W Syrii, gdzie od ponad trzech lat trwa krwawa wojna, zakończyła się kampania prezydencka, przed zaplanowanymi na 3 czerwca wyborami. Obok obecnego prezydenta Baszara al-Asada kandydatami na najwyższy urząd w państwie są Maher Abdel Hafiz Hajjar oraz Hassan Abdullah al-Nouri. Hajjar pochodzi z – drugiego co do wielkości miasta w Syrii – Aleppo. Jest niezależnym członkiem parlamentu i byłym działaczem Syryjskiej Partii Komunistycznej. Natomiast al-Nouri jest przedsiębiorcą z Damaszku, działaczem opozycji akceptowanej przez rząd Asada.
Pomimo ciężkich działań zbrojnych, toczonych na znacznej części terytorium kraju, w stolicy kampania ruszyła „pełną parą”. Nie jest niespodzianką, iż dominującą rolę odgrywa w niej Baszar al-Asad. Wizerunki obecnego prezydenta zdobią znaczną ilość budynków.
Plakaty z podobizną Asada wiszą na każdym rogu i każdym placu stolicy. Głównym hasłem kampanii rządowej jest słowo „razem”. Na tle licznych, wywieszonych syryjskich flag, znajdują się slogany wyborcze, promujące Asada. Wśród nich można odnaleźć m.in. „Nie zaakceptujemy żadnego innego przywódcy. Wybraliśmy ciebie. Jesteśmy wobec ciebie lojalni”, „Wybieramy al-Asada, własną krwią”. Kandydat obozu rządzącego prowadzi także szeroko zakrojoną kampanię w telewizji oraz w internecie. Asad jest również obecny w mediach społecznościowych, szeroko krytykowanych w świecie arabskim po „arabskiej wiośnie”. Jego konto na Facebooku zdobyło 65 tysięcy fanów w dwa dni. Na jego tle reszta kandydatów wypada bardzo blado. Na nielicznych plakatach promujących al-Nouriego można dostrzec hasła obiecujące rozprawienie się z korupcją, uwolnienie gospodarki oraz powrót do licznej klasy średniej. Obaj opozycyjni kandydaci obecni są także w państwowej telewizji, jednak ich czas antenowy jest mocno ograniczony, nieporównywalnie mniejszy z czasem antenowym dostępnym dla prezydenta Asada. Kampania prezydencka trwała do końca maja. Należy zaznaczyć, iż kończące ją wybory odbędą się jedynie na terenach kontrolowanych przez wojska rządowe.
Jednak batalia o najwyższy urząd w Syrii prowadzona jest w cieniu ciężkich walk rebeliantów z siłami rządowymi. Zaciekłe bitwy toczone są w szczególności na zachodzie i północy kraju, w okolicach miast Aleppo i Homs. W ostatniej wymienionej miejscowości 29 kwietnia, dzień po ogłoszeniu kandydatury Baszara al-Asada na prezydenta, doszło do jednego z najbardziej krwawych zamachów w historii konfliktu syryjskiego. W wyniku wybuchu bomby zdetonowanej w dzielnicy Alawitów – grupy społecznej, z której wywodzi się obecny prezydent – zginęło 40 osób, zaś ponad sto zostało rannych. Kilka dni później w Aleppo przeprowadzony został dwudniowy ostrzał rakietowy skierowany przeciw rebeliantom. W jego następstwie zmarło ok. 70 osób, w większości cywilów.
W ostatnich tygodniach zaobserwować można nasiloną kontrofensywę wojsk rządowych, starających się wyprzeć siły rebelianckie z Homs, Aleppo i przedmieść Damaszku. Spodziewać się można, iż powyższe działania przyczynią się do zwiększenia bilansu ofiar śmiertelnych wojny w Syrii, które Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka szacuje obecnie na 150 tysięcy.
Warto pochylić się nad czysto konsekwencjami walk w Syrii zważywszy, iż działania społeczności międzynarodowej na rzecz powstrzymania konfliktu syryjskiego zdają się tkwić w martwym punkcie.
John Ging, dyrektor biura ONZ ds. koordynowania akcji humanitarnych, przedstawił w ubiegłym tygodniu dane obrazujące skalę konfliktu. Według szacunków ONZ od 2011 roku przed działaniami zbrojnymi uciekło z Syrii 2,8 miliona mieszkańców. Kolejne 6,5 mln zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów. Walki sił rządowych z rebeliantami pochłaniają miesięcznie 5000 ofiar, w dużej mierze cywilów. Przedstawione liczby ofiar mogą przerażać, szczególnie w kontekście braku realnej szansy na rychłe porozumienie. Zakończone fiaskiem niedawne rozmowy w Genewie, zdają się świadczyć, iż perspektywa pokojowego zakończenia konfliktu jest odległa. Natomiast rozpoczęta właśnie kampania prezydencka jeszcze bardziej oddala wizję ostatecznego pokoju. Jednym z głównych postulatów rebeliantów w 2011 roku była dymisja Baszara al-Asada z urzędu prezydenta. Obecnie zaś jest on niewątpliwym faworytem w nadchodzących wyborach prezydenckich.
Decyzja Asada o udziale w wyborach była oficjalnym powodem wspomnianego wyżej zamachu bombowego w Homs oraz zamachu w Aleppo. Odpowiedź strony rządowej była zdecydowana, co pociągnęło za sobą kolejne setki ofiar. Należy wspomnieć, iż w kontekście wyborów strona rządowa rozpoczęła intensywne działania, mające na celu wyparcie rebeliantów z jak największej ilości obszarów. Jednym z determinantów kontrofensywy Damaszku jest fakt, iż wybory prezydenckie będzie można zorganizować jedynie na terytorium kontrolowanym. Nie dziwi zatem fakt, iż Asadowi zależy na posiadaniu kontroli nad jak największymi obszarami, co uwiarygodni wynik wyborów. Podobne zadanie ma również forma elekcji. Czerwcowe wybory są bowiem pierwszymi powszechnymi wyborami w Syrii, w których społeczeństwo będzie mogło wybrać prezydenta. Do tej pory głowa państwa była wybierana przez przedstawicieli narodu.
Chociaż wynik elekcji jest przewidywalny, to prowadzona kampania prezydencka, obecność opozycyjnych kandydatów oraz forma wyborów, mają prawdopodobnie za zadanie stworzenie pozorów normalności, w ogarniętym wojną kraju. Zresztą podobne, aczkolwiek bardziej prymitywne metody stwarzania pozorów, Damaszek prezentuje już od kilku tygodni. W jednej z ostatnich wypowiedzi minister odpowiedzialny za turystykę, stwierdził, iż nadchodzącym sezon turystyczny będzie bardzo pomyślny dla regionu miasta Homs. Znajdują się tam bowiem liczne zabytki. Obecnie zaś Homs jest jednym z najbardziej zniszczonych przez wojnę miast w Syrii.
Wydaje się, że imitacja normalności kreowana przez Damaszek ma na celu ocieplenie wizerunku rządu oraz odwrócenie uwagi od wciąż dramatycznej sytuacji społeczeństwa syryjskiego. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, iż społeczność międzynarodowa nie znuży się ciągłymi negatywnymi doniesieniami z Syrii, zaangażuje się w przeciwdziałanie syryjskiej klęsce humanitarnej, a zakończona niepowodzeniem konferencja Genewa II nie będzie ostatnią próbą zakończenia konfliktu.
Źródło: Fundacja Dyplomacja i Polityka
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.