Krzysiek Kolski
We Wschodniej Turcji nie ma zwyczajnych miejsc, rzeczy i osób. Ze wszystkimi związana jest jakaś opowieść.
„Mury naszego miasta widać z kosmosu” – chwali się właściciel kawiarni w Diyarbakir. Sześciokilometrowe mury miejskie zbudowane z czarnego bazaltu w czasach bizantyjskich są imponujące, potężne, wspaniałe. Takich obwarowań nie widziałem nigdy wcześniej. Czy naprawdę są widoczne z orbity ziemskiej?
Na dworcu autobusowym zagaduje mnie czterdziestoletni mężczyzna. Jest gorąco i duszno, ale on ubrany jest w sweter. Mówi, że pochodzi z południa i że tam jest lepsza pogoda. Potem zachęca, abym odwiedził Harran. „Właśnie tam parzy się najlepszą na świecie kawę. Jest tak mocna, że wystarczy jedna kropla, aby nie spać przez całą noc”. Kawa jest tak gorzka, że pije się ją haustami. To prawda, że jest ona szalenie mocna, ale czy na pewno najmocniejsza na świecie?
W Gobeklitepe znaleziono ślady ludzkiej osady sprzed 12000-13000 lat. Kamienne totemy ustawione w kilku kręgach to być może najstarsze znane miejsce kultu na świecie. Mało wiadomo o kulturze, która je stworzyła. Nie znaleziono ceramiki, narzędzi ani miejsc pochówku tej społeczności. Nie ma źródeł pisanych. Mój przewodnik, adwokat z Urfy, mówi tak: „Naukowcy nie są zgodni co do tego miejsca. Część uważa, że to tutaj przybyli Adam i Ewa po wygnaniu z raju, reszta uważa, że to zaginiona cywilizacja Atlantydy”.
Zastanawiając się nad tymi historiami idę odwiedzić przyjaciela mieszkającego w dużym mieście Wschodniej Turcji. W miejscu, gdzie kiedyś stało kilkaset domów, teraz pozostało tylko kilkanaście, reszta została zburzona decyzją władz miejskich. „Popatrz – mówi do mnie – my też będziemy musieli się wyprowadzić. Bo chociaż mamy dom, to i tak pozostaliśmy nomadami”. I wtedy pomyślałem, że nie jest takie ważne, czy wszystkie opowieści są prawdziwe czy zmyślone, bo być może to właśnie one pozwalają przetrwać Kurdom trudne czasy.
Tekst oryginalnie ukazał się na portalu Mandragon
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.