W Egipcie znane jest przysłowie: „Ten, kto sparzył się zupą, dmucha na jogurt”, które z grubsza odpowiada polskiemu dmuchaniu na zimne, a więc zaleceniu wyjątkowej ostrożności i stosowania środków zapobiegawczych, choć nasza mądrość w porównaniu z egipską, pomija ważny czynnik empirii.
Porzekadłem tym można w skrócie podsumować stosunek wielu Egipcjan do mediów w ogóle, ale przede wszystkim do społecznościowych, których manipulacje objawiły się wyraźnie w ostatnich latach. Kwestie te umykajązachodnim komentatorom, a przeciwdziałanie przez lokalne rządy takim metodom
jest prezentowane jako „cenzura narzucana przez dyktatorów i ograniczanie wolności słowa”.
Jednym z ostatnich przykładów tego typu działań„ na międzynarodową skalę były doniesienia o starciach
egipskiej armii z islamistami w Asz-Szajch Zuwajjid na Synaju w lipcu tego roku. Międzynarodowe media dezinformowały czytelników o przebiegu wydarzeń, podając zawyżone liczby ofiar po stronie armii egipskiej. Następnie te zmanipulowane informacje podchwyciły media arabskie, w tym egipskie, oraz media społecznościowe, które prześcigały się w zawyżaniu liczby ofiar wśród żołnierzy w stosunku do liczby napastników zabitych w trakcie walk. Polskie portale prasowe zamieściły artykuł zgodnie z tym samym stylem narracji, pod identycznym tytułem co Agencja Reutera: „100 osób zginęło w atakach islamistów”, z którego logicznie wynikałoby, że zginęło 100 żołnierzy (ewentualnie 100 cywilów), podczas gdy – jak zresztą zgodnie z prawdą informował w dalszej części noty jej autor – to właśnie 100 islamskich napastników poniosło śmierć (oraz 17 żołnierzy). Założywszy dobre intencje zagranicznych dziennikarzy, nie można nie dostrzec, że najczęściej opierają się oni na doniesieniach reporterów będących działaczami Braci Muzułmanów lub blogerów i aktywistów społecznych, którzy realizują przy tej okazji własne cele. Siłą rzeczy więc narażeni są na relacje co najmniej stronnicze, a niejednokrotnie zupełnie wprowadzające w błąd.
Tymczasem Egipcjanie przez ostatnie lata biegle opanowali sztukę wyłapywania manipulacji medialnych. Powszechnie wiadomo, że służą one propagandzie różnych środowisk, obniżeniu morale i wywołaniu efektu osaczenia. Takimi środkami posługuje się między innymi Państwo Islamskie, dla którego dezinformacja odgrywa zasadniczą rolę w kształtowaniu opinii publicznej. Jednocześnie trzeba podkreślić łatwość, z jaką my sami ulegamy różnorodnym manipulacjom. Przyczyna tego leży w funkcjonujących na Zachodzie stereotypach kultury arabskiej. Jednym z nich jest przekonanie, że poza Europą nie ma prawa, że jeśli ktoś nie respektuje norm świata zachodniego, które w sposób oczywisty różnią się pod pewnymi względami od norm świata niezachodniego, to znaczy, że nie przestrzega żadnych. Dlatego potępiamy władze arabskie za stosowanie ostrych środków, choć sami bez chwili wahania przypisujemy sobie moralne prawo posługiwania się nimi, gdy wymaga tego nasz interes.
Przekłamania Al-Dżaziry
Na lokalnym rynku medialnym największym źródłem nadużyć jest katarska Al-Dżazira. Nierzetelne praktyki tego kanału są regularnie ujawniane i szeroko komentowane w świecie arabskim. Głośną ostatnio sprawą było opublikowanie przez nią zdjęcia ciał egipskich dzieci zabitych rzekomo w atakach egipskich sił powietrznych na ludność cywilną na Synaju. Okazało się, że to zdjęcie dzieci, które zginęły przed wieloma miesiącami w wybuchu gazu w Libii, w mieście Al-Bajda, o czym donosiły wcześniej libijskie media.
