Pomoc dla Afganek to narażanie ich życia

Przed kilkoma dniami media doniosły o wydarzeniu, które powinno dać do myślenia wszystkim zachodnim rządom i organizacjom pomocowym typu NGO. W prowincji Tachar, niezidentyfikowani sprawcy zatruli powietrze w klasach w jednej ze szkół dla dziewcząt. Ponad sto dwadzieścia uczennic trafiło do szpitali z objawami silnego zatrucia.

Przypadek nie był odosobniony. W tej samej prowincji w końcu kwietnia doszło do zatrucia wody, hospitalizowanych zostało wówczas około 130 dziewcząt.  W południowych prowincjach Afganistanu wiele było przypadków palenia i burzenia szkół dla dziewcząt. Miały miejsce incydenty oblewania kwasem uczennic w drodze do i ze szkoły. W akcie sprzeciwu wobec edukacji dla kobiet popełnianie były nawet morderstwa. Jednym ze sposobów zniechęcania Afganek do nabywania wiedzy stało się zatruwanie wody.

W “polskiej” prowincji Ghazni, według afgańskich mediów, zanotowano ponad sześćdziesiąt takich przypadków, a w prowincji Kapisa około stu dwudziestu.

Los afgańskiej kobiety

Nad nieszczęściem afgańskich kobiet lamentujemy na Zachodzie codziennie. Postrzegamy je jako biedne, zniewolone i bez szans na wyrwanie się z marazmu. Bardzo chcemy dać im szansę, co widać w programach pomocowych rządu oraz działaniach wielu organizacji pozarządowych. Fakty są jednak, jakie są. To uwarunkowanie kulturowe, że pozycja kobiety w Afganistanie jest jaka jest (tutaj wiele osób się pewnie zbulwersuje, że nie wolno takich rzeczy tłumaczyć poprzez kulturę). Na mentalność mieszkańców Afganistanu wpłynęło także ponad trzydzieści lat ciągłych konfliktów zbrojnych w ich ojczyźnie. Afgańczycy niejedno wycierpieli i mają, w pewnym sensie, prawo do mniej otwartych postaw wobec wszystkiego, co przynosi im obca cywilizacja.

Rola kobiety w Afganistanie zawsze była jasno określona – kobieta zajmowała się domostwem i kropka (za wyjątkiem niektórych plemion w niedostępnym Nurystanie – gdzie kobiety po dziś dzień zajmują się wypasem bydła, a mężczyźni rolnictwem i gospodarstwem domowym).

Afgańskie kobiety garną się do nauki i im więcej wiedzą o świecie, tym bardziej starają się walczyć o emancypację w swym społeczeństwie – jest to jednak zupełnie naturalne pod każdą szerokością geograficzną. W walce tej, niestety, Afganki są narażone na sprzeciw dużej części mężczyzn – swych ojców i braci. Warto podkreślić, że nie wszystkich!

Przykład? Afgańczycy, którzy wyjeżdżają z Afganistanu, najczęściej bardzo starają się wykształcić swoje córki i rozumieją korzyści, które wynikają z ich edukacji. Oczywiście, są i wyjątki, niemniej takie wyjątki są przecież i w Polsce…

Afgańczycy, którym nie podoba się idea edukacji dla kobiet, niekoniecznie muszą być od razu talibami, albo członkami innych fundamentalistycznych ugrupowań. Pogląd, który rozpropagowany został na Zachodzie, a mówiący o tym, że wszelka nietolerancja wobec afgańskich kobiet wychodzi od talibów, to kolejna propagandowa bzdura.

Szkoły dla kobiet to dla wielu Afgańczyków abstrakcja, wymysł obcych czy wręcz wynaturzenie. Takie podejście spotyka się zarówno u kupców, jak i u pasterzy, rolników, przemytników, a także wielu spośród urzędników państwowych. Co jednak istotne, większość z nich to ludzie prości, którzy podobnie jak ich nieszczęsne żony i córki nie mają ani wykształcenia, ani też szans na jego zdobycie. Panowie też często chcieliby się uczyć, zwłaszcza jeśli ktoś nakreśliłby im odpowiednie perspektywy.

W tym wypadku… panowie przodem

Afganistan potrzebuje specjalistów – inżynierów, budowlańców, lekarzy, weterynarzy i agronomów. Afganistan potrzebuje solidnie wyedukowanych liderów politycznych świeckich, jak też autorytetów religijnych. Tu jest prawdziwe pole do popisu dla zachodniej pomocy. I tutaj, paradoksalnie, zaczyna się prawdziwe wsparcie dla żeńskiej części społeczeństwa.

