Kirgiski ślub w afgańskim Małym Pamirze, fot. Bartek Tofel

Zaślubiny, jak to zaślubiny odbyły się w trybie zwyczajnym. Z okolicznych osad zjechali wszyscy zainteresowani, znudzeni siedzeniem w domu lub w ten czy inny sposób spokrewnieni z panem lub panną młodą i zasiedli w specjalnie przygotowanych jurtach. Na „podłogę” wjechały specjalne małe placuszki a la faworki (mniej słodkie i bez cukru) smażone w gorącym oleju oraz szir czoj (w dari – herbata z mlekiem i solą). Gdy już wszyscy mężczyźni sobie pojedli (podczas wesel kobiety ucztują w osobnych namiotach) i wyszli na zewnątrz przyszła pora na poczęstunek z rozmaitych szirin (w dari – słodycze), które każdy garściami zagarniał do kieszeni. Finałem tego etapu było zarżnięcie przeznaczonej do konsumpcji, zaraz po zakończeniu części sportowej, czarnej owcy.

Dzieci jeżdżąc po osadzie i strasząc co mniej inteligentne psy, rozgrzewały muskularne ogiery, które przywlekli ze sobą rozmaici goście. Trwało to chyba z godzinę…