Wczorajsze egipskie protesty były kulminacją niepokojów, które trwają nieprzerwanie od piątku. W wyniku starć z policją, mogło zginąć nawet 13 osób, około 1000 odniosło rany. Największe demonstracje odbyły się na kairskim placu Tahrir, na którym w lutym tego roku rewolucja obaliła Mubaraka.
Wojskowa Rada Najwyższa
zapowiada, że pomimo niepokojów zbliżające się wybory parlamentarne odbędą się zgodnie z planem. Rada dramatycznie traci wątły kredyt społecznego zaufania. Jeśli swych obietnic nie dotrzyma, Egipt czeka kolejna fala rewolucyjnego wrzenia.
Geneza
Bezpośrednią przyczyną protestów była ogłoszona przed tygodniem kontrowersyjna decyzja egipskiego rządu tymczasowego w sprawie projektu konstytucji, która utrzymuje uprzywilejowaną pozycję armii. Zgodnie z przedstawioną przez wicepremiera Alego al-Silmi propozycją, armia pozostałaby niezależna od cywilnych mechanizmów kontroli, w szczególności w zakresie budżetu. Wojsko miałoby ponadto sprawować rolę „strażnika konstytucyjnej praworządności”. W praktyce, jak się obawiają przeciwnicy zapisu, może to oznaczać nadanie armii decydującego głosu w kwestiach osądu prawomocności całości przyszłego procesu legislacji i egzekucji prawa.
Demonstracje były zapowiadane już we wtorek. Ich głównym inicjatorem były partie islamistyczne, z politycznym ramieniem Bractwa Muzułmańskiego – Partią Wolności i Sprawiedliwości na czele. Mimo że inicjatywa al-Silmiego spotkała się z powszechną krytyką, obejmującą szerokie spektrum opozycji, to największą konsekwencją wykazali się właśnie islamiści, którzy zaszantażowali rząd tymczasowy masowym protestem.
W odpowiedzi na kontrowersje, wicepremier spotkał się z przedstawicielami wszystkich najważniejszych partii politycznych. Próby porozumienia nie powiodły się, większość partii pozostała przy stanowisku, że aktualny gabinet w ogóle nie powinien angażować się projekty konstytucyjnych zapisów jako, że winny one być dziełem rady konstytucyjnej powołanej przez demokratycznie wybrany parlament.
Protesty wybuchły w piątek. Demonstracje odbyły się w Kairze, Suzie, Aleksandrii i Asuanie. Organizowane przez islamistów demonstracje zbiegły się w czasie z zapowiadanymi wcześniej protestami aktywistów z ruchów liberalnych. W efekcie więc piątkowe wystąpienia były wyjątkowo liczne. Trudno oszacować łączną liczbę protestujących, w samym Kairze na ulice wyszło ponad 50 tys. osób. Jak jednak podkreślają analitycy, część liberalnych środowisko zbojkotowała piątkowy protest, nie chcąc uczestniczyć w demonstracjach zdominowanych przez islamistów.
Demonstranci domagali się jak najszybszego ustąpienia rady wojskowej, zwolnienia więźniów politycznych oraz zniesienia stanu wyjątkowego. Kontrowersje wokół projektu konstytucyjnego szybko przełożyły się na protest skierowany we władze tymczasowe w ogóle. Frustracja demonstrantów to wyraz niezadowolenia z przedłużającego się, nadzorowanego przez Najwyższą Radę Wojskową procesu transformacyjnego. Jak uważa większość Egipcjan rada zaangażowana jest w świadomą, wyrachowaną politykę odwlekania przekazania władzy.
Początkowo, w lutym 2011 rada obiecała przekazanie władzy w ręce wybranego w wolnych wyborach parlamentu, najpóźniej do 6 miesięcy od obalenia Mubaraka (tzn. od 11 lutego). Wybory prezydenckie zapowiedziano na koniec bieżącego roku. Jak zadecydowano, do tego czasu władze ma sprawować podległy wojskowej radzie rząd tymczasowy. Ustalenia uległy jednak zasadniczym zmianom. Zgodnie z ogłoszoną w końcu września decyzją wieloetapowe wybory mają potrwać od końca września, aż do marca. Wybory prezydenckie zaś mogą się odbyć nawet dopiero pod koniec sierpnia 2012. W praktyce oznacza to, że wojskowa rada pozostanie organem częściowo sprawującym władze wykonawczą jeszcze przez prawie rok.
Innym problem jest rola wojskowych w procesie elekcji parlamentarnej jak i podczas kształtowania przyszłej konstytucji. Mimo że, jak zaplanowano, konstytucja ma być dziełem komitetu ekspertów wyłonionego przez parlament, to jak się spodziewają Egipcjanie, wojskowi mogą po raz kolejny opóźnić wybory lub wywierać wpływ na prace komitetu czy jego powołanie. Piątkowa demonstracja była głosem tych Egipcjan, którzy obawiają się, że władza wojskowa nie zrezygnuje ze swej uprzywilejowanej roli i nawet jeśli zgodzi się na demokratyzacje to pozostanie de facto przeszkodą.
Eskalacja
Chcąc załagodzić nastroje rada potwierdziła w sobotę, że pomimo społecznych niepokojów wybory rozpoczną się jak zapowiadano – 28 listopada. Zapowiedzi okazały się niewystarczające by wstrzymać dalsze protesty. Na placu Tahrir pozostało około 5 tys. protestujących. Do wybuchu przemocy doszło kiedy policja chciała usunąć namioty demonstrantów. W wyniku starć zginęły dwie osoby, jedna w Kairze, kolejna w Aleksandrii, obydwie zostały zastrzelone.
