Jak donosi brytyjski „Guardian” rząd w Londynie zdecydowanie odmówił Stanom Zjednoczonym udostępnienia swoich baz do przygotowania prewencyjnego ataku na Iran, tłumacząc, że oznaczałoby to złamanie prawa międzynarodowego. Jednocześnie informator dziennika podkreślił, że gdyby do ataku jednak doszło, to Wielka Brytania pomoże USA.
Informację tę warto by skorelować z niedawnym rajdem izraelskiego lotnictwa na fabrykę broni w Chartumie. Choć władze w Tel Awiwie zdecydowanie zaprzeczają, by miały cokolwiek wspólnego z atakiem, to wiele wskazuje na to, że odpowiedzialny za nalot jest właśnie Izrael. Zresztą to nie pierwszy incydent między krajami. W kwietniu 2011 roku sudańskie władze oskarżyły Izrael o atak na leżące nad Morzem Czerwonym miasto Port Sudan, w wyniku czego zginął jeden z dowódców Hamasu.
Tel Awiw osiągnął swoim rajdem na Chartum dwa cele. Po pierwsze zniszczył fabrykę, w której, jak podejrzewano, produkowane są irańskie rakiety Shahab 3 o zasięgu 2000 km. Po drugie nalot mógł posłużyć za swego rodzaju próbę generalną przed prewencyjnym atakiem na Iran, jak sugerował portal debka.com. Zniszczenie fabryki broni w Chartumie, leżącym mniej więcej w tej samej odległości co zakłady atomowe w Fordo, miało sprawdzić stan przygotowania i możliwości izraelskiego lotnictwa. Wiadomo, że zostało też przećwiczone tankowanie w powietrzu, niezbędne przecież w planowanej operacji.
Sudan mógł posłużyć za doskonały poligon dla Izraela. Wyposażona w słaby sprzęt sudańska armia nie miała możliwości szybkiego kontrataku, zwłaszcza, gdy nadlatują najnowocześniejsze izraelskie myśliwce. Te swego rodzaju ćwiczenia mogą sugerować, że Izrael odrzucił tzw. wariant azerski, czyli dokonanie ataku na irańskie instalacje atomowe z terytorium Azerbejdżanu, bez konieczności tankowania w powietrzu. W marcu br. o takiej możliwości poinformował „Foreign Policy”. Dowodem ścisłej współpracy między Baku i Tel Awiwem miał być opiewający na 1,6 mld dolarów kontrakt na dostarczenie systemów obrony przeciwrakietowej do tego kaukaskiego kraju.
Przyspieszenie przygotowań ma też związek ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych. Uzależniony od poparcia wpływowego lobby żydowskiego w USA, Barack Obama starał się tonować nastroje związane z irańskim programem atomowym. Jego rywal w walce o Biały Dom, Mitt Romney jest o wiele bardziej stanowczy w tej sprawie i wprost sugeruje atak na Iran. Na tydzień przed wyborami, to właśnie on obejmuje prowadzenie w sondażach. Paradoksalnie, gdyby atak nastąpił tuż przed głosowaniem, to Obama mógłby zaryzykować nowy konflikt i wygrać wybory dzięki nieformalnej zasadzie, że w czasie wojny nie zmienia się rządu. Jest to jednak bardzo mało prawdopodobny scenariusz.
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.