Tak, zabiłem palestyńskie dziecko

Pijemy bimber, pędzony przez mołdawskich Żydów w telawiwskich slumsach. Bimber przepijamy izraelskim piwem. Szlomo, który strzelił do palestyńskiego chłopca, ma 35 lat. Kiedy wygłasza swoje wyznanie, patrzę mu prosto w wielkie brązowe oczy, otoczone długimi czarnymi mocno wywiniętymi  w górę rzęsami. Szukam żalu, refleksji. Jest stanowczość. Jest pewność siebie.

– Słyszałam tę historię sto razy- mówi jego żona, Ryfka, amerykańska Żydówka, która na bazarze handluje rzeczami zostawionymi w prywatnych hostelach. Szlomo i Ryfka są małżeństwem od roku. Nie mają dzieci.

Nablus, fot. Michał Buśko

Czuję, ze bimber był świetnym pomysłem. Co więcej, nie wyobrażam sobie, że mogłabym go w tym właśnie momencie nie mieć we krwi.

– Oni użyli tego dzieciaka jako tarczy- opowiada Szlomo z butelką piwa w ręce, oparty o stół- Za nim stał terrorysta, miał pistolet pod pachą, na wysokości głowy tego dzieciaka. To był Nablus. Nablus to właśnie takie miejsce, w którym takie rzeczy to norma. Gość strzelał do mnie zza dzieciaka, więc zabiłem chłopaka, a potem tego faceta.

– Ile lat miało to dziecko?- pytam, jakby to miało jakieś znaczenie.

– Ze dwanaście.

– Miało broń?

– Nie, ale za nim był terrorysta. To typowe zagranie Palestyńczyków. Faszerują dziecko dragami i wystawiają na pierwszą linię ognia. Albo ja albo on, to jest wojna. Takie decyzje są konieczne, żeby przeżyć. A o nic innego nie chodzi w takim starciu. Pomyśl, co ty byś zrobiła na moim miejscu.

– Nie sadzę, żebym strzeliła do dziecka.

– To gość, stojący za nim strzeliłby do ciebie.

Szlomo służył w siłach specjalnych wosjka izraelskiego, o którym mówi,  że jest najbardziej humanitarną armią świata. Słyszałam to stwierdzenie dwa lata temu z ust byłej izraelskiej żołnierki, która w czasie służby wojskowej wykładała, m.innymi, etykę zabijania.

– Widzę, że się oburzasz. A co, dałabyś się zabić? Podam ci inny przykład. Mieliśmy faceta. Domyślaliśmy się, że stoi za zamachami terrorystycznymi w Izraelu, innymi słowy, rekrutuje i szkoli zamachowców samobójców. Złapaliśmy go raz. Przesłuchali. Wypuścili. Drugi raz. To samo. I co? I facet wysyła wreszcie swojego podopiecznego, który wysadza się w Jerozolimie – ginie masa ludzi, masa rannych. Nota bene, ów zamachowca jest nafaszerowany narkotykami i z wizją tysiąca hurys, które na niego czekają w raju… wszystkie autopsje sprawców wykazują obecność dragów… Dowiadujemy się, gdzie jest. W pewnym domu w Nablusie. Ale otacza go dziesięć kobiet, chronią go, są jego tarczami. Musimy podjąć decyzję. Decyzja jest prosta. Strzelamy pociskiem w dom. Giną wszyscy. Ale on już nie wyszkoli kolejnych samobójców.

Artykuł ze strony: Dżihadolog