Kolejni zabici padli następnego dnia – w niedzielę. Jak donosiły agencje wczorajszy dzień był szczególnie brutalny, policja podpaliła namioty koczujących demonstrantów oraz użyła gazu łzawiącego i gumowych kul. Protestujący odpowiedzieli butelkami z benzyną i kamieniami. Plac Tahrir został zdemolowany, spłonęły samochody. Wieczorem do akcji wkroczyło wojsko.
Dokładna liczba ofiar niedzielnych protestów nie jest znana. Źródła rządowe informowały o trzech śmiertelnych przypadkach, przedstawiciele służb medycznych zaś o co najmniej czterech, agencja al-Dżazira poinformowała o 11 ofiarach.
Wiadomo, że trzy osoby zmarły na skutek inhalacji gazu – wszyscy byli protestantami z placu Tahrir. Potwierdzone zostało jednocześnie informacje, że dzień wcześniej, w sobotę zabite zostały dwie osoby, obie zostały zastrzelone.
Dotychczasowa reakcja armii była powściągliwa. Rada przedstawiła swoje nieoficjalne stanowisko poprzez wypowiedź Gen. Mohsena el-Fangari, który w wywiadzie dla jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych potępił protesty argumentując, że w obliczu zbliżających się wyborów są one zagrożeniem dla państwa.
Jaki jest sens w strajkach, protestach i marszach? Czy nie ma innych, przewidzianych i regulowanych prawnie bezpiecznych dla Egiptu środków wyrażania swoich postulatów? (…) Protestujący chcą zachwiać najważniejszy fundament państwa – rolę armii.
Obawy egipskich wojskowych nie są bezpodstawne. Generalicja zdaje sobie sprawę, że prędzej czy później straci swoją pozycję na rzecz władzy cywilnej. Przez długi czas po obaleniu Mubaraka armia świadomie rozgrywała politykę dominacji, licząc na społeczne przyzwolenie. Armia pomogła zapobiec destabilizacji w najgorętszym okresie rewolucji i udzieliła demonstrantom milczącego poparcia; dlatego liczyła na – utrzymanie swej autonomicznej i jak do tej pory niezachwianej pozycji.
Wczorajsze zajścia na placu Tahrir pokazują, że wojsko dramatycznie traci kredyt społecznego zaufania. Głównym problemem pozostanie kwestia konstytucji. Jeśli rada będzie chciała ingerować w konstytucyjny projekt, plac Tahrir zawrze drugą rewolucyjną falą. Posunięcia armii są jednocześnie trudne do przewidzenia. Dodatkowym zagadnieniem jest bowiem problem spójności wewnętrznej. Egipskie wojsko jest strukturą podzieloną, w której łatwo może dojść do otwartych antagonizmów. Głównymi liniami podziałów są: pochodzenie (dyskryminacja kadry wywodzącej się z okolic górnego biegu Nilu oraz Półwyspu Synaj) hierarchia (duży dystans pomiędzy kadrą oficerską a szeregową, brak mechanizmów umożliwiających ekspresję i inicjatywę młodszych rangą), wiek (ograniczanie możliwości awansu na podstawie cezury wiekowej), klasa (dyskryminacyjne tendencje w stosunku do kadry pochodzących ze środowiska wiejskiego i biedoty miejskiej a uprzywilejowane stanowisko miejskiej klasy średniej), wyznanie (uprzywilejowanie muzułmanów).
Silna pozycja wojskowych czy niezależny budżet teoretycznie pomogłyby rozwiązać transformacyjne, strukturalne problemy armii. Jeśli wojsko stanie w obliczu degradacji swej roli prawdopodobną konsekwencją może być dezintegracja. Nadszarpnięcie spójności egipskiego aparatu bezpieczeństwa będzie miało daleko idące konsekwencję. Egipskie siły zbrojne są największą armią w Afryce i świecie arabskim, pod względem liczebności 10 armią świata (468,500 aktywnego personelu oraz 479,000 rezerwy, dodatkowo 397 000 personelu służb paramilitarnych). Egipt i jego armia są kluczem do stabilności całego regionu. Dlatego nie należy się spodziewać by generalicja została całkowicie pozbawiona swych przywilejów. Społeczna reakcja na przyszłą rolę armii będzie jednak zależeć od tego z kim armia będzie współpracować – słowem, kto wygra parlamentarne wybory.
Największą szansę na wygraną mają Bracia Muzułmanie i ich partia islamistyczna Partia Wolności i Sprawiedliwości. Islamiści są aktualnie zaangażowani w intensywną kampanię, która skutecznie wykorzystuje szeroką bazę społeczną i lata oddolnej terenowej działalności. Testem na poparcia dla Bractwa były wydarzenia minionych dni. Kiedy ulice Kairu wypełniły się protestującym elektoratem islamistów liczebność demonstracji wzrosła do 50 tysięcy. Dzień później (sobota) gdy na placu pozostali aktywiści ruchów liberalnych demonstracja liczyła około 5 tysięcy osób.
Poprzez uczestnictwo w protestach Bracia Muzułmanie starają się przede wszystkim podreperować swój wizerunek, który został nadszarpnięty biernością okresu rewolucji. Wielu przeciwników Bractwa zarzuca islamistom, że poprzez udział w demokratycznej grze sięgają po polityczne profity, które nie są im należne jako tym, którzy nie dostatecznie głośno domagali się odejścia reżimu. Ostatnie demonstracje to strategiczne posunięcie islamistów, którzy chcą nadrobić stracony czas i stając w opozycji do władzy armii dodatkowo wzmocnić swoją przedwyborczą pozycję.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.