Irak, krok od wojny domowej

Ryzyko eskalacji rośnie wraz z pogłębiającym się kryzysem w ramach poróżnionej koalicji. Walka o władze, która aktualnie generuje polityczny impas może szybko przenieść się na ulice. Irak stoi w obliczu kryzysu, który jest w stanie rozniecić wojnę domową a w konsekwencji doprowadzić do rozpadu federacji.

W zamachach 5 stycznia śmierć poniosło ponad 70 osób, 24 osoby zgięły w Bagdadzie, reszta ofiar to pielgrzymi zaatakowani w drodze do Karbalii. Atak w Bagdadzie był koordynowaną eksplozją ładunków pułapek. Większość wybuchła w szyickich częściach miasta, w tym w bastionie szyickiego radykalizmu, Sadr City. Jak do tej pory, żadna z organizacji nie przyznała się do zamachów. Drugi z ataków, który uderzył w szyickich pielgrzymów był samobójczym zamachem, do którego doszło w okolicach Nasiriji. Najbardziej prawdopodobną genezą ataków jest nasilająca się od kilku miesięcy eskalacja konfliktu sunnicko-szyickiego. Wyznaniowy konflikt jest napędzany frustracją generowaną przez gabinetowy impas. Platforma teoretycznego porozumienia jaką miał być koalicyjny rząd, coraz częściej jawi się jako przestrzeń wyznaniowego antagonizmu, którego cechą zasadniczą jest dominacja szyicka.

Narastająca frustracja.

Problemem podstawowym jest kwestia reprezentacji. Jak postrzegają problem sunnici, podział władzy nie tylko wyeliminował możliwość artykulacji ich politycznych oczekiwań, ale stał się narzędziem umacniania szyickiej supremacji. Zgodnie z ową optyką, zaaplikowana przez Amerykanów, a wykorzystana przez szyitów debasyfikacja kraju doprowadziła do politycznego upośledzenia sunnickiej mniejszości, która utraciła należną jej uprzywilejowaną niegdyś pozycję.

W wyniku wyborów z roku 2010 silna pozycję zdobyli szyici. ‘Sojusz Państwa Prawa’ (SPP),  złożony głównie z ‘Islamskiej Partii Dawa’, przewodniczony przez premiera Nuriego al-Malikiego był drugi w wyborczym wyścigu – 25% głosów. Kolejne szyickie ugrupowanie złożone z: ‘Islamskiej Najwyższej Rady Iraku’(Al-Madżlis al-ati al-islami al-iraki), ‘Organizacji Badr’ oraz ‘Ruchu Sadra’, reprezentujące szyickie kręgi religijne, powiązane z bojówkarzami Badr i Armią Mahdiego, przewodniczone przez Ibrahima al-Dżafariego, – ‘Narodowy Sojusz Iracki’ (NSI) uzyskało 19% głosów.

Wybory wygrał powołany jako ponad-wyznaniowa reprezentacja wszystkich Irakijczyków, przewodniczony przez Ajada Alawiego blok Irakija  – 26% głosów. Mimo zwycięstwa jednak, Alawiemu nie udało się obsadzić urzędu premiera, który za sprawą poparcia Sojuszu Kurdyjskiego (SK) przypadł Malikiemu. Dzięki współpracy z Malikim Sojusz Kurdyjski uzyskał szereg kluczowych stanowisk w koalicyjnym rządzie oraz wynegocjował nominację prezydencką dla swojego kandydata – Dżalala Talabaniego.

W efekcie zawartej jesienią 2010 umowy koalicyjnej, która objęła skupione wokół nowopostałego Sojuszu Narodowego bloki szyickie (‘Sojusz Państwa Prawa’ i ‘Narodowy Sojusz Iracki’), Irakiję oraz Sojusz Kurdyjski, blok Alawiego zdołał obsadzić swymi politykami jedynie 11 z 45 ministerstw, co dodatkowo osłabiło Irakiję.

