Wywiad z Szahrnusz Parsipur

Urszula Pytkowska: W tym roku, będąc w Iranie, niemal u każdego bukinisty widziałam „Kobiety bez mężczyzn”. Powiedziano mi, że jest to jedna z Pani najbardziej rozchwytywanych powieści. Dostępna w postaci kiepskiej kopii na papierze ksero cieszy się – jak zapewniła mnie teherański bukinista – niezmienną popularnością. Na ulicz

Szahrnusz Parsipur, irańska pisarka i dysydentka.

nym straganie wykładana jest obok “Lolity” VladimiraNabokova. Jednak w księgarniach żadnej z nich nie znajdziemy. Właściwie dlaczego Pani książka została zakazana przez irańskie władze?

Szahrnusz Parsipur: To zupełnie niedorzeczne. Zakazano wydawania mojej książki, ponieważ rzekomo jest antyislamska. Tymczasem moim zdaniem jest wręcz przeciwnie: należy ona do najbardziej islamskich książek! Przecież prostytutka, która w wieku ośmiu lat trafiła do burdelu, modli się. Powiedzieli mi, że moja książka jest niemoralna. A prawda jest taka, że moje nazwisko wówczas było już znane, a oni nie lubili sławnych osób. Chcieli zniszczyć moją reputację. I teraz ludzie kupują moje książki drukowane nielegalnie, a ja nie dostaję za nie ani grosza. Słyszałam nawet, że wykreślili moje nazwisko z Encyklopedii Sławnych Kobiet, ale z tego akurat się cieszę, bo zniknęłam stamtąd w zaszczytnym towarzystwie poetki Forough Farrochzad.

Powieść “Kobiety bez mężczyzn”, napisaną w latach 70-tych, wydano dopiero w 10 lat po Rewolucji Islamskiej. Dlaczego akurat w 1989 r.? Czy 10 lat to po prostu zamknięty okres, okrągła liczba? Czy też było to spowodowane tym, że rok wcześniej zakończyła się wojna z Irakiem, a w Europie jeden po drugim wydawały z siebie ostatnie tchnienie reżimy komunistyczne? Czy to był heglowski Duch Czasu (Zeitgeist), któremu dała się Pani porwać?

Historie, które składają się na tę książkę były napisane oddzielnie i publikowane w różnych magazynach literackich. Po kilku latach, gdy byłam już w Paryżu zdecydowałam, że je połączę i wydam jako książkę. Nie zdążyłam jednak tego zrobić, gdyż właśnie wówczas wybuchła Rewolucja Islamska. Potem przesiedziałam w więzieniu niemal pięć lat. Po wyjściu na wolność powróciłam do pomysłu wydania tej książki, jednak ponownie okazało się to niemożliwe. Dopiero po tym jak wydano moją powieść ” Tuba i znaczenie nocy “, która nota bene ukazała się zaledwie tydzień po śmierci Ajatollaha Chomejniego, wydawnictwo Noghre zdecydowało się na publikację “Kobiet bez mężczyzn”.

Na Zachodzie mamy tendencje do upraszczania i schematycznego traktowania rzeczywistości poprzez wprowadzanie binarnych przeciwieństw – Iran przed rewolucją to Iran dobry, bo prozachodni, a Iran po rewolucji to Iran zły itd. Według takiego schematu wszyscy ci, którzy wspierali rewolucję muszą być automatycznie źli. Przez takie uproszczenia nie dostrzegamy wielu niuansów, które próbowała wyjaśnić m.in. Szirin Ebadi w swojej książce “Broniłam ofiar”. Proszę powiedzieć, czy podobnie jak Ebadi początkowo wspierała Pani rewolucję by potem się nią rozczarować?

Nie pamiętam ani jednego dnia, ba nawet jednej godziny, żebym wspierała rewolucję. Zawsze byłam jej przeciwna. ALE! Próbowałam zrozumieć ludzi, którzy ją popierali. W Iranie przed Rewolucją Islamską panował system feudalny. Irańczycy nigdy nie mieli żadnej okazji, aby na tak dużą skalę zamanifestować swoje żądania, postulaty. Wraz z tą dziwną rewolucją nagle wylegli na ulice i próbowali po raz pierwszy w życiu przemówić własnym głosem. Z tego punktu widzenia uważam, że należy uszanować Rewolucję Islamską. Kilka lat temu mając okazję obserwować Zielony Ruch mogliśmy zauważyć tych samych zwyczajnych ludzi, którzy tym razem usiłowali zamanifestować swe poglądy nie podporządkowując się żadnemu liderowi.

Rozumiem Pani punkt widzenia, jednak uważam, że ludzie potrzebują lidera. Kogoś, kto jasno określi o co walczą, pokierować ich działaniami – w przeciwnym razie taki protest będzie jedynie krótkoterminowym zrywem bez żadnego konstruktywnego zakończenia. Tumultem. Nie chcę oceniać Zielonego Ruchu, ale wydaje się, że jego uczestnicy zniknęli zupełnie ze sceny, a ich głos jeśli gdziekolwiek jeszcze jest słyszany, to tylko poza granicami Iranu.

