Turcja na rozdrożu

fot: Bertil Videt

fot: Bertil Videt

„Weźcie nas do Szanghajskiej Piątki, a pożegnamy się z Unią Europejską. Po co opóźniać cały proces”. Ta niedawna wypowiedź premiera Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana, ponownie rozbudziła dyskusję nad przyszłością unijno-tureckich negocjacji. Erdoğan daje jasno do zrozumienia, że ślamazarny proces negocjacji z Brukselą to nie jedyna alternatywa, a turecka polityka zagraniczna może obrać nowy – nierozważany dotąd kierunek.

Jeśli nie Europa to co?

Od ponad 10 lat relacje między Turcją a Unią Europejską nie przynoszą większych korzyści, a ostatnie spowolnienie w niczym nie przypomina ożywionych relacji sprzed dekady. Początkowo współpraca rozwijała się szybko i w efekcie zaowocowała szeregiem istotnych reform, m.in.: zniesienie kary śmierci, ograniczenie wpływu wojska na politykę, czy zakazem stosowania tortur. Reformy miały na celu demokratyzację, poprzez którą miało dokonać się zbliżenie kulturowe Turcji do krajów wspólnoty. Jednak od 2005 roku częstotliwość rozmów odnośnie realizowania kolejnych etapów negocjacji zaczęło stopniowo spadać. To właśnie wówczas utarła się poniekąd mylna opinia, że Turcja, mimo że nie chce spełnić wymogów narzucanych przez UE, to jednocześnie desperacko dobija się do jej drzwi.

Prawda jest jednak inna, a odpowiedź na pytanie o negocjacyjny kryzys bardziej skomplikowana. Wina za spowolnienie procesu leży bowiem nie tylko po stronie państwa kandydującego. Należy pamiętać, iż dopóki jakiekolwiek państwo, nie tylko Turcja, jest w fazie rozmów akcesyjnych, UE może w bardzo dużym stopniu wpływać na prowadzoną politykę. Turcja często podkreśla, iż wymagania stawiane przez UE są niemożliwe do spełnienia. Najważniejszymi przeszkodami są uznanie suwerenności Cypru oraz nacisk na gwarancję praw kurdyjskiej mniejszości. UE konsekwentnie powtarza, iż obydwie kwestie zasadniczo rzutują na prawdopodobieństwo akcesji, gdyż tureckie ‘nie’ dla uznania Cypru czy praw kurdyjskich jest sprzeczne zarówno z kryteriami kopenhaskimi, jak i ogólnymi, przyjętymi w krajach europejskich zasadami demokracji.

Warto jednak pamiętać, że Unia Europejska nie jest jedynym kierunkiem tureckiej polityki zagranicznej, a zmęczona mozolnymi negocjacjami Ankara może radykalnie zrewidować priorytety swojej polityki zagranicznej.

Bliski Wschód.

Turcja coraz intensywniej rozwija swoje wpływy w regionie MENA (Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej). Sprawa niby oczywista, choć z perspektywy Brukseli wciąż nie do końca postrzegana jako możliwa alternatywa dla integracji z Europą. Warto bowiem podkreślić, że Turcja  przez szereg lat prowadziła względem południowych i wschodnich sąsiadów swoistą politykę umiarkowanego zaangażowania – utrzymując tradycyjnie ważne relacje nie starała się odzyskać regionalnych wpływów. Czasy się jednak zmieniają, a Ankara coraz bardziej przychylnie spogląda w kierunku państw, których terytoria niespełna sto lat temu były częścią imperium Osmanów. Dynamika relacji arabsko-tureckich nabrała szczególnego znaczenia po wydarzeniach Wiosny Arabskiej. Dzięki zmianom na najwyższych szczeblach w państwach arabskich otworzyły się nowe możliwości, zarówno pod względem politycznym, jak i ekonomicznym. Kraje objęte Wiosną Arabską stały się bardzo atrakcyjnym obszarem inwestycyjnym. W perspektywie tych zmian Unia Europejska przestaje być atrakcyjna. Kraje MENA wydają się obecnie dawać większe korzyści, niż wstąpienie do Unii Europejskiej, która i tak zmaga się ze spektakularnym, uważnie w Turcji obserwowanym greckim kryzysem.