W wyniku kontrowersji wokół obsadzenia urzędów zawarto dodatkowy konsensus, przewidujący utworzenie nowego organu – Narodowej Rady Spraw Strategicznych, której szefem miał zostać Alawi. Jednocześnie, zapowiedziano obsadzenie stanowiska ministerstwa obrony kandydatem ze środowiska Alawiego. Kształt porozumienia miał w założeniu zrównoważyć pozycję Malikiego. Żadne z uzgodnień nie zostało wprowadzone.

Słaba pozycja bloku Alawiego przełożyła się na niedostateczną reprezentację środowiska sunnickich arabów. Mimo że sam Alawi jest szyitą, to ponad-wyznaniowy charakter jego organizacji mógł być teoretycznie platformą kanalizacji oczekiwań sunnickiego elektoratu. W zdominowanym przez szyitów i Kurdów parlamencie głos arabskich sunnitów pozostał jednak praktycznie nie reprezentowany. Poza Irakijją, sunnicy arabowie nie uzyskali praktycznie żadnej znaczącej reprezentacji. Poparcie dla typowych arabskich partii sunnickich okazało się szczątkowe. Jednym z największych przegranych tych wyborów był sunnicki Iracki Front Zgody (IFZ) Tawafuq, który uzyskał jedynie 2.5% głosów. W konsekwencji zatem, jedyną znaczącą siłą reprezentującą sunnitów stała się słaba i pozbawiona kluczowych stanowisk Irakija

Wyniki wyborów stały się powodem rozgoryczenia i narastającej sunnickiej frustracji. W opinii wielu sunnitów dominująca pozycja Malikiego przełożyła się na autokratyczną kampanię. Resentyment eskalował w końcu grudnia 2011, kiedy to premier Maliki zdecydował się na kontrowersyjny krok pozbycia się czołowych koalicyjnych sunnickich polityków Irakiji z wiceprezydentem Tarikiem Haszemim na czele. Maliki wydał nakaz aresztowania Haszemiego, oskarżając go o dowództwo nad szwadronami śmierci, biorącymi udział w czystkach wojny domowej. Ukrywający się aktualnie w irackim Kurdystanie Haszemi, twierdzi, że dowody jego winy zostały sfabrykowane.

Kolejnym politykiem Irakiji, który może stracić swoją pozycję jest wicepremier Saleh al-Mutlak. 19 grudnia 2011 premier zwrócił się do parlamentu z wnioskiem o głosowanie wotum nieufności w stosunku do wicepremiera. Większość polityków Irakiji odczytała posunięcie Malikiego jako próbę pozbycia się ich czołowego reprezentanta. Sam Mutlak, szukając szerszego parlamentarnego poparcia publicznie oskarża premiera o autorytarne zapędy. Najostrzejsze słowa krytyki padły z ust Ajada Alawiego, który w transmitowanym przez iracką telewizję wystąpieniu oświadczył: „Działania premiera są podobne dyktaturze Husajna (…) Maliki stara się za wszelką cenę uciszyć opozycję, ryzykując reakcję przeciw dyktaturze.” Podobne ostrzeżenie zawarł Alawi w udzielonym dla Reutersa wywiadzie, w którym wezwał społeczność międzynarodową do „powstrzymania premiera od rozniecania wyznaniowych antagonizmów i prowokowania domowej wojny.”

Posunięcie Malikiego spotkało się ponadto z szeroką krytyką ze strony lokalnych, klanowych liderów sunnickich. Przeciwko premierowi wystąpił między innymi przywódca wpływowego klanu al-Dulemi, szejk Ali Hatem, który potępił politykę marginalizowania sunnitów jak i przestrzegł przed konsekwencjami. W opublikowanym przez dziennik Guardian wywiadzie, Ali Hatem ostrzegał: „W Iraku nie ma demokracji, jedyne co jest to chaos. Partie polityczne są na usługach religijnych przywódców, panuje samowola i korupcja. Jednak najgroźniejsze to polityka Malikiego, który szuka sposobów na zainstalowanie szyickiej autokracji.”

