Rachunek rewolucji

fot. Christofer Balsten

Sytuacja w Tunezji jest stabilna. Rok po wstrząsających wydarzeniach „Jaśminowej Rewolucji” Tunezyjczycy cierpliwie choć spokojnie obserwują dziejącą na ich oczach  transformację. Ale czy rewolucja na pewno zakończyła się  sukcesem? A może w ogóle się nie zakończyła?

Iskrą, która wznieciła rewolucyjny ogień, było samospalenie. 17 grudnia 2010 roku Mohammed Bouazizi, drobny  handlarz z Bin Aruz  podpalił się w akcie bezsilności wobec otaczającej go rzeczywistości. Nie wiedział zapewne, że jego desperacki czyn zapoczątkuje wielotysięczne manifestacje, które rozleją się na prawie cały świat arabski i na zawsze wpiszą się w historię Bliskiego Wschodu jako okres wielkich przemian.

Podsumujmy więc. Rewolucjoniści domagali się usunięcia ze stanowiska prezydenta – długoletniego dyktatora Zine El Abdine Ben Alego oraz jego sympatyków, zwalczenia bezrobocia, zniesienia stanu wyjątkowego, usunięcia z ulic członków aparatu bezpieczeństwa oraz zwalczenia korupcji. Jest to jednak tylko część długiej listy oczekiwań Tunezyjczyków.

Udało się obalić reżim Ben Alego, który – jak się okazało – choć miał twardą skorupę, od środka dawno już się psuł. 14 stycznia 2011 Ben Ali uciekł z Tunezji wraz z całym chciwym klanem, który od lat rządził światem tunezyjskiej gospodarki i polityki.  Od tego czasu ludzie uważnie śledzili posunięcia władz w stronę deklarowanych reform. Władze także miały świadomość, że każda decyzja oddalająca Tunezję od demokracji będzie miała odzwierciedlenie na ulicy. Z władz zostali usunięci wszyscy współpracownicy Ben Alego, a Ministerstwo Spraw Wewnętrznych rozwiązało Państwowy Departament Bezpieczeństwa. Posunięcie to było formą ostatecznego zerwania z jakąkolwiek formą organizacji przypominającą policję polityczną. Przeprowadzone zostały pierwsze wolne wybory (pochwalone zresztą przez niezależnych obserwatorów). Zwyciężyła islamistyczna partia An-Nahda (Partia Odrodzenia). Ludzie zaufali islamistom w kraju, który dotąd był uważany za jeden z najbardziej liberalnych w świecie arabskim. Partia ta jednak zawarła koalicję ze świeckimi ugrupowaniami, które na pewno nie dopuszczą do dominacji An-Nahdy i wprowadzenia radykalnych religijnych poprawek do konstytucji. Sami przedstawiciele partii deklarują  respektowanie praw kobiet oraz liberalnych postaw moralnych. Wiadomo też, że szariat nie będzie podstawą nowej konstytucji. Oprócz tego Partia Odrodzenia do czasu kolejnych wyborów musi udowodnić, że sprosta problemom, z którymi boryka się Tunezja, w przeciwnym razie drugi raz nie uzyska zaufania ludzi.

Jednym z tych problemów jest wciąż utrzymujące się na wysokim poziomie 13% bezrobocie, a wśród  młodych ludzi po studiach nawet 50%. W tej kwestii potrzeba czasu i Tunezyjczycy o tym wiedzą. Manel Aouadi, młoda Tunezyjka mieszkająca w Tunisie, zapytana o sytuację na rynku pracy, odpowiada: Problem nie jest rozwiązany, nie ma inwestycji w kraju, jak więc ludzie mają znaleźć pracę? To niemożliwe. Teraz . Z powodu wydarzeń w styczniu 2011 roku Tunezja znalazła się w kryzysie, wyjście z niego nie będzie łatwe, wymaga to pomocy innych krajów, ale przede wszystkim wymaga cierpliwości Tunezyjczyków.

Jeśli chodzi o korupcję to zdania są podzielone, niektórzy – podobnie jak wspomniana wcześniej Manel – uważają, że ludzie boją się dawać łapówki, wiedząc, że nic nie ukryje się przed dziennikarzami, a ci mają teraz o wiele więcej wolności. Inni natomiast twierdzą: Wcześniej jeśli ktoś kradł, to wiedzieliśmy, że jest z Ben Alich albo Trabelsich. Teraz po to co po nich zostało wyciągają ręce wszyscy. Kiedyś mieliśmy jednego Ben Alego. Teraz mamy ich tysiące. Pojawiają się także opinie, że za ery Ben Alego było lepiej, bo wszystko było prostsze.  Były prezydent przyzwyczaił ludzi do życia według jego zasad, dlatego jedną ze zmian jakich potrzebuje Tunezja to zmiana w umysłach Tunezyjczyków, którzy przyzwyczajeni do życia w skorumpowanym kraju,  przywykli do radzenia sobie za pomocą takich samych środków. 

Manifestacje w kraju wciąż trwają, ale mają charakter pokojowy, są raczej formą przypomnienia władzom, że rewolucja tak naprawdę nadal trwa, a ludzie nie zapomnieli o wydarzeniach sprzed roku. Tunezję czeka jeszcze długi czas transformacji i zmian. Manel jednak zapytana o to co się zmieniło, odpowiada jednoznacznie: W końcu czuję się wolna w moim kraju!.