Prawdziwa wojna na YouTube

I wojna w Zatoce Perskiej jako pierwszy konflikt zbrojny był na żywo transmitowany przez telewizję CNN. Korespondenci wojenni przekazywali na bieżąco informacje z pola walki, a miliony ludzi mogły przy niedzielnym obiedzie obserwować amerykańskie czołgi odbijające Kuwejt. Z czasem transmisje bezpośrednio z rejonów konfliktów na stałe wpisały się w ramówki informacyjnych serwisów. Początek XXI wieku przeniósł jednak zmiany …. Wojenne relacje przeniosły się do Internetu.

Zaczęło się nieśmiało wraz z drugą wojną w Zatoce – głównie za sprawą uczestniczących w misji żołnierzy. Jednak wraz z postępem technologicznym, oraz powszechniejącym dostępem do Internetu w rolę korespondenta wojennego mógł wcielić się każdy: żołnierz, cywil, pracownik organizacji humanitarnej i … Coraz mniej potrzebny dziennikarz. Dzięki temu coraz więcej ludzi mogło przekonać się na własne oczy jak wygląda wojna – ta prawdziwa bez cenzurowania mediów.

Prawdziwym przełomem była “arabska zima narodów”, kiedy setki tysięcy Arabów wyległo na ulice by zaprotestować przeciwko dyktatorskim rządom w Tunezji, Libii, Egipcie i innych krajach Bliskiego Wschodu. Ogromną rolę odegrały wówczas portale społecznościowe, za pomocą których spontanicznie organizowano manifestacje. Gdy protesty przerodziły się w regularną wojnę, rebelianci wyciągnęli komórki i aparaty, dzięki którym mogli rejestrować swoje poczynania i udostępniać je milionom ludzi na całym świecie.

Prekursorami w czasie arabskiego zrywu okazali się libijscy partyzanci, którzy wystąpili przeciwko Muammarowi Kaddafiemu. Swoją walkę, ale także popełniane zbrodnie dokumentowali amatorskimi nagraniami z telefonów komórkowych. W ten sposób zarejestrowane zostały też ostatnie chwile pułkownika Kaddafiego – przywódca Libii został brutalnie zamordowany, a jego zwłoki zbezczeszczono. Na podstawie nagrania organizacja Human Rights Watch uznała, że rebelianci dokonali egzekucji na Kaddafim, będącej w istocie zbrodnią wojenną. Po raz pierwszy w historii dosłownie każdy mógł obejrzeć w internecie niekoloryzowany przebieg konfliktu.

Dużo brutalniejszy przekaz płynie z Syrii. W internecie można obejrzeć zarówno skutki operacji wojskowych dokonywanych przez siły rządowe jak i bestialskie zachowanie rebeliantów. Portal YouTube jest pełen szokujących filmów z egzekucji, zakopywania żywcem, dekapitacji za pomocą maczet i noży, wieszania, bezczeszczenia zwłok, tortur i litrami rozlewanej krwi niewinnych ludzi.

Prawdą jest, że filmy, nawet te najbrutalniejsze, są łatwo dostępne. Założenie konta na YouTube nie sprawia większego problemu, a linki do filmów są dosłownie porozrzucane po stronach internetowych na całym świecie, przede wszystkim na tych o tematyce wojennej. Z tego powodu materiały zamieszczane w Internecie stały się orężem w dłoni przeciwników interwencji, czy w ogóle działalności amerykańskiej w regionie. Tak było w przypadku filmów ze zdeformowanymi ciałami niemowląt z Iraku, najprawdopodobniej okaleczonych w wyniku użycia amunicji ze zubożonego uranu. Najczęściej drastyczne sceny wywołują u oglądających współczucie, ale też pytania o to, dlaczego nikt nie jest w stanie powstrzymać tych zbrodni.

Przy zamieszczaniu filmów w Internecie istnieje też duże pole do manipulacji. Czasami trudno odróżnić kto jest kim w danym materiale. Filmy są podpisane nieprecyzyjnie i nie ma żadnej pewności, że umieszczony materiał z egzekucji jest „dziełem” konkretnej strony konfliktu. Powstańcy nie mają bowiem problemów ze zdobyciem mundurów regularnej armii, tak samo jak żołnierze nie mają kłopotów by wtopić się w rebeliantów. Stąd już krok do dokonania prowokacji.

Warto też wspomnieć o tym jak relacjonowany jest przebieg wojny domowej w Syrii w kanałach ogólnodostępnych. Oczywiście media tradycyjne (przede wszystkim telewizja) ze względów etycznych nie pokazują drastycznych scen z obszaru objętego wojną domową, co wcale nie przeszkadza poinformować widzów, że takie zdarzenia mają miejsce. Przekazy głównych wydań serwisów informacyjnych rzadko mówią o konflikcie [syryjskim], a jeśli już to robią, przekaz jest mało jasny dla odbiorcy, a nierzadko też nieobiektywny. Brak rzetelnej informacji w mainstreamowych mediach przyczynia się do braku zainteresowania organizacji pozarządowych tym tematem, a tym samym do dalszego trwania konfliktu.