Mit jedności egipskiego Bractwa Muzułmańskiego

Uznawana za monolit najważniejsza siła polityczna Egiptu rozpada się. Starzejące się Bractwo Muzułmańskie stoi w obliczu dezintegracji – symptomatycznego procesu będącego objawem II rewolucyjnej fali, która grozi całej egipskiej gerontokracji.

Istniejące od 83 lat bractwo przetrwało w swej trudnej historii prześladowania, spory ideologiczne, infiltracje bezpieki, polityczny szantaż i reżimowe naciski. Jednak dopiero wizja pierwszych w historii Egiptu wolnych wyborów może doprowadzić do rozpadu.  Proces dezintegracji został bowiem zainicjowany formowaniem legalnej politycznej reprezentacji ruchu. Stało się to 6 czerwca, kiedy po raz pierwszy w historii organizacji utworzono polityczną partię – Partię Wolności i Sprawiedliwości, której przewodniczy trzech członków Rady Najwyższej bractwa. Partia jest zatem kontrolowana i w pełni podległa organizacyjnie jak i ideologicznie kierownictwu

fot. Omar Kamel

bractwa.

Jak jednak podają przedstawiciele samego bractwa, w łonie ruchu powstać mają kolejne, niezależne partie:  al-Nahda (Odrodzenie), al-Rijada, Haraket al-Salam wal-Tanmija (Ruch Postepu i Rozwoju) oraz al-Tayar al-Masri (Egipt Teraz). Żadna z partii nie została jeszcze zatwierdzona. Najpierw muszą spełnić wymogi rozporządzenia regulującego prawo o partiach politycznych, wydanego przez Radę Wojskową. Jednym z wymogów jest konieczność poparcia 5000 zwolenników z co najmniej 10 prowincji.

Nowe partie mogą stać się znaczącą siłą polityczną kraju. Najważniejszą spośród nich jest dowodzona  przez byłego decydenta bractwa Ibrahima el-Zaafaraniego, al-Nahda. Zaafareani był uważany za głównego kreatora nurtu reformatorskiego w ramach bractwa. Aktualnie sprawuje rolę szefa Związku Zawodowego Lekarzy w Aleksandrii. Zaarareani jest najważniejszym z polityków bractwa, którzy zrezygnowali z członkowstwa w ruchu na rzecz budowania nowej partii.

Innym decydentem bractwa, który szuka możliwości nowej politycznej reprezentacji jest Khaled Dawoud – organizator al-Rijady. Dawoud określa swój program jako centro-lewicowy, reformatorski. W przeciwieństwie do Zaarareaniego nie zrezygnował z członkowstwa w bractwie, co może oznaczać chęć powiększenia spektrum nowej partii poza nurt czysto reformatorski.

Zarówno Dawoud jak i Zaarareani oraz ich zwolennicy są postrzegani jako ważni reformatorzy. Wywodzą się oni z rekrutacyjnej fali lat 70-tych, kiedy młodzi i ambitni politycznie członkowie  ruchu zapewnili swą działalnością ciągłość ideologiczną i organizacyjną. Jak mówi sam Dawoud, działalność reformatorów lat 70-tych była dla bractwa niczym „reanimacja”.

Tendencje frakcyjne spowodowały zdecydowaną reakcją kierownictwa ruchu. Jak donosi część polityków bractwa, każdy kto przystąpi do partii innej niż Partia Wolności i Sprawiedliwości zostanie usunięty. Problem ma regulować specjalna dyrektywa Najwyższej Rady organizacji wydana 26 czerwca. Jak się jednak wydaje, polityka wykluczania jest mało prawdopodobna. Strategia byłaby bowiem  ciosem we własną tożsamość. Bractwo, którego reputacja zasadza się na jedności organizacyjnej i spójności ideologicznej będzie raczej szukać możliwości zapobiegania tworzeniu konkurencyjnych frakcji, co może w efekcie doprowadzić do wzmocnienia tendencji reformatorskich. W powyższym ujęciu, moderniści bractwa po raz kolejny staliby się jego kołem ratunkowym.

Rola reformatorów zasadza się zatem nie tylko na próbach modernizacji czy transformacji w kierunku większej otwartości politycznej, ale przede wszystkim na decyzyjnym głosie w dyskusji nad spójnością bractwa. Decydenci bractwa przekonali się, że organizacyjna jedność może mieć swoją cenę przy okazji dyskusji nad kandydaturą do urzędu prezydenta.