Nie bez znaczenia dla przyszłości współpracy turecko-arabskiej jako alternatywy wobec wspólnoty jest bliskość kulturowa, która staje się szczególnie istotna w okresie transformacji ustrojowych krajów regionu. Turcja staje się zatem wzorem do naśladowania, rosnącym w siłę regionalnym graczem, co niejako mimochodem przypomina o latach dawnej osmańskiej potęgi.  Turcja jest bezsprzecznie postrzegana jako regionalny prymus – kraj któremu udaje się utrzymać (choć ograniczane to wciąż konieczne) wpływy wojska, kanalizować oczekiwania konserwatywnego i islamistycznego lektoratu bez naruszania porządku demokratycznego, modernizować społeczeństwo, a jednocześnie rozwijać kulturową tożsamość. Choć jest to obraz uproszczony to dla części spragnionych ustrojowych transformacji społeczeństw arabskich jest to scenariusz postrzegany jako najlepszy z możliwych. Coraz częściej się mówi o tym, że model państwa tureckiego byłby dobrym przykładem do naśladowania przez państwa arabskie. Jest on swego rodzaju hybrydowym systemem politycznym, łączącym wartości państwa demokratycznego i sekularnego, co dla wielu państw regionu jest scenariuszem pożądanym bo gwarantującym stabilizację i łagodzenie wewnętrznych napięć. Szczególnie często przywołuję się model turecki w kontekście pożądanej transformacji w Egipcie. Premier Turcji Recep Tayyip Erdoğan jest tego całkowicie świadomy, co potwierdza fakt, iż był pierwszą głową państwa, która odwiedziła Egipt zaraz po zamieszkach, a począwszy od pierwszych miesięcy egipskiej zmiany ustrojowej Turcja prowadzi intensywną politykę zacieśniania współpracy.

Innym  ciekawym przykładem jest również Libia. Stosunki Turcji z tym krajem podczas rządów Kaddafiego były dla Turcji dość „wygodne” – utrzymywanie relacji z państwami autorytarnymi jest o tyle łatwe, iż nie wiążą się one z zawiłymi wymogami prawnymi w kwestii inwestycji, czy handlu. Jednak po wybuchu wojny domowej, która doprowadziła do obalenia Muammara Kaddafiego, Turcja straciła swoją pozycję głównego partnera w tym kraju. Początkowo premier Erdoğan prowadził wobec Libii, politykę pojednawczą, przepełnioną odwołaniami do wspólnej historii, braterstwa muzułmańskiego, wzbudzając tym samym uczucie odmienności względem Zachodu. Premier Turcji początkowo był również stanowczo przeciwny interwencji NATO w Libii. Jednak po dwóch tygodniach i przekalkulowaniu zysków i strat, wysłał tureckie wojska. Skąd taka dychotomia w podejmowaniu decyzji? Premier Erdoğan był całkowicie świadomy tego, że Turcja musi się cały czas starać by być konkurencyjna na rynku, bez względu na to, kto będzie jej sojusznikiem. Ankara stała się jednym z najważniejszych regionalnych sojuszników rebeliantów, dostarczyła 300 mln. USD finansowej pomocy oraz była jedną z pierwszych stolic, która uznała reprezentację rebelianckiej Tymczasowej Rady Narodowej. Zmiana sojuszy się opłacała. Premier Erdoğan, który złożył wizytę w Libii w miesiąc po obaleniu Kaddafiego dostał na lotnisku gromkie brawa, a przybyli z nim przedstawiciele tureckiego kapitału szansę na inwestycję. Warto jednak podkreślić, że poza kierunkiem arabskim istnieje jeszcze jedna alternatywa tureckiej polityki.