Sam Maliki wydaje się być niewzruszony pretensjami oponentów i nie obawia się ich politycznej konkurencji. Jak stwierdził w transmitowanym w końcu grudnia oświadczeniu jego celem jest „utrzymanie stabilnej, silnej władzy” jak ponadto zapowiedział: „Sprawuję swój urząd od sześciu lat i przez sześć kolejnych lat na nim pozostanę”.

To jak potoczą się losy polityków, którzy popadli w niełaskę premiera pokażą rozstrzygnięcia najbliższych tygodni. Wiceprezydent Haszemi pozostanie zapewne w Kurdystanie, gdzie cieszy się stabilnym politycznym azylem. Jego wolność będzie przypuszczalnie niezagrożona, gdyż jak się można spodziewać, premier Maliki nie będzie ryzykował ingerencji na terenie kurdyjskiego terytorium autonomicznego. Głosowanie nad urzędem drugiego z polityków,  Saleha al-Mutlaka pozostaje kwestią otwartą, gdyż począwszy od połowy grudnia politycy Irakiji bojkotują posiedzenia parlamentu. Sunnicki bojkot jest narzędziem nacisku. Jak liczą deputowani Irakiji zagrożony upadkiem koalicyjnego gabinetu Maliki zdecyduje się na szerszą współpracę. Zgodnie z ową optyką w obliczu przedterminowych wyborów, które stałyby się konsekwencją upadku koalicji, Maliki zdecyduje się na korzystniejszy dla sunnitów podział władzy.

Platformą porozumienia miało być zaplanowane na 5 stycznia mediacyjne spotkanie. Do negocjacji jednak nie doszło. Spotkanie zostało zbojkotowane przez jedno przedstawicieli Ruchu Sadra, którzy sprzeciwili się udziałowi konkurencyjnej względem nich innej szyickiej bojówki Asaib al-Haq. Rządowy kryzys zatacza zatem coraz szersze kręgi obejmując nie tylko antagonizm sunicko-szyicki ale i podziały wewnątrz-szyickie.

Teoretyczną platformą neutralizacji kryzysu mogłyby być przedterminowe wybory parlamentarne. Powyższa idea jest jednak odległa agendzie Malikiego. Poprzez koalicyjny układ Maliki kontroluje ministerstwa obrony i spraw wewnętrznych jest ponadto bezpośrednim przełożonym Dowództwa Operacyjnego Bagdadu – elitarnej niezależnej od kontroli ministerialnej jednostki, której decyzyjne kręgi są obsadzone przez lojalnych względem premiera szyitów. Potencjalne przedterminowe wybory byłyby zatem zagrożeniem dla wypracowanej dotychczas pozycji.

Jak się jednak wydaje, ewentualne obawy Malikiego względem idei przedterminowych wyborów są nie tyle generowane naciskiem sunnickim co konkurencją szyicką. Pozycja premiera czerpie bowiem swą legitymację nie tylko z politycznego układu, ale z szyickiego społecznego poparcia, na które Maliki nie ma bynajmniej monopolu. W sytuacji kryzysowej, w której partia Malikiego (Dawa) musiałaby stanąć w wyborcze szranki premier wykorzystałby zapewne skuteczną dotychczas taktykę – manipulację obecnymi wśród szyitów nastrojami anty-sunnickimi, czerpiącymi swoją witalność ze strachu przed sunnicką dominacją. Innym zabiegiem po który sięgnąłby zapewne Maliki jest próba odwołania się do potrzeb rządów silnej ręki, koniecznych w obliczu kryzysu bezpieczeństwa i ekspansji radykalizmu. Tak skonstruowana propaganda pomogłaby zapewne Malikiemu pokonać konkurencję ze strony Irakaiji.

Premier Maliki zdaje sobie sprawę, że oddziaływanie koniecznej dla pokonania Irakiji anty-sunnickiej propagandy jest ostrzem obosiecznym, którego siła mogłaby mieć niebezpieczne skutki dla niego samego. Beneficjantami skierowanej w sunnitów kampanii byliby bowiem nie tylko politycy rodzimej partii Malickiego, ale również szyiccy radykałowie, reprezentowani przez silne i zdyscyplinowane środowisko sadrystów. Sami sadryści zdają sobie sprawę z kształtu politycznego impasu i ewentualnych korzyści politycznego przesilenia. 26 grudnia polityczny szef i duchowy przywódca sadrystów Muktada al-Sadr,  wezwał do przedterminowych wyborów. Mimo, że sadryści są aktualnie częścią dominującego szerokiego szyickiego Sojuszu Narodowego, to jak zapewne kalkuluje al-Sadr ewentualne wybory mogłyby stać się szansą na zyskanie dodatkowego poparcia.