Rada Najwyższa Bractwa zadecydowała, że organizacja nie będzie wystawiać kandydata na prezydenta. Tej decyzji sprzeciwił się popularny w kręgach reformatorskich muzułmański teolog Abel Fotouh, przywództwo bractwa zareagowało wydaleniem. Dziś wiadomo, że reakcja przywództwa była błędem; jak podają niektóre sondaże Fotouh jest drugi w prezydenckim wyścigu (za prowadzącym Mohammedem el-Baradei). Bractwo nie tylko nie skorzystało na poparciu elektoratu popularnego teologa, ale doznało poważnego osłabienia kładąc na szalę swój największy atut – jedność.

Problem kandydatury Fotouha jest odzwierciedleniem wewnętrznych tarć, które prędzej czy później musiały znaleźć ujście w postaci separacji. Głównym konkurentem Fotouha w ramach bractwa był Khairat el-Shater, przedstawiciel twardogłowej części ruchu. Obecność reformatorów, mimo że pożądana, będzie zatem zależeć od skłonności konserwatystów do większej elastyczności względem obsadzania stanowisk i zgody na większą rolę przedstawicieli frakcji liberalnej. Marginalizacja ich aspiracji będzie natomiast wstępem do dalszych podziałów.

Konflikt na linii reformatorzy – twardogłowi nie jest konfliktem nowym a jedynie konfliktem, który wychodzi na jaw przy okazji transformacji. Okazuje się bowiem, że w obliczu braku wspólnego wroga jakim był Mubarak procesy dezintegrujące stają się naturalne. Tym samym więc rzeczona spójność bractwa mogła być jedynie obiegową opinią kształtowaną przez reżimowe realia. Rzeczywistość transformacyjna pokazuje bowiem bardziej prawdzie i w naturalny sposób bardziej skomplikowane oblicze ruchu.

Podział wewnątrz organizacji przebiega według typowego dla konfliktu pokoleniowego rozłamu, który nabrał tępa wraz z rewolucją. Młodsze kadry bractwa sprzeciwiły się oportunistycznej decyzji kierownictwa, które zdecydowało się nie popierać rewolucyjnych wystąpień. Młodzi bracia na własną rękę poparli liderów rewolucji sprzymierzając się z „Koalicją Młodych 25 Stycznia”. Nieposłuszni dysydenci zdobyli społeczne poparcie i legitymacje moralną; zyskali doświadczenie; zostali obdarzeni zainteresowaniem mediów. W marcu, pomimo sprzeciwu kierownictwa organizacji, zwołali swoją pierwszą konferencję prasową, to stało się wstępem do rozłamu.

Kierownictwo Bractwa zdaje się ignorować problem. W niedawnym wywiadzie dla kairskiego tygodnika al-Ahram, lider bractwa Essam El-Erain zaprzeczył jakoby ruch doświadczał kryzysu, zapewniajac że przypadki porzucenia członkowstwa są marginalne i jednostkowe. Wypowiedź el-Eriana skomentował Hamed el-Dafrawi (założyciel Ruchu Pokoju i Rozwoju):

„Próby publicznego banalizowania problemu i zaprzeczanie oczywistemu kryzysowi odzwierciedlają mentalność organizacji, która jest podobna mentalności oblężonej twierdzy”.

W rzeczywistości problem jest bowiem o wiele głębszy. Jak twierdzi część komentatorów bractwo opuściło już setki jeśli nie tysiące członków. Jeden z najbardziej doświadczonych badaczy egipskiego fundamentalizmu Ibrahim el-Hudaibi, twierdzi że przyczyną kryzysu są nie tyle różnice ideologiczne, co kwestie organizacyjne związane z frustracją młodszego pokolenia.

„Przywództwo młodej generacji braci miało podstawy do tego by oczekiwać od kierownictwa ruchu poparcia i spłaty długu za uratowanie honoru organizacji (…) Przywództwo powinno odczytać motywację młodych i starać się zorganizować kanalizację ich oczekiwań. Stało się inaczej, młodzież bractwa została odizolowana, a tym samym potraktowana niesprawiedliwie.”

Podziały stawiają pod znakiem zapytania zdolność organizacji do skutecznej konkurencji wyborczej w zaplanowanej na wrzesień parlamentarnej elekcji. Organizacja traci ważną cześć swojego członkowstwa, a co za tym idzie, elektoratu. Dziś już można śmiało zaryzykować hipotezę, że młodzi oraz zorientowani na reformatorski kurs wyborcy, który dotychczas popierali bractwo, staną po stronie wyłonionych w procesie dezintegracji frakcji .

Słaby wynik wyborczy bractwa może z kolei stać się wstępem do dalszej dezintegracji czy wręcz rozpadu ruchu. Rozpad doprowadziłby natomiast do wzmocnienia bardziej radykalnej części egipskiego fundamentalizmu w postaci ruchów salafickich, które z pewnością starałby się zagospodarować niezadowoloną i nastawioną na konfrontację część elektoratu bractwa.

Tags: , ,