Korzyści z takiej formy pomocy nie będą może dobrą propagandą dla mediów, bo żaden wykształcony facet nie zrobi w telewizji takiego wrażenia jak kobieta, która mimo trudności, gróźb, obelg i nieraz odniesionych ran, wreszcie… skończyła podstawówkę.

Z wyedukowanego w Afganistanie faceta będzie jednak większy pożytek (brzmi jak straszny szowinizm, prawda?), bo edukacja może otworzyć jeśli nie jego serce to z pewnością umysł na bardziej praktyczne aspekty życia. Aktywna zawodowo kobieta zarabia pieniądze, dzięki czemu status materialny całej rodziny się poprawia…

Przerażająca jest liczba zrealizowanych projektów budowy szkół dla afgańskich kobiet (bo w Afganistanie koedukacja to zjawisko często niemożliwe). Szkoły dla kobiet to swego rodzaju trend wśród zachodnich organizacji NGO. Niestety, wiele takich placówek, szczególnie na pasztuńskim południu kraju nie działa już po kilku tygodniach od otwarcia. Ile z tych szkół musi runąć pod naporem niewyedukowanych facetów z wypranymi mózgami? Ile dziewcząt musi zostać pobitych, otrutych czy oblanych kwasem, żeby to się zmieniło?

Niestety, wszystko wymaga czasu i tradycyjnie utrwalonych w społeczeństwie poglądów nie da się zmienić w zaledwie kilka lat. Niestety nie wszystkie Afganki będą miały szanse się solidnie wykształcić, a wiele z nich zostanie bestialsko ukaranych za choćby próbę nauczenia się czytania i pisania. Zamiast dzisiaj narażać coraz to większe rzesze afgańskich kobiet i bić głową w mur, można pomyśleć o jutrze i przyszłości córek tych Afganek.

Na teraz, z pewnością lepiej byłoby budować nowoczesne madrasy (szkoła koraniczna) i meczety, a także wspierać w rozsądny sposób edukację afgańskich mułłów – bo to duchowni często rozsądzają w danej społeczności, czy dziewczęta powinny się uczyć, czy też nie. Na nich też można i wręcz należy pozytywnie wpłynąć.

Krok po kroku, a będzie lepiej

W Afganistanie edukację warto zacząć od mężczyzn. Budowanie świeckich szkół dla chłopców niesie ze sobą mniejsze ryzyko dla wszystkich biorców takiej pomocy. Wiąże się to z mniejszą liczbą pogróżek dla nauczycieli i mniejszym ryzykiem przemocy wobec uczniów. Co najważniejsze, jest w tym wszystkim cel długoterminowy, który może stać się kamieniem węgielnym pod rzeczywiste zrozumienie potrzeb kobiet oraz przydatności wyedukowanych pań w społeczeństwie.

Skoncentrowanie się na edukacji mężczyzn nie oznacza jednak sugestii, że należy całkowicie zaprzestać wsparcia placówek oświaty dla kobiet. Wręcz przeciwnie. Warto zadbać o ich rozwój, utrzymanie i przede wszystkim bezpieczeństwo nauczycielek i uczennic. Nie sztuką jest budować szkoły “na potęgę” i oddawać w ręce Afgańczyków kolejne zrealizowane projekty, bo efekt często jest taki, że szkoły są niszczone, albo z innych przyczyn przestają funkcjonować i popadają w ruinę. Afgańskie władze i pomoc międzynarodowa powinny skupić się na już istniejących placówkach, miast budować kolejne – to tyczy się całego kraju.

Jest nadzieja. Ponad połowa afgańskiego społeczeństwa to osoby poniżej osiemnastego roku życia. Wszelkie zmiany mogą następować w takim społeczeństwie naprawdę szybko, niekoniecznie jednak proces ten powinien przebiegać gwałtownie i drastycznie. W końcu największy problem Afganistanu, który w dobie globalizacji stał się też niebezpieczeństwem dla świata to czysto męski fundamentalizm, a nie niewykształcone kobiety. Dobrze, żeby z tych małych chłopców nie wyrośli kolejni bojówkarze i fanatycy zasłaniający się bezmyślnie religią. Zachód już dość błędów w Afganistanie popełnił, obyśmy po 2014 roku poszli po rozum do głowy.