Elektorat sadrystów jest środowiskiem zmobilizowanym, podatnym na manipulację i czułym na punkcie swych dotychczasowych politycznych zdobyczy. Skierowanie resentymentu szyickiego przeciwko sunnitom byłoby dodatkowo ułatwione poprzez nasilającą się aktywność sunnickich ugrupowań terrorystycznych, które są prawdopodobnie odpowiedzialne za jedne z najbardziej krwawych ataków terrorystycznych ubiegłego roku. Tylko 22 grudnia w samym Bagdadzie z rąk zamachowców zginęło 71 osób, większość z 16 zamachów została przeprowadzona w szyickich sektorach miasta. Jak podała amerykańska organizacja wywiadowcza SITE, zamachy zostały przeprowadzone przez Islamskie Państwo Iraku – organizację podległą irackiej al-Kaidzie.

Rozkład ataków ze względu na region w roku 2012, daty oznaczają początek kolejnych tygodni.

Wśród polityków irackich nie ustają jednak spekulację o to kto jest „prawdziwym” autorem zamachów. Dowództwo lojalnych względem Malikiego służb bezpieczeństwa, operujących w ramach podległych premierowy oddziałów zabezpieczających dzielnicę rządową Bagdadu („Green Zone”), szybko zasugerowało udział bojówkarzy podległych Haszemiemu. Sam Haszemi sparował atak oskarżając Malikiego jakoby to on był inspiratorem zamachów. Jak oświadczył: „Sposób i zakres przeprowadzonych ataków, daleko wykroczył poza możliwości organizacyjne Al-Kaidy. Jestem pewien, że ci którzy stoją za zamachami są bezpośrednio powiązani z podległymi rządowi siłami bezpieczeństwa.” Obaj politycy dolewają zatem oliwy do ognia.

Bez względu jednak na autorstwo zamachów, słusznym wydaje się założenie, że ktokolwiek za nimi stoi, jego celem jest intensyfikacja nowego konfliktu religijnego podobnego wojnie domowej z lat 2006 – 2008.

Potencjalna narzędzie neutralizacji kryzysu w postaci wcześniejszych wyborów parlamentarnych nie jest w stanie zapobiec eskalacji, a co gorsza, w aktualnych uwarunkowaniach może ją przyśpieszyć. Ze względu na pogłębiający się wewnętrzny antagonizm, każda nieodpowiedzialna, nacechowana populizmem kampania może łatwo pogłębić kryzys. Dodatkowym problemem jest kwestia reprezentacji. Nie wiadomo bowiem na ile przyspieszone wybory zdołałby zaangażować partycypację elektoratu sunnickiego. Sunnici bowiem być może nie będą mieli ochoty na trzecie z rzędu przegrane wybory.

Problem jest szczególnie istotny o obliczu przewidywanej mobilizacji szyitów, wzmocnionych stabilną partycypacją polityczną partii radykalnych. Rezultat wyborów mógłby być zatem niezadowalający dla sunnitów, co   powtórzy scenariusz wyborów z roku 2005, kiedy w wyniku bojkotu arabscy sunnici zdobyli wyjątkowo, słabą kilkunastoprocentową reprezentację, co znalazło ujście w postaci wojny domowej dwa lata później.