Daleki Wschód

25 stycznia br. premier Erdoğan udzielił wywiadu w jednym z programów telewizyjnych, podczas którego bez zawahania przywołał swoje własne słowa, wypowiedziane w rozmowie z Władimirem Putinem: „Weźcie nas do Szanghajskiej Piątki, a pożegnamy się z Unią Europejskiej. Po co opóźniać cały proces?” Mowa tutaj o Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SOW).  Dołączenie do organizacji, w której prym wiedzie Rosja i Chiny, daje zapewnienie komfortu i bezpieczeństwa. Co więcej, dałoby to szansę Turcji na szeroko pojęty rozwój, jak również podniesienie swojego statusu, jako wzrastającej gospodarki w Azji. Nie należy jednak zapominać o drugiej stronie medalu. Szanghajska Organizacja Współpracy została utworzona, jako swego rodzaju przeciwwaga wobec NATO, do którego Turcja notabene należy. Różnica jednak polega na tym, że SOW nie jest organizacją militarną.

Posiadając bliskie kontakty ze Stanami Zjednoczonymi, nie można liczyć na zacieśnienie relacji z Rosją, czy Chinami, dlatego Turcja stara się na razie o status obserwatora w Szanghajskiej Organizacji Współpracy – na więcej na razie nie może liczyć. Kością niezgody jest kwestia Ujgurów, która ciąży na w stosunkach turecko-chińskich. Ujgurzy to najliczniejsza mniejszość narodowa w Chinach, jest to wyznający islam naród turecki, zamieszkujący położony na wschodzie kraju Ujgurski Region Autonomiczny (prowincja Xinjiang). Ujgurzy regularnie buntują się przeciwko opresyjnemu rządowi chińskiemu, ten zaś podejrzewa Turcję o wspieranie ich separatystycznych dążeń.

Rozdroże.

Premier Erdoğan jest znany ze stanowczej polityki zagranicznej. Związanie się z jednym regionem, bądź podmiotem prawa międzynarodowego mogłoby być dla Turcji znaczącym ograniczeniem. Warto ponadto pamiętać, że pomimo faktu rosnącego znaczenia regionalnego Turcji, jak i coraz odważniej komentowanej alternatywy porzucenia idei integracji z Europą wycofanie się z negocjacji akcesyjnych oznaczałby zignorowanie przynajmniej dwóch istotnych faktów:

  1. Większość migrantów tureckiego pochodzenia żyje na terenie Unii Europejskiej, nie Chin czy państw arabskich,
  2. UE pozostaje nadal największym partnerem handlowym Turcji.

Nie wiadomo, jaki kierunek polityki zagranicznej obierze premier Erdoğan, czy w ogóle zdecyduje się na sojusz z którąkolwiek ze stron. Prawda jest taka, że nie musi się zobowiązywać ani wobec wschodu ani wobec zachodu, ponieważ Turcja czerpie korzyści z obydwu stron. Obecny zanik dalszych rozmów z Unią Europejską nie oznacza całkowitego zerwania kontaktu. Istotną role może odegrać prezydentem Francji François Hollande, którego wizyty Ankara spodziewa się w marcu. Hollande jest bowiem postrzegany jako bardziej przychylny tureckiej akcesji niż były prezydent Sarkozy. Możliwe zatem, że antyturecki front wewnątrz Unii zostanie przełamany i będzie to jedynie kwestia przekonania Niemiec. Z drugiej jednak strony, Szanghajska Organizacja Współpracy daje możliwość wstąpienia w szeregi i stania ramię w ramię z dwoma hegemonami – Chinami i Rosją. Przy obecnych prognozach rozwoju ekonomicznego państwa chińskiego i rosnącej wartości całego regionu Azji, wizją współpracy jest niebywale kusząca.

Pozostaje jeszcze kwestia krajów MENA. Możliwość uzyskania jak największych wpływów w tym regionie, wpisuje się idealnie w obecną tzw. neo-otomańską politykę zagraniczną prowadzoną przez Turcję.

Turcja staje się coraz bardziej niezależna i świadoma swojej pozycji na arenie międzynarodowej, jako wzrastająca potęga regionalna. Jej sytuacja geopolityczna jest wręcz idealna. Otoczona ogromnymi ekonomiami azjatyckimi i europejskimi, oraz wzrastającymi gospodarkami arabskimi, może czerpać korzyści na wszystkich frontach.

Tags: , ,