Lahore, miasto królów

Noor ul Ain ur Rehman

Jeśli miałabym przyrównać Lahore do któregoś z polskich miast, przyrównałabym je do Krakowa. Tak samo starożytne, z zabytkami w podobnym wieku, emanuje podobną czcigodną atmosferą upływających lat.

Inne Lahore

Lahore zapamiętałam jako przepiękne miasto. Dwa lata temu, kiedy obserwowałam je zza szyb samochodowych wydało mi się nowoczesne i zielone. I absolutnie jest takie.  Ale to tylko jedna z wielu twarzy tego liczącego sobie ponad tysiąc lat miasta. Dopiero teraz miałam możliwość zobaczyć ‘inne Lahore’, plątaninę ciasnych uliczek z zabudową mieszkaniową dla ludności stłoczonej w wąskich kamienicach. W tych niezbyt pięknych dzielnicach mieszczą się wcale piękne domy, piękne wprawdzie nie od zewnątrz, ale od wewnątrz już urządzonych z wystarczającymi nawet jak dla Europejki wygodami.

Skojarzenie z Krakowem… miejsce dokarmiania gołębi

Mieszkanie moich krewnych przypomina mi tyły brytyjskiej zabudowy, która dba bardzo o wygląd od frontu, ale od strony podwórzy sprawia przygnębiające wrażenie ciasnej brzydoty. Takie samo wrażenie odnoszę tutaj, wyglądając przez okno i patrząc prosto w okno sąsiada, oddalone od naszego zaledwie jakieś półtora metra, albo w wąski zaułek który prowadzi do niewiele szerszej uliczki.

Mimo to, przemierzając dziś te uliczki odnosiłam pozytywne wrażenie pewnej wesołości i pogody wyzierające z okien i witryn sklepowych. Zdawało się, że życie w tej plątaninie mieszkalnej tętni całą intensywnością życia, bez śladu marazmu czy smutku. Nie umiem ocenić czy to wrażenie jest trafne, czy może po prostu położyła sie na tym mieście cieniem chwalebna przeszłość potężnych Mogołów, których duchy od stuleci nie opuściły miasta…

Pakistańska wieża Eiffle’a

Już po wyjściu z mini-busa, który przywiózł nas z Gujranwali mój wzrok padł na pomnik dumy narodowej Pakistańczyków, ufundowany przez pierwszego prezydenta kraju Minar-e-Pakistan. Ta  swoista wieża Eiffle’a Pakistanu, jest znacznie niższa i bardziej przypomina minaret, dzięki czemu też prezentuje się znacznie lepiej niż jej żelazna większa siostra z Paryża. Niestety wejście na szczyt nie jest dostępne.

Wieczór w Lahore

Wieczór po przyjeździe: po wieczornym aftari idziemy z wizytą do krewnych. Pakistańczycy uwielbiają odwiedziny i rozmowy, to ich główna rozrywka niezależnie od miejsca zamieszkania i przyjętego stylu życia… A więc przymusowa godzinna ‘nasiadówka’, której poddaję się już z dużo mniejszym entuzjazmem niż na początku. Tym razem i tak jest przyjemniej, gdyż towarzystwo w pewnym stopniu włada językiem angielskim, więc mogę wziąć udział w konwersacji. Jest późno, więc gdy szwagierka daje znak do zbierania się odczuwam pewną ulgę.

Centrum handlowe

Tymczasem ku mojemu zaskoczeniu po wyjściu nie kierujemy się do domu, a szwagier upycha nas w rikszy i zabiera do dość odległego nowoczesnego centrum handlowego. Już sama jazda ulicami Lahore jest pewnego rodzaju przyjemnością. Motor rikszy warczy hałaśliwie, a ja mogę podziwiać z jaką zręcznością kierowca lawiruje w potoku pojazdów nie zawsze trzymających się logicznych zasad ruchu – zdarza się tu, że ktoś jedzie pasem pod prąd :)) Toteż prócz ryku motorów do codziennej muzyki pakistańskich ulic należy obłędne trąbienie. 

Centrum handlowe zapewne jest taką samą rozrywką dla Pakistańczyków jaką dla  nas były przed laty powstające świeżo M1. Tłumy ludzi przelewają się ze sklepu do sklepu, oblegają restauracje i kafeterie, podążają z dziećmi do wejścia wesołego miasteczka.

