Czas na zmianę w izraelskiej polityce?

Izraelska scena polityczna jest dość specyficzna – niski próg wyborczy[1] umożliwia nawet niewielkim ugrupowaniom zdobycie miejsca w parlamencie. Rozdrobnienie partyjne wymusza tworzenie szerokich, często bardzo „egzotycznych” koalicji, a te niejednokrotnie doprowadzały do ogromnych napięć i kryzysów rządowych. Z taką sytuacją mamy do czynienia obecnie, gdzie w prawicowym gabinecie Likudu obok religijnych nacjonalistów znaleźli się również przedstawiciele izraelskiej centrolewicy. Choć kryzys przez długi czas udawało się przezwyciężać, to 8 grudnia 2014 r. rozwiązano dotychczasowy parlament. Do dnia nowych wyborów pozostało jeszcze przeszło 3 miesiące, lecz już dziś w Izraelu zadawane jest pytanie czy zdominowana w ostatnich latach przez Likud scena polityczna będzie wyglądała inaczej, czy lewicowa Partia Pracy zdoła przejąć stery i poprowadzić Izrael w nieco innym kierunku.

izrael

Od czasu gdy w marcu 2001 r. za sterami rządu zasiadł Ariel Szaron z Likudu, izraelska polityka wyraźnie skręciła w prawo. Nawet wyjście z łona swej macierzystej partii i utworzenie przez ówczesnego premiera centrowej Kadimy, która następnie w 2006 r. zdołała pod przywództwem Ehuda Olmerta utworzyć kolejny rząd, potwierdza tę tendencję. Od przeszło 13 lat Izraelem rządzą bowiem liderzy o wyraźnie prawicowych poglądach. Na znaczeniu zyskały również inne ugrupowania znajdujące się daleko po prawej stronie sceny politycznej. Podczas ostatnich wyborów do Knesetu przeprowadzonych w 2013 r. doszło nawet do sytuacji, w której Benjamin Netanjahu – aktualny premier z Likudu – nie miał poważnego konkurenta do objęcia fotela premiera i niewiadomą było jedynie kto wejdzie do koalicji w jego rządzie.

Ostatnie wydarzenia i rosnące napięcia w radzie ministrów spowodowały jednak, że część obserwatorów izraelskiej sceny politycznej dopatruje się możliwości zmiany i zastąpienia Netanjahu na stanowisku premiera przez kogoś z lewej strony Knesetu. Mimo iż rozwiązanie dotychczasowego parlamentu nastąpiło stosunkowo niedawno, a do wyborów jest jeszcze dużo czasu i wiele może się wydarzyć, widoczne są pierwsze ruchy i pewne trendy, które mogą doprowadzić do obalenia dotychczasowego „suwerena”.

Najpoważniejszym jak dotąd ruchem, a także największą nadzieją przeciwników Netanjahu, było podpisanie umowy koalicyjnej pomiędzy lewicową Partią Pracy z Izaakiem Herzogiem na czele, a centrową partią Hatnua – Cipi Liwni. To właśnie w liderach tych dwóch ugrupowań upatruje się ewentualnego zastępstwa dla popularnego „Bibiego” – oni sami zapowiedzieli, że w przypadku przejęcia władzy podzielą się urzędem premiera (mieliby sprawować urząd po pół kadencji). Teoretycznie to posunięcie powinno nieco wstrząsnąć izraelską polityką i być szansą na zmianę. Trzeba jednak pamiętać, że sama Liwni również wywodzi się z Likudu, a utworzona przez nią w 2012 r. Hatnua miała stać się czarnym koniem już w poprzednich wyborach, lecz zdobyła zaledwie 6 mandatów.[2] Nie wiadomo także czy koalicyjnych planów nie popsuje Jair Lapid z Jesz Atid, który również planował porozumienie się z Liwni. Jak dotąd lider tego centrowego ugrupowania, które w 2013 r. wdarło się przebojem do Knesetu zdobywając 19 miejsc, ma problemy w łonie swojej partii i spodziewany jest znaczny – 50% spadek jego poparcia. Niemniej Jesz Atid nadal może odebrać wyborców blokowi Partii Pracy i Hatnua i pokrzyżować ich wyborcze plany.

