Szczęśliwa Niedziela

Tego dnia nie obudziły mnie wyjące klaksony za oknem… obudził mnie upał. Prądu nie było już pewnie od godziny, klapa od klimatyzacji utknęła na wpół rozdziawiona jakby w zdziwieniu, że elektrownia przerwała jej prace w tak brutalny sposób.
Drobnostka, bo przerwy w dostawie prądu są codzienne. Można się więc przyzwyczaić. Wystarczy mieć latarkę pod ręką (to na wieczór) lub zapas schłodzonej wody mineralnej w oszronionej butelce (to na samo południe). 

Idę do sklepu, bo zimnej wody brak, ciepłej też nie ma, a ta z kranu się nie nadaje. Rozmaite bakteryjne pływajątka z portu mogą obrzydzić nawet najsłodszą herbatę. Mógłbym zaryzykować, a co mi tam, ale ostatnio sąsiada zabrali na płukanie żołądka po takim buntowniczym zrywie. 

Schodzę na doł, w korytarzu wita mnie przyjemny chłód. Otwieram drzwi od domofonu i wychodzę na ulice. Powiedziałem na ulice? Chciałem powiedzieć wchodzę do piekarnika. Witam się z przyrumienionymi współpieczonymi, których spotykam. 

Ponieważ jest niedziela, okoliczne sklepy są pozamykane, najbliższy to hipermarket kilometr czy dwa stąd drogą pod górę. Cóż, to drobnostka, ponieważ mam samochód. Ale widzę, ze samochód wczoraj wieczorem zastawił pewien… inny samochód. I teraz nie wyjadę, bo nie wiem czyj jest ten… samochód, więc właściciela nie znajdę szybko. 

Zaparkowałem w miejscu, z którego trudno się wydostać, ponieważ wczoraj gdy przyjechałem pod dom jedyne inne wolne miejsce było przed sklepem. Właściciel tego przybytku zawsze piekli się gdy mu zastawiam wystawę w godzinach pracy. Nie chciało mi się zejść wieczorem na dół i przestawić auta to teraz mam za swoje. 

Po 10 minutach pieczenia łapie serwis, który za 2 tysie zawiezie mnie w kierunku hipermarketu – no i wreszcie konstruktywnie i do przodu! Jeszcze tylko wrócić, ale przynajmniej nie o suchym pysku. 

To co właśnie przeczytaliście to opowiadanie zawierające zbiór prawdziwych drobnych codziennych upierdliwości, z którymi zmagają się mieszkańcy Bejrutu. Fabuła jest zmyślona. Tak naprawdę wszystkie te rzeczy nie przytrafiły mi się w jednym dniu. Napisałem to jako jedną historię, żeby ułatwić wam wczucie się – w myśl zasady jak poczujesz to zrozumiesz. 

Można by takie opowiadanie ciągnąć dłużej, ale po co? Chciałem jedynie zarysować obraz. Większość z tych wydarzeń jest zabawna na co dzień i te drobne problemy daje się łatwo rozwiązać. A to osoba, która zastawi nam samochód zostawia numer swojego telefonu na szybie. A to w czasie kłótni o miejsce parkingowe przyjdzie sąsiadka, fryzjerka i się wstawi za wami, bo chce żeby się u niej obcinać częściej. 

Te drobne upierdliwości stanowią folklor tego miasta tak jak krakowscy menele czy dajmy na to kibole machający szalikami z okien tramwaju. No tylko, że z kibolami sąsiadka nie pomoże, chyba że właśnie wróciła z misji w Iraku. 

Powyższe wydarzenia nie dotyczą oczywiście turystów, którzy mieszkają w hotelach czy apartamentach gdzie prąd jest 24/h, są wydzielone parkingi i inne dogodności.



Nie można dodawać kometarzy.