Mimo późnej godziny ruch jest bardzo intensywny. No ale to Ramadan, więc dopiero teraz, po posiłku Pakistańczycy mają energię i ochotę do szukania rozrywki.

Stroje Pakistanek

Mimo, iż nie mamy zamiaru niczego kupować poddajemy się temu samemu rytuałowi . Dla mnie rozrywką jest sam spacer i obserwowanie różnokolorowego tłumu. Tu, w Lahore, w odróżnieniu od takich miast jak Rawalpindi czy Gujranwala widzę zarówno większy przepych kobiecych strojów jak i większe rozluźnienie zasad ubioru. Rzadko która kobieta tutaj ma na sobie abaję, czerń pojawia się sporadycznie, kameezy mają często krótkie rękawki, a duppatty niejednokrotnie spoczywają na ramionach zamiast na głowie, za to możemy podziwiać kunsztowne fryzury miejscowych elegantek. Wydaje mi się, że parokrotnie mignęły mi w tłumie białe twarze Europejek.

I oto gdy znów wydaje mi się że rozrywka ma się ku końcowi, szwagier zapowiada jeszcze posiłek. Trochę trwa wybór restauracji: te w zachodnim stylu mieszczące się w centrum handlowym nie budzą jakoś zaufania mojej rodziny (może menu, a może ceny), więc znów pakujemy się do rikszy i jedziemy do restauracji Butt, która, jak dumnie głosi napis, służy gościom nieprzerwanie od 1947 roku, a więc jest tak stara jak samo państwo Pakistan.

Kolacja

Tu po dłuższym oczekiwaniu podają nam matan – potrawę zazwyczaj z baraniny, tym razem jednak jest to, według zapewnienia szwagierki, koźlina. Z resztą nie ma dla mnie większego znaczenia co to jest, bo jest to przepyszne, delikatne mięso rozpada się już po naciśnięciu kawałkiem ćapati, delikatnie przyprawione, z mnóstwem ulubionych przeze mnie mięciutkich chrząstek.  Jest dobrze po drugiej w nocy, gdy objedzeni po pachy wychodzimy z restauracji.

Gdy docieramy wreszcie pod dom mijamy bębniarza, który przemierza uliczki w tę ostatnią godzinę przed świtem rytmicznym bębnieniem ostrzegając mieszkańców, że oto noc ma się ku końcowi i jest to ostatnia szansa na posiłek. Za godzinę ruch uliczny zamrze całkowicie, rozpoczniemy nowy, kolejny dzień postu….

Zwiedzanie Lahore

Godziny snu mijają jak sekundy, ale nie możemy spać długo, jeśli chcemy zobaczyć miasto. Szwagier Dżabar służy nam motocyklem na którym upychamy się we troje.  Im bliżej centrum, tym miasto jest ładniejsze, szerokie dwupasmowe jezdnie, rozdzielone pasem zieleni obsadzonej drzewami, wygodne chodniki z ławeczkami w cieniu starych drzew zachęcają do odpoczynku, z czego często ochoczo korzystają miejscowi wysypiając się na nich po prostu w upalny dzień. Również  na rozległych trawnikach, gdziekolwiek znaleźć można odrobinę cienia widać śpiące postacie. My na taki relaks dziś czasu nie mamy, i tak nie damy rady obejrzeć wszystkiego w Lahore, które najchętniej przemierzyłabym nieśpiesznie na własnych nogach.

Muzeum i świątynia sikhijska

Muzeum Lahore zamknięte z powodu piątku (Jummah – dzień święty dla muzułmanów) oglądam jedynie od zewnątrz, podziwiając staroświecką urodę budynku. W naszej motocyklowej wędrówce ulicami  przystajemy ilekroć zobaczymy cień historii tego miasta, starożytną budowlę lub pomnik. Miałam ogromną ochotę zobaczyć złotą świątynię sikhów, niestety nie wpuszczono nas z uwagi na fakt, iż jesteśmy muzułmanami (nie zapytałam, czy gdybym była chrześcijanką, to czy także obowiązywałby mnie ten zakaz). Podziwiać mogłam jedynie bramę ze złocistej kraty, zdobnej ornamentami oraz złote kopuły wieńczące świątynię… 