Według sondaży Lapid może liczyć jedynie na 8 miejsc w Knesecie, a koalicja Herzoga i Liwni ma obecnie największe szanse na zwycięstwo. Przewiduje się, że ich blok zdobędzie nawet 24 mandaty. Nie jest to jednak liczba wystarczająca, by spokojnie myśleć o budowaniu koalicji. Rządzący Likud ma bowiem poparcie na poziomie 23 mandatów, a jeśli powiodą się plany utworzenia wspólnej listy wyborczej z religijno-syjonistycznym ugrupowaniem Żydowski Dom (Bayit Yehudi), to obie partie mogą uzyskać 33 mandaty (startując osobno Likud powinien liczyć na 23 miejsca przy 15 Żydowskiego Domu). Eksperci zaznaczają również, że to nie siła i popularność Herzoga i Liwni wpływają na ich dobry wynik sondażowy, lecz słabość Netanjahu, który boryka się z problemami w swojej partii.

To właśnie „Bibi” może okazać się największym zagrożeniem dla siebie samego. Coraz głośniej mówi się, że nie ma on tak dużego poparcia wśród „likudników” jak w poprzednich wyborach. Niemniej kreowany na następcę Netanjahu – Gideon Sa’ar oświadczył niedawno, że nie będzie kandydował na lidera partii, czym ponownie wzmocnił pozycję tego pierwszego. Siłą Likudu jest także fakt, iż jego wyborcy głosują raczej na partię, a nie tylko na lidera, więc Netanjahu co najwyżej może przyczynić się do poprawy wyniku wyborczego. Netanjahu w obliczu słabnącej pozycji stara się ponadto konsolidować swoje poparcie. Oskarżył niedawno media, jakoby to one domagały się lewicowego premiera i negatywnie wpływały na jego poparcie. Uderzył także w czułe dla prawicowego wyborcy tony mówiąc, że kto jak nie on obroni Izrael przed Hamasem i Państwem Islamskim, a także kto zahamuje napływ migrantów i azylantów z Afryki. Jak dotąd urzędujący premier ma 36% poparcie społeczne przy 33% dla Herzoga i Liwni.

Niewiadomą jest natomiast nowopowstała partia Kulanu. Mimo iż określana jest ona jako centrowa, to jej założycielem (podobnie jak w przypadku pozostającej poza Knesetem Kadimy czy partii Liwni – Hatnua) jest Mosze Kahlon – były członek Likudu i minister w rządzie Netanjahu. Kahlon zapewne liczy na powtórzenie sukcesu Jesz Atid z 2013 r. i przyjął podobną taktykę skupiając się w programie na sprawach społeczno-ekonomicznych, a dystansując się od zajmowania stanowczych pozycji względem przyszłości rozmów pokojowych z Palestyńczykami, czy kwestii bezpieczeństwa narodowego. Kulanu tworzy także szerokie spektrum polityków czy działaczy społecznych zarówno z prawicy jak i lewicy. Partia chciałaby stać się łącznikiem pomiędzy obiema stronami sceny politycznej w czym wyraźnie przypomina Jesz Atid. Choć jej przedstawiciele oficjalnie zaprzeczyli planom wspólnej listy, to nie jest wykluczone, że te dwa ugrupowania, by nie odbierać sobie wzajemnie wyborców, połączą siły w marcowych wyborach. Jak dotąd sondaże dają Kulanu od 9 do nawet 13 miejsc w Knesecie, co plasuje ich na czwartej pozycji.