Ma Pani rację, każdy ruch społeczny czy polityczny potrzebuje lidera, ale liderem Islamskiej Rewolucji we wczesnej fazie był zanarchizowany lud, którym nikt nie dowodził. To dlatego właśnie teherański bazar poparł Ajatollaha Chomejniego. Naród zaakceptował ten wybór nie wiedząc, co czyni. Rezultatem była katastrofa. Kiedy Irańczycy byli zajęci bezlitosnym mordowaniem się nawzajem, do władzy doszli oportuniści. Przez pewien czas większość społeczeństwa zanadto starała się zademonstrować, że utożsamia się ze stanowiskiem Chomejniego, który miał przecież wąskie horyzonty myślowe. Ludzie w Iranie wówczas jednak byli jeszcze też bardzo ograniczeni pod względem dojrzałości politycznej.
Oczywiście dzisiaj Zielony Ruch to już przeszłość. Może właśnie dlatego, że nie miał żadnego lidera? Ale był niewątpliwie doskonałym przykładem politycznej akcji z nutką demokracji. To jest bardzo ważne dla Irańczyków, ponieważ my nigdy nie doświadczyliśmy demokracji. Nie mamy nawet odpowiedniego słowa na określenie takiego systemu politycznego. Dlatego musimy wcielać w życie europejskie wzorce. Zielony Ruch umarł, ale ludzie zyskali doświadczenie, są coraz bardziej gotowi na demokrację.

Opuściła Pani Iran przed rewolucją i wyruszyła na studia do Francji. Po 1979 r. zaś zastała Pani swą ojczyznę całkiem odmienioną. Jak Pani wspomina, te pierwsze lata po rewolucji? Co było dla Pani najtrudniejsze?

Wróciłam, ponieważ myślałam, że powinnam – czy wręcz – muszę żyć w Iranie. Moim największym zmartwieniem wówczas były pieniądze. A raczej ich brak. Nie miałam praktycznie żadnych środków do życia, a znalezienie zajęcia w kraju graniczyło wtedy z cudem. Praca owszem była, ale dla “rewolucjonistów”. Dla takich jak ja nie było niczego. Po wyjściu z więzienia próbowałam otworzyć księgarnię, jednak po tym jak zaczęli mnie nawiedzać agenci tajnej policji, wolałam ją zamknąć. Opisałam to w mojej książce „Więzienne wspomnienia” (Prison Memoir).

Wiem, że wspominanie tamtych czasów nie jest niczym przyjemnym, jednak „Więzienne wspomnienia”, nie zostały jeszcze opublikowane w Polsce. Czy może Pani zatem opowiedzieć jak wyglądały te wizyty agentów w Pani księgarni? Czego chcieli się dowiedzieć? Czy książki, które Pani sprzedawała zagrażały islamskiej republice?

Spędziłam w więzieniu 4 lata 7 miesięcy i 7 dni bez formalnego oskarżenia o cokolwiek. Pewnego dnia ni stąd ni zowąd zostałam zwolniona. Odtąd musiałam jedynie co miesiąc meldować się w Komitecie Rewolucyjnym, gdzie wypytywano mnie o wszystko. Po uwolnieniu otworzyłam księgarnię. Sprzedawałam najzwyczajniejsze książki i rzadko kto zaglądał do mojego sklepu. Któregoś razu podczas rozmowy w Komitecie zapytano mnie, czym się zajmuję i gdzie pracuję. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że sprzedaję książki. Wtedy dostałam polecenie, aby meldować o każdym, kto przychodzi do mojej księgarni. Nie może Pani sobie nawet wyobrazić jak byłam wściekła. Płakałam nieustannie, aż w końcu odpowiedziałam im, że nie jestem szpiegiem i że w takiej sytuacji postanawiam zamknąć księgarnię. Straciłam wszystkie pieniądze, które zainwestowałam w ten biznes, ale w ciągu 10 dni pozbyłam się księgarni. Poczułam się starą, zmęczoną kobietą.

Wiadomość o rewolucji islamskiej w Iranie zastała Panią w Paryżu gdzie studiowała Pani sinologię. Swoją drogą bardzo ciekawy wybór. Jak wspomina Pani te dni?

Miałam taki pomysł, aby spędzić życie studiując sinologię i sanskryt. Mój syn uczył się wówczas we Francji, zatem i ja tu byłam, żeby mu towarzyszyć. Miałam pomysł, aby po tym jak ukończy liceum, przenieść się razem do Anglii, gdzie on mógłby rozpocząć swoje studia, a ja skupiłabym się na zgłębianiu filozofii indyjskiej. Wszystko jednak zmieniło się wraz z wybuchem rewolucji.

