naszą uwagę na długoterminowe cele stojące przed Egiptem. Chwilowa stabilizacja pod rządami wojska może przynieść pewne doraźne korzyści, ale na dłuższa metę będzie katastrofalna. Imperatywem dla mieszkańców Kraju Faraonów powinno być wprowadzenie demokratycznych, cywilnych rządów i stopniowa dekonstrukcja „republiki oficerów”. Obecne bolączki Egiptu mają swoje źródło w patologicznej odmianie kapitalizmu, którą uskuteczniał Mubarak – systemu kolesiowskiego i przeżartego korupcją (114 miejsce na 177 w Corruption Perceptions Index 2013) [8]. Dla poprawnego działania państwa najważniejsze są nie tylko worki dolarów, ale także silne i poprawnie działające instytucje państwowe, transparentność w dziedzinie politycznej i gospodarczej oraz zrównoważony rozwój społeczny. Jest to zadanie na długie lata, a podstawową barierą, którą trzeba usunąć, jest monopol wojska na państwo.

Egipcjanie, nie poddawajcie się

W połowie kwietnia 2014 roku Egipcjanie pójdą się do urn, aby oddać swój głos w wyborach prezydenckich. Jest rzeczą praktycznie oczywistą, że nowy „bohater” Egipcjan – generał Abd al-Fattah as-Sisi, nie tylko stanie do tych wyborów, ale praktycznie na pewno je wygra.

Naród egipski jest już wycieńczony trwającym od paru dobrych lat chaosem w kraju. Wyrazem tego jest chęć stabilizacji nawet za cenę rządów autorytarnych i utrzymania u władzy „republiki oficerów”. Miejmy jednak nadzieję, że ten kryzys w społeczeństwie Egiptu nie potrwa długo. As-Sisi uosabia przede wszystkim potęgę kręgów militarnych i jego zwycięstwo będzie wiktorią opisanego przeze mnie wojskowego establishmentu. Wojsko nie jest zdolne do prawdziwych reform, które muszą dotknąć potężną administrację państwową, przedsiębiorstwa państwowe, system dotacji jak i pozostałe sfery wspomniane wyżej. Armia egipska nie podpiłuje gałęzi, na której sama siedzi.

Do tego wszystkiego dochodzi łamanie praw człowieka, na którego opisanie zabrakło miejsca w tym artykule – a szkoda, bo jego zakres przypomina i niekiedy przebija najmroczniejsze lata panowania Mubaraka. 14 sierpnia 2013 roku doszło do krwawej masakry dokonanej przez armię i siły bezpieczeństwa na pokojowo manifestujących protestantach, w wyniku której zginęło ponad 100 osób. 25 grudnia tego samego roku Bracia Muzułmańscy – jedna z najpotężniejszych sił społecznych w Egipcie, pozostająca w tymczasowej niełasce – została uznana za organizację terrorystyczną. Do tego dochodzą inne incydenty, takie jak choćby uwięzienie dziennikarzy Al-Jazeery – a to tylko jeden z wielu przykładów.

Egipt stoi w awangardzie państw arabskich jeśli chodzi o dążenie do reform i obalenia autorytarnych reżimów. Nie osiągnął póki co takich sukcesów jak Tunezja, ale nie pogrążył się też w okrutnej wojnie domowej jaka dotknęła Syrię. Na chwilę obecną mamy do czynienia z „egipską zimą”, którą można uznać za zrozumiałą i naturalną biorąc pod uwagę intensywność ostatnich lat. Przeciwnik jest potężny i teraz nadszedł czas na nabranie sił i chwilę refleksji. Jeśli Oktawian August był w stanie obalić faraona, który miał za sobą 3000-letnią tradycję, to Egipcjanie powinni sobie dać radę z rządzącym od sześćdziesięciu lat wojskiem. Nawet jeśli generał as-Sisi prezentuje się nieco bardziej okazale od Ptolemeusza XV Cezariona.

Przypisy:

1. http://www.globalfirepower.com/country-military-strength-detail.asp?country_id=Egypt
2. http://www.project-syndicate.org/commentary/disarming-egypt-s-militarized-state-by-omar-ashour
3. http://carnegie-mec.org/publications/?fa=48972&lang=en#
4. http://www.aljazeera.com/indepth/features/2012/02/2012215195912519142.html
5. http://www.theguardian.com/world/2013/may/16/egypt-worst-economic-crisis-1930s
6. http://english.ahram.org.eg/NewsContent/3/12/91871/Business/Economy/Egypts-cabinet-increases-social-security-pensions-.aspx
7. http://www.reuters.com/article/2014/02/10/us-egypt-economy-idUSBREA190JI20140210
8. http://cpi.transparency.org/cpi2013/results/

Tekst ukazał się na łamach portalu Mojeopinie.pl