Nobel dla Baszara al-Assada?

Baszar al-Assad, Syria, wikimedia, CC, Syrianist

Baszar al-Assad, Syria, wikimedia, CC, Syrianist

W wywiadzie udzielonym przed kilkoma dniami libańskiej gazecie Al-Akhbar powiązanej z Hezbollahem prezydent Syrii żartuje sobie, że to on, a nie Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej (ang. OPCW) powinien otrzymać w tym roku Pokojową Nagrodę Nobla.

To przecież dzięki jego decyzji, a nie mało znanej opinii publicznej organizacji międzynarodowej, z Syrii mają szanse zniknąć substancje chemiczne odpowiedzialne za śmierć setek ludzi w czasie sierpniowych ataków na przedmieściach Damaszku. To dzięki jego decyzji – argumentował – a nie OPCW, świat ma szanse stać się miejsce wolniejszym od broni chemicznej. Czy dzięki temu stanie się miejscem spokojniejszym? Niekoniecznie.
Porozumienie genewskie dotyczące likwidacji syryjskich arsenałów broni chemicznej pozwoliło rozwiązać jeden z palących problemów konfliktu syryjskiego, ale nie przybliżyło nas, ani o krok do zakończenia wojny, która pochłonęła już ponad 115 tysięcy istnień ludzkich. Wręcz przeciwnie, walki w niektórych częściach Syrii toczą się ze zdwojoną intensywnością. Broni konwencjonalnej obie strony konfliktu mają pod dostatkiem, a główne korytarze przerzutu działają tak sprawnie, że z powodzeniem wojna może toczyć się jeszcze latami. Dawne „proxy wars” – wojny na odległość pomiędzy USA i ZSRR potrafiły ciągnąć się całymi dekadami (np. wojna w Angoli) więc nic nie stoi na przeszkodzie żeby z Syrii urządzić długookresowy poligon wojskowy do testowania nowego typu broni.

W ostatnich tygodniach coraz częściej słyszymy nie tylko o walkach pomiędzy rebeliantami i armią rządową, ale również konfliktach wewnątrz ponad 100-tysięcznej niezwykle zróżnicowanej koalicji wojskowej walczącej z siłami prezydenta Baszara al-Assada. Bojówki An-Nusry i Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie coraz częściej ścierają się z Kurdami w bogatej w ropę prowincji Hasake, a armia turecka traci cierpliwość do islamistów na terytoriach przygranicznych. 15 października Turcy ostrzelali pozycje rebeliantów islamskich niedaleko miasta Azaz. Była to odpowiedź na pociski wystrzeliwane ze strony syryjskiej. Jednocześnie, Turcy szczególnie na terenach kurdyjskich starają się uszczelnić swoją granicę.
Choć wyznaczona została już wstępna data kolejnej konferencji pokojowej w Genewie (23-24 listopada), to jak na razie nie wiadomo kto miałby zasiąść do stołu negocjacyjnego. Przedstawiciele Syryjskiej Koalicji Narodowej, reprezentujący siły opozycji, zdecydowanie odmawiają negocjacji z prezydentem Syrii, a ten ostatni powtarza, że nie ma zamiaru rozmawiać z „terrorystami” – czytaj opozycją. Dodatkowo z dnia na dzień słabnie poparcie społeczne dla Syryjskiej Koalicji Narodowej. Istnieje więc realna obawa, że wynegocjowany pod presją międzynarodową pokój nie będzie przez nikogo przestrzegany.
W międzyczasie OPCW donosi o przeprowadzeniu inspekcji w kolejnych składach broni i o jej niszczeniu. Przynajmniej ten proces wydaje się przebiegać według ustalonego planu. OPCW pokojowy Nobel się przyda, nie tylko do tego, żeby się zmierzyć z likwidacją arsenałów chemicznych Syrii, ale nade wszystko, by zachęcić inne kraje regionu (Izrael, Liban i Egipt) do podpisania konwencji o broni chemicznej. Syria wkrótce utraci swój „atom dla ubogich” – broń chemiczną, którą mogła wywierać presję na Izrael, żeby wyzbył się swego arsenału nuklearnego. Bardzo wątpliwe jest, że w aktualnej sytuacji Izrael kiedykolwiek zrezygnuje ze swego arsenału.
Z wiadomych względów Baszar al-Assad nie był brany pod uwagę w tym roku przez Norweski Komitet Noblowski. Pokojowego Nobla nie otrzymał, ale kto wie czy nie dostał o wiele cenniejszej nagrody. W rezultacie porozumienia genewskiego stracił swój „atom” ale powrócił z politycznego niebytu, w którym się znalazł po sierpniowych atakach z użyciem broni chemicznej. Może to nie Nobel, ale również nie lada osiągnięcie.

Tekst ukazał się na łamach portalu Mojeopinie.pl