CZTERY STRUNY ŚWIATA: Ali Amran

W świat niezwykłej i prawie nieznanej muzyki berberyjskiej wprowadzi nas dziś Ali Amran, kabylski bard balladowy, który mieszka w Paryżu i śpiewa tam w swoim ojczystym języku.

„Stworzyłeś nas, Panie, także ku przeżywaniu piękna i niespokojne jest serce ludzkie, kiedy go długo nie zaznaje” – napisałby pewnie w tym miejscu, gdyby żył, św. Augustyn, manichejczyk  i chrześcijanin, który z powodu swoich przemyśleń i życiorysu jest mi jakoś bardziej bliski. Chodzi mi o tego z Hippony, bo świętych Augustynów jest w Kościele przynajmniej jedenastu, w tym ośmiu męczenników, a najwięcej Koreańczyków (3) i Wietnamczyków (2). Ten z Hippony, zwany doktorem łaski, był Berberem, na co wskazuje także berberskie imię jego matki – św. Moniki. Urodził się w Tagasta, która dziś nazywa się Souk Ahras (Lwi Bazar) i leży w górach Algierii. Później, w latach 396-430 św. Augustyn był biskupem niedalekiej Hippony, która dziś nazywa się Annaba i jest milionowym miastem portowym na wschodnim wybrzeżu Algierii. Zapraszam więc do Tagasty i Hippony.

Właśnie stamtąd, ze wschodniej Algierii, pochodzi Ali Amran, śpiewak balladowy, od którego chciałbym zacząć prezentację muzyki berberyjskiej, głównie kabylskiej, jako że Kabyle to największa i także muzycznie najbardziej prężna grupa Berberów w Atlasie. Jest to muzyka piękna i unikalna w swoim stylu, a u nas i na Zachodzie prawie kompletnie nieznana. Berberowie, którzy w starożytności skłaniali się ku chrześcijaństwu, dziś w całości wyznają islam, ale trudno wśród nich znaleźć fanatyków. My zazwyczaj nawet nie dostrzegamy różnic między Berberami i Arabami, choć są to języki, kultury, natury i mentalności bardzo, a  bardzo odmienne, a pod wieloma względami nawet przeciwstawne, zważywszy zwłaszcza ich zadawniony konflikt polityczny, który wciąż tam bardzo silnie pulsuje pod skórą. Mówiąc najkrócej, muzyka berberyjska, choć z Afryki wyrasta i w wielkiej części opiera się na instrumentach rodzimych, jest o wiele bardziej muzyką białego człowieka. I staje się nią coraz bardziej, bo zwykle jej najwybitniejsi twórcy i przedstawiciele mieszkają i pracują w Paryżu. Często są to polityczni opozycjoniści, którzy nie mogą już do swego kraju wrócić, albo wracają rzadko i na krótko. Ali Amran jest jednym z nich, choć muszę od razu zaznaczyć, że jako muzyk i śpiewak na mojej liście nie jest wśród Berberów numerem pierwszym.

Posłuchajmy śpiewanej przez Alego Amrana po francusku pieśni pt. Kabylie, która jest charakterystyczną dla całej kabylskiej emigracji pieśnią tęsknoty za krajem swego dzieciństwa. „W Paryżu się śpiewa, za Kabylią się tęskni” – mówią Kabyle-emigranci. Dopiero, gdy te dwa elementy spotykają się ze sobą, powstaje piękna kabylska muzyka. Tam, gdzie się tylko śpiewa, albo tylko tęskni – muzyki, a zwłaszcza nagrań jeszcze nie ma. W tym przypadku nie jest to jeszcze wielka muzyka, a słowa są prościutkie jak sznurek w kieszeni. Od minuty 2:15 pojawia się w tekście język kabylski, co przy dobrej dykcji Amrana pozwala poznać próbkę jego diablo trudnej fonetyki. Należy on do grupy języków berberyjskich, uznawanych od niepamiętnych czasów za niemożliwy do wymówienia bełkot, skąd zresztą poszła grecka nazwa dla tych ludów (bo po greckubereberein to ‘bełkotać’)

Problemem, z którym będziemy się spotykać także przy następnych spotkaniach w całej muzyce kabylskiej i w ogóle berberyjskiej jest jej narracyjno-balladowy charakter. Jest to problem nie tylko bariery językowej w znaczeniu rozumienia treści, ale dla części z nas także problem estetyczny, bo języki berberyjskie, fonetycznie bardzo skomplikowane i porównywane przez lingwistów do języków północnego Kaukazu, nie należą do najbardziej urodziwych dla ucha. Posłuchajmy tradycyjnego utworu pt. Ssfina, śpiewanego wraz z innym słynnym bardem – Idirem na tle pięknych kabylskich krajobrazów.