Wróćmy jeszcze na chwilę do czasów monarchii. W latach 70-tych zrezygnowała Pani z pracy dla irańskiej TV w proteście przeciwko torturowaniu i egzekucji dwóch poetów aktywistów. Kto to był i dlaczego zdecydowała się Pani zabrać głos w ich obronie?

Byli to Chosrow Golsorchi i Karamatollah Daneszian. Skazanie ich na śmierć nie było sprawiedliwe, co wzbudziło ogólny sprzeciw. Nie byłam przeciwniczką systemu, ale sprzeciwiałam się okrucieństwu. Moja rezygnacja była aktem protestu w duchu demokratycznym. Mimo że nie zgadzałam się z poglądami Golsorchiego i Danesziana, byłam przeciwna ich straceniu. Wszystko to opisałam w moim liście rezygnacyjnym, który być może nadal leży w mojej teczce w archiwach irańskiej TV.

Czy to prawda, że sama też była Pani aż czterokrotnie aresztowana? W jakich okolicznościach do tego doszło?

To prawda. Po raz pierwszy aresztowano mnie na 54 dni po wspomnianym proteście przeciwko egzekucji Golsorchiego i Danesziana. Następnie już po rewolucji spędziłam w więzieniu 4 lata 7 miesięcy i 7 dni bez postawienia mi żadnych zarzutów. Potem znów aresztowano mnie dwukrotnie w związku z publikacją książki „Kobiety bez mężczyzn”. Dokładny opis tej historii znajdziecie w moich pamiętnikach zatytułowanych „Więzienne wspomnienia”.

Mam nadzieję, że zostaną one wydane w Polsce. Czy była Pani przetrzymywana w słynnym więzieniu Ewin w Teheranie? Dotychczas to było jedno z najbardziej symbolicznych ogniw łączących reżimy Pahlawich i republiki islamskiej.

Byłam więziona w Ewin i w Ghezel Hessar. Ale powiem Pani coś dziwnego, Ewin było pięknie usytuowane na zboczach masywu gór Alborz. Pogoda była tam wspaniała. Jednocześnie było to bardzo ciężkie więzienie – stracono w nim tysiące ludzi. 

Czym różniły się więzienia za czasów szacha od ich odpowiedników w republice islamskiej? I co w istocie odróżnia aparat represji Iranu Pahlawich od Iranu Chomejniego i Chameneiego?

W czasach szacha, kiedy Cię zamykali, najzwyczajniej sprawdzali Twoje związki z terrorystami albo czy jesteś polityczną działaczką występującą przeciwko rządowi. W republice islamskiej natomiast celem wtrącania ludzi do więzienia stało się doprowadzenie do przemiany wewnętrznej w uwięzionych ludziach. Jeśli nie chciałaś stać się taka jak oni, miałaś poważny problem.

To brzmi zupełnie jak rozróżnienie pomiędzy systemem autorytarnym i totalitarnym. Pierwszy skupia się jedynie na zewnętrznych symptomach buntu, na walce z opozycją. Drugi natomiast chciałby zakraść się do ludzkich myśli i przejąć nad nimi kontrolę.

To prawda. Republika islamska jest jak Prokrust z greckiej mitologii, który czyhał na swoje ofiary przy drodze z Megary do Aten. Miał łoże, na którym mierzył swoje ofiary. Jeśli ktoś był zbyt mały, naciągał jego ciało, jeśli zaś zbyt długi, obcinał mu członki.

Szirin Neszat, jedna z najbardziej znanych na Zachodzie artystek irańskich nakręciła film na podstawie Pani książki „Kobiety bez mężczyzn”. Współpracowała Pani z nią także przy realizacji jej instalacji. Szirin Neszat to ikona trudnego do zdefiniowania zjawiska, jakim jest feminizm. Chciałabym zapytać zatem, czym dla Pani jest feminizm? Czy w wersji irańskiej różni się on od zachodniego?

Chciałabym zaznaczyć, że nie jestem feministką. Ale ponieważ jestem kobietą, z natury mam kobiecy charakter. Feminizm ma bardzo duże znaczenie dla irańskich kobiet. One walczą o swoje prawa i nierzadko trafiają do więzienia. Nie potrafię odnaleźć różnic pomiędzy feminizmem zachodnim a irańskim. Być może na Zachodzie feministki mają już pewne prawa, o które Iranki dopiero walczą, np. możliwość samotnego podróżowania bez pozwolenia męża czy ojca.
Wie Pani co, jestem zdania, że mężczyźni na całym świecie są tacy sami. Widziałam ostatnio film dokumentalny o mężczyznach z Zachodu, którzy jeżdżą na Wschód w poszukiwaniu porządnych kobiet. Muszę przyznać, że ich doskonale rozumiem, ale z drugiej strony jako kobieta potrzebuję wolności… I dlatego żyję sama.

Tags: ,