Meczet Królów

Lahore - brama do meczetu królówAle celem naszej wędrówki jest Meczet Królów (Badshahi Masjid), ogromny obiekt zbudowany z czerwonego kamienia, z licznymi zdobieniami w postaci bogatych ornamentów. Wieńczą go trzy kopuły w otoczeniu czterech minaretów. Już sama brama jest imponująca, do której wspinamy się stromymi, jakby do nieba wiodącymi schodami. Brama jest pilnie strzeżona, po zostawieniu obuwia w przechowalni przechodzimy przez bramkę z wykrywaczem metalu, pracownica obiektu sprawdza zawartość naszych toreb. W wielkich łukowatych oknach murów otaczających dziedziniec stoją uzbrojeni w karabiny strażnicy…

Powierzchnia dziedzińca parzy nasze bose stopy, trochę pomagają rozłożone chodniki polewane wodą – bez nich nikt nie byłby w stanie pokonać odległości pomiędzy bramą a głównym budynkiem meczetu. W centralnej części dziedzińca znajduje się przestronna fontanna. Udajemy się do wyłożonego białym marmurem miejsca ablucji, by w stanie ceremonialnej czystości wziąć udział w piątkowym nabożeństwie. Razem ze szwagierką Sarą zasiadamy na plecionych matach w części przeznaczonej dla kobiet, Dżabar udaje się do męskiej części meczetu. Segregacja płci obowiązuje tu tylko podczas nabożeństwa, w pozostałe godziny my też  możemy wejść do głównej sali, by podziwiając starożytną architekturę meczetu oddychać atmosferą dawnej świetności. 

Meczet posiada swoje małe muzeum. W niewielkiej sali w szklanych gablotach widzimy szereg ogromnych ksiąg z tekstem Koranu. Księgi wykonane są z… materiału, a święte sury wyhaftowane są czarno-złotą nicią. Złotą w dosłownym tego słowa znaczeniu, bowiem do czerni nici dodany jest drucik z czystego złota. Podobną nicią wyhaftowane są dwa wiszące na ścianach, oprawne w ramy, słowa „Allah” i „Muhammad”. Tę gigantyczną pracę wykonał przed laty jeden tylko artysta, a zajęło mu to równo dziesięć lat. Przechodzimy do sali na pięterku gdzie pod zbrojną strażą za szybami możemy podziwiać święte relikwie islamu: fragmenty odzieży i rozmaite przedmioty należące niegdyś do Proroka Muhammada, członków jego rodziny, ziemia z miejsca bitwy pod Karbalą i inne. Muzułmańskie relikwie tym różnią się od chrześcijańskich, że nie są obiektami kultu. Nie są wyeksponowane na ołtarzach, nikt przed nimi nie klęka, a jedynie ogląda się z podziwem pod skrupulatną opieką.

Fort Lahore

Naprzeciwko bramy Meczetu Królów, po drugiej stronie wspaniale wypielęgnowanego ogrodu widzę imponującą bramę wiodącą do Fortu Lahore, kompleksu budowanego przez kolejne pokolenia królów z dynastii Mogołów. Znajdują się tu Diwan-e-Aam (sala audiencyjna) imperatora Akbara, Perłowy Meczet, Apartamenty imperatora Dżahangira, Shahdżahana czy cesarzowej Mumtaz Mahal. Te ostatnie, najbardziej imponujące, mimo iż cały Fort Lahore został bezlitośnie obrabowany przez brytyjskich okupantów ze złota i drogocennych kamieni które niegdyś zdobiły tu każdą ścianę, każdy filar. Obecnie jedynie pozostałe wgłębiania i żłobienia w kamieniu pozwalają się domyślić  przepychu jaki otaczał królewską rodzinę. 

Czas ucieka bardzo szybko. Nie sposób zobaczyć wszystkiego w jeden dzień. To moja druga już wizyta w Lahore i w jego Forcie, ale na pewno nie ostatnia.  Zabytki tego starożytnego miasta mimo upływu bezlitosnego czasu niosącego zniszczenia wciąż urzekają swoim ogromem, niepowtarzalną architekturą a każdy fragment murów mówi coś o zamierzchłej dawno przeszłości. Atmosfera dawnych wieków tchnie z każdego zakątka, a ja mogłabym oddychać nią bez końca. Na pewno tu jeszcze wrócę….

Oryginalnie ukazał się na portalu Mandragon

Tags: , ,