Ali Amran urodził się 20 maja 1960 roku w górskiej wiosce Iguariden (Maatkas) w Kabylii Wysokiej za Souk Ahras. Jego prawdziwe nazwisko to Ali Koulougli. Pseudonim Amran przyjął po jednym ze swoich pradziadków ze strony matki. Od dziecka wychowywał się w tradycji ludowych bardów i opowiadaczy tradycji ustnej swego narodu. Tradycja ta wymaga by większość utworów, wraz ze słowami i muzyką, śpiewak ułożył sobie sam. Stanowi to jego pełną własność i zwykle umiera razem z nim, a przynajmniej tak było dawniej, gdy nie było nagrań. Ali również od dziecka jest dla siebie kompozytorem i poetą-tekściarzem. W 1994 roku skompletował studyjną serię nagrań pt. Adu (Wiatr) która wysunęła go na czoło utworów w Radio France Algerie. Wtedy właśnie furorę zrobił utwór, który przedstawiam poniżej:

Jest to bodaj najlepszy, a na pewno najsłynniejszy utwór Amrana, który mimo iż jest śpiewany w całości w zupełnie niezrozumiałym języku kabylskim, znalazł się na pierwszym miejscu na francuskiej liście przebojów w roku 1994. Oficjalny tytuł Anef iyi kan, znaczy po kabylsku „Pozwólcie mi”, ale lepszym tytułem byłby jednakSaulagh (Wołam), bo to akcentuje sam śpiewak. Oto jego treść, tak jak ją przetłumaczyłem z francuskiego (na który z kabylskiego przełożył ją sam autor):

Jak listek wiosenny urwany przez wiatr

Tak dusza moja cierpieniem woła

Zagoniony, samotny, robotą ogłupiały

I strach mnie nie odstępuje ni kroku

Wołam (Saulagh), a nikt mnie nie słucha

I nikt mi nie przychodzi z pomocą

Wszyscy zajęci, z własnymi problemami

Zostawiliście mnie w ciemnościach

Wołam i czekam

Czas mija, ale ja mijam szybciej

bo to on jest wieczny, a nie ja

Nigdy nie podaliście mi ręki,

Pozwólcie mi (Anef iyi kan) to wyśpiewać:

To nie mądrości mi brakuje

Lecz może to szaleństwo mną zawłada

 

Innym znanym utworem w wykonaniu Alego Amrana jest Hurija, kabylski hymn na cześć miłości i wolności (powyżej). Od 2000 roku Ali Amran mieszka na stałe w Paryżu, gdzie w oderwaniu od ojczystego klimatu wprawdzie trudniej mu komponować, ale technicznie łatwiej jest nagrywać, bo tu są najlepsze kadry i sprzęt studyjny. Nagrał dotąd trzy albumy. W roku 2001 powstał „Amsebrid” (Wędrowiec z plecakiem), w którym wyraża troskę o nabrzmiałą sytuację polityczną wokół Kabylii, zwłaszcza po zabójstwie słynnego barda Lounisa Matouba w 1998 roku i przy srożącym się wtedy terrorze islamskich szwadronów śmierci oraz tajnej policji w górach. Mimo wszystko Amran wyrażał w swych utworach optymizm. W roku 2005 powstał jego drugi album „Xali Sliman” (Wujek Salomon), w którym nawiązał do stylu słynnego Ferhata, z którym koncertował na Zenicie w Paryżu w 2003 roku. Tytułowa piosenka z tego krążka przez 5 tygodni utrzymywała się na czele algierskiej listy przebojów. Zamieszczam ją jako ostatnią z siedmiu dzisiejszych próbek wraz z obrazem filmowym pokazującym Alego Amrana w Paryżu . W roku 2009 powstał trzeci album „Akka id Amur”, który zawiera utwory przeznaczone głównie dla algierskiej, kabylskiej publiczności i tylko tam robiące duże wrażenie.

Przy następnych spotkaniach z muzyką berberyjską poznamy takie nazwiska jak Souad Massi, Ait Menguellet, Idir, Abderrahmane Abdelli, itp. A muzyka będzie coraz ciekawsza i coraz ładniejsza.

W tekst tego wpisu wplatam kolejno następujące utwory w wykonaniu Alego Amrana:

(1)Ay Aqlalas

(2)Targit

(3)Kabylie

(4)Ssfina

(5)Saulagh

(6)Hurija

(7)Xali Sliman