Słabe wyniki wyborcze sunnitów z roku 2005 jak i lepsze, choć wciąż niezadowalające z roku 2010, były jednak skutkiem nie tylko wyborczej apatii. Nie bez znaczenia była bowiem zainicjowana przez Amerykanów i przekazana Irakijczykom, sprawowana aktualnie poprzez urząd Komisji Odpowiedzialności i Sprawiedliwości polityka debasyfikacji, której nieprzejrzystość i upolitycznienie doprowadziły do politycznego wykluczenia szeregu czołowych polityków sunnickich jak i całych organizacji. Strategia debasyfikacji, która początkowo miała na celu wyeliminowanie środowisk odpowiedzialnych za współtworzenie polityki reżimu Husajna, jest konsekwentnie krytykowana jako narzędzie politycznej czystki. Przykładem była szeroko komentowana jako upolityczniona decyzja Komisji Odpowiedzialności i Sprawiedliwości z lutego 2010, która w obliczu zbliżających się wyborów wykluczyła kandydaturę 511 kandydatów, którzy w znakomitej większości reprezentowali środowisko sunnickie.

Kolejną przeszkodą demokratyzacji jest tocząca kraj korupcja. Mimo, że zjawiska przekupności i samowoli władzy stały się zrozumiałą konsekwencją zniszczenia aparatu państwowego, dokonanego w okresie wojny domowej (2006-2008), to ich żywotność jest wciąż aktualna.  Politykom sprawującym rządy w okresie późniejszym zabrakło bowiem determinacji czy dobrej woli by zainstalować urządzenia praworządności. Większość powołanych na mocy konstytucji urzędów kontrolnych zostało poddanych politycznej manipulacji. W konsekwencji w Iraku nie istnieją praktycznie żadne instytucje, które mogłyby dokonać swobodnej kontroli władzy. Brak mechanizmów gwarantujących przejrzystość politycznych decyzji mógłby zatem ułatwić wyborcze manipulacje. W obliczu powyższych uwarunkowań przyśpieszone wybory parlamentarne mogłyby zatem okazać się porażką.

Ryzyko radykalizacji.

Radykalne środowiska obu stron są gotowe na konfrontację. Z punktu widzenia radykalizmu sunnickiego, reprezentowanego przez Al-Kaidę i szereg drobniejszych organizacji post-bastistowskich, wojna byłaby szansą na rewizję niekorzystnego podziału wpływów. Szyiccy radykałowie wiedzą z kolei, że w przypadku eskalacji mogą użyć broni, która okazała się skuteczna przy okazji ostatniej domowej wojny – kultu męczeństwa, który był w stanie zmobilizować  masy gotowe na miejską partyzantkę.

Jak do tej pory większość najważniejszych szyickich bojówek ogranicza swą działalność do umacniania potencjału militarnego nie angażując się w bezpośrednie akty przemocy. Gros przeprowadzonych w ubiegłym roku ataków było autorstwa radykałów sunnickich z Al-Kaidą na czele. Cierpliwość radykałów szyickich jest jednak ograniczona. Brak dotychczasowej reakcji to efekt kalkulacji, która szuka zabezpieczenia szyickich interesów poprzez platformę polityczną. Przykładem może być zawieszenie broni powiązanej z sadrystami Armii Mahdiego, czy deklarowane w końcu grudnia zawieszenie broni, wyartykułowane przez przywódców Asaib al-Haq, którzy skłaniają się ku partycypacji w ewentualnych przedterminowych parlamentarnych wyborach.

Z drugiej strony jednak nie można zakładać, że iracki szyizm się do takowej kalkulacji ograniczy. Poza sadrystami istnieje szereg innych organizacji, których być albo nie być jest uzależnione nie tyle od politycznej kalkulacji co od kontroli stref wpływów. Legitymacja owych organizacji jest silna tak długo, jak długo będą one w stanie utrzymać kontrolę nad przejętymi obszarami.

Problem jest wyjątkowo aktualny w regionach, w których sunnici utracili swoją pozycję na korzyść szyitów. Przykładem może być Bagdad, gdzie w wyniku wojny domowej 2006 – 2008  znaczącą przewagę w mieście zdobyli szyici. Część dzielnic, która do czasu wybuchu konfliktu miała status mieszany (np. Karadah czy Rusaka) lub zdominowany przez sunnitów (Kadimija) została włączona w szyickie strefy wpływów. Mimo nałożenia na miasto wspólnej szyicko-sunnickiej kontroli, frustracja wciąż stanowi problem zapalny, który może być łatwo wykorzystany przez sunnickich radykałów. W przypadku eskalacji z kolei uaktywnią się radykałowie szyiccy, którzy wystąpią zapewne w obronie terytorialnych zdobyczy.