Najnowsze wydarzenia w Egipcie dostarczyły wielu spektakularnych przykładów manipulacji medialnych. Nie tak dawno temu uwagę mediów społecznościowych przykuła sprawa chłopaka, który – wedle tego, co utrzymywano – został aresztowany za napis na koszulce: „Nie dla tortur”. Jego zdjęcie cieszyło się dużą popularnością wśród lokalnych i zagranicznych aktywistów, udostępniane tysiące razy jako dowód na brutalność policji i łamanie praw człowieka przez rząd egipski (zastrzegam, że nie polemizuję z tymi oskarżeniami, zwracam jedynie uwagę na nierzetelny sposób relacjonowania wydarzeń ze świata arabskiego w mediach, będący źródłem dalszych nieporozumień). W sprawę zaangażowała się Amnesty International, która przygotowała petycję do prezydenta Al-Sisiego w obronie Mahmuda Muhammada Husajna. Czołowe zagraniczne dzienniki, w tym polskie, opublikowały artykuły na ten temat. W międzyczasie egipskie media społecznościowe odkryły pełny kadr powielanego zdjęcia, na którym przed chłopcem znajdują się między innymi koktajle Mołotowa. Zagraniczni dziennikarze nie odnieśli się do tej niezwykle kontrowersyjnej sprawy.
Wszyscy znamy z obiegu internetowego drastyczne zdjęcia zmasakrowanych ciał ofiar brutalnych ataków i wojen, tak często udostępniane na Facebooku -zwłaszcza na Bliskim Wschodzie. Ten element „biznesu wojennego” budzi zastrzeżenia sporej grupy ludzi, którzy potępiają wykorzystywanie ofiar jako argumentu w toczących się sporach, bez okazywania im należnego szacunku. W porównaniu z tą skalą eksponowanego okrucieństwa zaskakujące wydają się z kolei najnowsze praktyki umieszczania w mediach społecznościowych zdjęć muzułmańskich uchodźczyń, na których pozasłaniano ich głowy dorysowanym hidżabem, z góry zakładając, że są religijne, co jest oczywistym nadużyciem, albo raczej bezwzględnie narzucając im taki wizerunek, nawet w tak dramatycznym momencie.
Pułapki dezinformacji
Kryzys migracyjny, będący najnowszą odsłoną technik manipulacyjnych, stanowi niezmierzone pole do badań i analiz. Obserwujemy w medialnym obiegu ogromne ilości materiałów, które odwołują się do naszych emocji i są nastawione na wywołanie konkretnych reakcji. Wiadomo, że nic tak nie pobudza
naszej empatii jak wizerunek cierpiących dzieci, które – niestety – padają ofiarą zarówno tych zajść, jak i medialnych manipulacji. Pamiętam, jak w ubiegłym roku podczas nalotów izraelskich na Strefę Gazy w internecie krążyło wideo sprzed kilku lat z palestyńską dziewczynką, płomiennie recytującą patriotyczny wiersz i przeklinającą okupantów. Na filmie dziewczynka krzyczała i zalewała się łzami. Wideo zebrało nieprzychylne komentarze. Obwiniano Palestyńczyków o przymuszanie dzieci do nienawiści. Oburzały mnie te uwagi, ale sama miałam ambiwalentne uczucia.
To samo uczucie nachodzi mnie dziś, gdy patrzę na zdjęcie arabskiego niemowlęcia raczkującego przed kordonem uzbrojonej po zęby tureckiej policji z plastikowymi tarczami lub wyraźnie poruszonego żołnierza, który w geście przyjaźni wyciąga rękę do innego dziecka, tak kruchego w porównaniu z potężnym mężczyzną w mundurze. Kto naraził te dzieci na takie sytuacje? Gdzie byli wtedy ich rodzice? Czy to możliwe, aby takie sceny rzeczywiście miały miejsce? Jak w tak trudnych warunkach wszechobecnego kryzysu i przy nieznajomości realiów zdestabilizowanego świata arabskiego możemy skutecznie się chronić przed pułapkami, które są nieodłączną częścią walki informacyjnej? Czy potrafimy „dmuchać na jogurt”?
AGNIESZKA PIOTROWSKA jest doktorem nauk humanistycznych UAM w Poznaniu, tłumaczką literatury arabskiej i polskiej, laureatką Wyszehradzkich Rezydencji Literackich, mieszka w Kairze.
Tekst ukazał się w Tygodniku Przegląd nr 45 (08.11.2015)
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.