Mandat po libańsku

Każdy z nas zna co najmniej kilka kawałów dotyczących kobiet za kierownicą. Pewnie dlatego, kiedy zdawałam egzamin na prawo jazdy w Polsce cały kodeks ruchu drogowego miałam w najmniejszym paluszku. Nie dlatego, że było to niezbędne, bo znam takich, co do egzaminu się nie przygotowali i tak z wynikiem pozytywnym go zakończyli, ale dlatego, że chciałabym być pewna, że w razie w mnie żaden z kawałów dotyczyć nie będzie.

Prawo jazdy miałam kilka lat, nie spowodowałam żadnego wypadku, przestrzegałam przepisów itd. Kiedy przyjechałam do Libanu przez pierwsze kilka dni próbowałam zrozumieć, co właściwie dzieje się na ulicach Bejrutu. Poza nieodłącznym hałasem, tysiące samochodów w przedziwny sposób poruszało się po drogach.

Auta zaparkowane na mostach, zakrętach, czy wjazdach na inne uliczki – wzdłuż i w poprzek. Przejeżdżanie na czerwonym świetle, a stanie i rozmawianie z kolegą na zielonym to normalność. Kierowcy jadący pod prąd na autostradach. Wyjeżdżanie z drogi podporządkowanej na pełnym gazie. Przewożenie mebli, bydła i co tylko jest pod ręką bez zabezpieczeń, czy w samochodach do tego przygotowanych…. Po prostu cyrk na kółkach.

Przez kilka tygodni przygotowywałam się psychicznie by prowadzić tutaj samochód. Na początku żartowałam, że w Polsce 98% obywateli przestrzega przepisów, reszta mniej albo wcale, natomiast tutaj to 2% ludzi przestrzega zasad a pozostali raczej nie, ale wszystko zależy od nastroju, pogody, czy sytuacji.

Niewątpliwie jeździ tutaj się inaczej, ale okazuje się, że nie znaczy to gorzej. Na pewno trudniej dla Europejczyków, którzy muszą na początku poświęcać maksimum uwagi i ostrożności.

Niektórzy powiadają, że w Libanie jazda samochodem to taniec. Należy wpaść w rytm i podążać za taktami. Przyznam, że lubię to określenie, bo idealnie odzwierciedla to, co tutaj się dzieje na drogach.

Okazuje się, że w kraju, w którym na drodze można robić praktycznie wszystko, gdzie główną reguła jest ich brak można dostać mandat. I tu mojemu zdziwieniu nie było końca. Mandat czekał za wycieraczką samochodu, na lotnisku w Bejrucie 🙂 Okazało się, że tam w ogóle nie można parkować, bo do tego przeznaczony jest parking jest przy lotnisku. Na dolną płytę lotniska, skąd odbiera się przybyłych gości można jedynie podjechać i zabrać przybyłych bez opuszczania samochodu 🙂

Tak, czy inaczej kilka dni nam zeszło zanim ustaliliśmy – wspólnymi siłami (z zaprzyjaźnionymi Libańczykami) na jaką kwotę został ów mandat wystawiony 🙂 Odczyt mandatu nie należał ani do łatwych, ani przyjemnych. Tym bardziej, że kwoty wahały się od 20.000 do 60.000 libańskich lirów 🙂 W końcu Pani w okienku na poczcie  wyjaśniła, że to20.000 L.L. tyle, że opłata pocztowa to też nie mało, bo5.000 L.L. 

Źródło: Welcome to Lebanon

Tags:



Nie można dodawać kometarzy.