Napięta sytuacja w Bagdadzie nie jest przypadkiem odizolowanym. Wręcz przeciwnie, Bagdad jest miniskalą tlącego się ogólnokrajowego konfliktu, który czeka na zapalną iskrę.

Ewentualny konflikt stałby się tym samym powtórką krwawej wojny domowej z lat 2006-2008, tym razem jednak, bez udziału stabilizującej siły wojsk amerykańskich. Dodatkowym zagrożeniem stałaby się ponadto możliwość ingerencji irańskiej. Istnieje bowiem ryzyko, że Teheran, który prowadzi coraz odważniejszą i coraz bardziej konfliktogenną politykę regionalną włączy się w spór, jawnie popierając sobie podległe organizacje radykalne.

Najważniejszymi organizacjami szkolonymi, zbrojonymi i finansowanymi przez Iran są: Armia Mahdiego, powstała w 2007 roku, Kataib Hizbullah, powstała w 2008 roku jako odłam Armii Mahdiego, Liwa al-Joum al-Mawud oraz Asaib al-Haq. Najsilniejszą z nich jest Kataib Hizbullah, organizacja, która przejęła w ostatnich latach ciężar szyickiej walki z wojskami USA, pozyskując część radykalnego elektoratu ograniczającej swoją zbrojną aktywność Armii Mahdiego. Jak komentują zagadnienie  analitycy,  Kataib Hizbullah jest najpoważniejszym kandydatem do przywództwa nad napędzanym przez Iran szyickim militaryzmem.

Ewentualna iracka wojna domowa mogłaby zatem szybko obrócić się w konflikt regionalny, który mógłby ponadto oznaczać rozlanie się walk na teren Syrii oraz irackiego i tureckiego Kurdystanu. Jednym z zagrożeń konfliktu jest bowiem silna obecność sunnickich organizacji radykalnych z al-Kaidą na czele na terenie graniczącej z Syrią prowincji Anbar. W przypadku załamania systemu bezpieczeństwa, al-Kaida uzyskałaby zapewne swobodę infiltracji syryjskiej wojny domowej poprzez mobilizację irackiego, a w konsekwencji syryjskiego radykalizmu, skierowanego w szyicki syryjski reżim Baszara Asada.

Podział etniczny i wyznaniowy Iraku.

Kurdystan nie jest jednak immunowany – ani na działalność zewnętrznych sunnickich i szyickich bojówek, ani na wewnętrzny radykalizm, który może eskalować w reakcji na pogarszającą się sytuację bezpieczeństwa w ogóle. Zagrożenie irackiej wojny domowej jest zatem nie tylko niebezpieczeństwem konfliktu religijnego, ale również ryzykiem erupcji napięć etnicznych i konfliktów terytorialnych. Szczególnym problem jest napięta sytuacja w tzw. terytoriach spornych, obejmujących między innymi prowincję Kirkuk, w której eskaluje polityczny konflikt pomiędzy Kurdami a arabskimi sunnitami. Spór toczy się wokół podziału władzy jak i dochodów płynących z eksploatacji bogatych złóż ropy. Konflikt doprowadził w ostatnich miesiącach do ochłodzenia relacji pomiędzy rządem federacyjnym w Bagdadzie, a kurdyjskim rządem autonomicznym w Erbilu. W przypadku konfliktu sunnicko-szyickiego część radykalnych kurdyjskich watażków może pokusić się o udział w wojnie celem przejęcia kontroli nad Kirkukiem, który zgodnie ze stanowiskiem kurdyjskiego żywiołu narodowego jest prowincją etnicznie i kulturowo Kurdom przynależną. Eskalacja w irackim Kurdystanie może z kolei doprowadzić do konfliktu z Turcją, która jest aktualnie zaangażowana w wojnę z partyzantką tureckich Kurdów, ukrywających się na terenie północnego Iraku.