Ciekawie przedstawia się również sytuacja na skrajnej prawicy, która w ostatnich wyborach uzyskała znakomite wyniki i decydowała w dużej mierze o utworzeniu koalicji rządowej. Swój czas doskonale wykorzystał Naftali Bennett z Żydowskiego Domu umacniając swą pozycję nie tylko w partii, ale też po prawej stronie izraelskiej polityki. To on i jego ugrupowanie jawi się obecnie jako największy reprezentant polityczny osadników żydowskich i religijnych żydów. Z tego też powodu Żydowski Dom nie jest skłonny dzielić się miejscami na listach wyborczych z koalicyjną Tekumą, która w 2013 r. otrzymała 4 miejsca w pierwszej 10 na liście wyborczej, a obecnie mogłaby liczyć jedynie na 2 lub 3 z nich. W takiej sytuacji Tekuma rozważa wystartowanie w tandemie z inną prawicową partią – Szas, która natomiast ma problemy wewnętrzne związane z walką o przywództwo. Może się także okazać, że jeden z liderów Tekumy – Eli Ben-Dahan – opuści jej szeregi by wystartować z list Żydowskiego Domu, co dodatkowo wzmocniłoby ugrupowanie Bennetta kosztem dotychczasowego koalicjanta.

Sytuacja na prawicy pokazuje również tendencje jakie zachodzą obecnie na całej izraelskiej scenie politycznej, gdzie zauważalny jest wzrost poparcia dla dużych i wyrazistych partii i koalicji. Niemniej nadal wg sondaży przyszły Kneset będzie dość rozdrobniony, a zdecydowanie dwucyfrową liczbę posłów osiągnie jedynie koalicja Partii Pracy i Hatnua, Likud i Żydowski Dom Bennetta. Na wynik w granicach 10 miejsc mogą natomiast liczyć Kulanu (9-13), Szas (9), Jesz Atid (8), Zjednoczony Judaizm Tory (8) czy Israel Beiteinu (8) dotychczasowego ministra spraw zagranicznych Avigora Liebermana, który oświadczył, że nie odrzuciłby propozycji lewicy dotyczącej jego uczestnictwa w rządzie. Do przyszłego Knesetu swych posłów wprowadziłby także Meretz (5) oraz w przypadku jej utworzenia – koalicja partii arabskich (10-11).

Wydaje się zatem, że lewa strona izraelskiej sceny politycznej ma niepowtarzalną szansę na przejęcie władzy. Nie będzie to jednak sprawa prosta, gdyż sama wygrana w wyborach nie wystarczy, by utworzyć rząd, a Herzog i Liwni nie są obecnie na tyle silnymi politykami, by z łatwością kierować przyszłym gabinetem. Ich siła wynika raczej z konfliktów w rządzie Netanjahu, które doprowadziły do osłabienia jego pozycji i rozwiązania parlamentu. Kluczowe dla tworzenia przyszłego rządu będą jak w latach ubiegłych tzw. partie centrowe – Kulanu czy Jesz Atid – które tradycyjnie stają się „języczkiem uwagi” i mogą łatwo porozumieć się zarówno z prawicowym Likudem jak i lewicową Partią Pracy. Niemniej przykład Kadimy znajdującej się poza parlamentem i szybko topniejącego poparcia Jesz Atid może prognozować brak zainteresowania kolejną, mało wyrazistą partią, będącą „odpryskiem” wielkich politycznych graczy. Mimo rozbudzonych oczekiwań względem centro-lewicy nie można jednak zapominać, że lata rządów ugrupowań prawicowych i centro-prawicowych oraz duże poparcie społeczeństwa właśnie dla tego obozu politycznego nadal daje przewagę Netanjahu. Może się okazać, że to od jego najbliższych kroków będzie zależeć czy 17 marca 2015 r. obywatele Izraela zagłosują za zmianą, czy też dadzą kolejną szansę dotychczasowej formacji.


[1] W marcu 2014 r. podniesiono próg wyborczy z 2% do 3,25%.
[2] Pierwsze sondaże przedwyborcze w 2013 r. dawały partii Liwni nawet 11 mandatów, a ona sama była wymieniana jako ewentualny premier rządu centro-lewicy.

Tags: , , , ,