Potencjalne konsekwencje irackiego kryzysu gabinetowego wykraczają daleko poza wymiar lokalny. W warunkach ułomnej transformacji, militaryzacji uczestników gry politycznej, korupcji i bezprawia, każda pomyłka może stać się wodą na młyn propagandy, której najprostszym narzędziem będzie szukanie winnych i chęć rewanżu. Impas grozi pogłębieniem antagonizmów, uaktywnieniem radykalizmu, wojną a w konsekwencji rozpadem kraju. Destabilizacja iracka jest ponadto witalnym zagrożeniem stabilności regionu.

Słaby, podzielony wewnętrznie Irak potrzebuje zbalansowanej polityki, opartej o zaangażowanie wszystkich uczestników gry politycznej, którzy mogliby znacząco reprezentować  szerokie spektrum przeplatających się interesów politycznych, opartych o etniczne i religijne wyznaczniki. Tylko pełna partycypacja i reprezentacja polityczna oparta o pluralizm i rządy prawa jest w stanie utrzymać ideę federacyjnego kraju. Rozpad Iraku jest scenariuszem, którego konsekwencji zapewne nikt nie potrafi przewidzieć. Żaden z irackich uczestników gry politycznej nie ma ponadto wizji, która mogłaby zastąpić koncepcję federacji. Na daną chwilę na przykład, trudno sobie wyobrazić kształt terytorialny czy zakres suwerenności państw powstałych w wyniku rozpadu. Często komentowany scenariusz, zakładający utworzenie państw arabskich – sunnickiego i szyickiego oraz państwa kurdyjskiego nie jest oczywisty, chociażby ze względu etniczną i religijną różnorodność większości najważniejszych kulturowo czy najbogatszych w ropę regionów kraju. Trudno sobie poza tym wyobrazić jakość czy agendę polityki wewnętrznej oraz zagranicznej nowo powstałych organizmów. W obliczu szeregu niewiadomych, jedno jest pewne – szansę na pokojowy rozpad Iraku są nikłe.

Administracyjny podział Iraku – prowincje.

Jednocześnie jednak, pogłębiający się kryzys zdaje się przekonywać, że iracki gabinet nie jest w stanie zatrzymać impasu. Każda decyzja premiera Malikiego będzie obciążona bolesnymi konsekwencjami. Utrzymywanie pro-szyickiego kursu jest bowiem nie tylko narzędziem dyskryminacji sunnitów, ale konsekwencją nacisku radykalnych szyickich koalicjantów. Premier stoi zatem w obliczu trudnego wyboru. Rezygnacja z dotychczasowej polityki może obrócić się w radykalizację szyicką, dalsza jej kontynuacja oznacza z kolei pogłębianie frustracji sunnitów.

Jeśli porozumie okaże się niemożliwe, jedynym wyjściem będą przedterminowe wybory. W wypadku takiego rozwiązania jednak konieczne będą: reforma polityki debasyfikacji; aplikacja urządzeń ustrojowych, gwarantujących przejrzystość procesu decyzyjnego; uchwalenie aktów prawnych promujących rządy prawa jak i wdrążających walkę z korupcją; oraz działania legislacyjne i organizacyjne zabezpieczające wolność wyborów. Kolejnym rozwiązaniem powinno być zainstalowanie szerokiego, opartego o legitymację ONZ międzynarodowego wsparcia, które mogłoby pomóc w aplikacji koniecznych reform jak i podjąć się wspólnej z Irakijczykami kontroli administracyjnej obszarów spornych (takich jak na przykład Kikruk).

Zastosowanie powyższych mechanizmów może być podstawą do zbudowania społecznego zaufania jak i fundamentem mechanizmu politycznego porozumienia, który jest konieczny dla zabezpieczenia procesu transformacji. Przede wszystkim jednak jest konieczne by zapobiec wojnie.

Źródła:

Reuters, Al-Jazeera, AP, Gulf Analysis, Shia Post, Carnegie Endowment, Crisis Group, Guardian, Irak.net, Institute for the Study of War, Institute for War and Peace Reporting.

Tags: , , , ,