Satyrycy a islamiści

Jedna z najważniejszych różnic kulturowych miedzy cywilizacjami Wschodu i Zachodu dotyczy poczucia humoru i stosunku do satyry. Czy kpina może być bronią polityczną w krajach islamu?

Według zgodnej tradycji islamu Prorok Mahomet nie był osobnikiem ludycznym, nie miał szczególnego poczucia humoru i najogólniej nie lubił satyry, cokolwiek to mogło w tamtych czasach i warunkach oznaczać. Hadisy – czyli przypisywane mu przez tradycje uwagi i powiedzenia – sugerują, że wynikało to głównie ze sprzeciwu wobec krzywd, jakie słowem krotochwilnym albo żartem niewczesnym, lub zbyt daleko posuniętym, można wyrządzić bliźniemu. Oczywiście można, i my w kulturze chrześcijańskiej też musimy bardzo na to uważać, ale szkopuł w tym, że w praktyce zakaz żartów raczej ten problem pogłębia niż go rozwiązuje. Rodzi bowiem w kulturze zbytnie przeczulenie i drażliwość na tym punkcie, pozbawia ją lekkości, nie uczy odporności i w miejsce luzu często wprowadza łatwe i niepotrzebne konflikty. Wszyscy, którzy bliżej znają kulturę islamu i wiedzą jak bardzo ceni się tam ludzi śmiertelnie poważnych, a jak nieufnie traktuje wszystkich tych, którzy lubią pożartować, wiedzą o czym tu mówię.
Postawę niechęci wobec żartów i satyry przyjmuje się z założenia zwłaszcza w kręgach władzy, a satyrycy, zwłaszcza polityczni, nie mają w krajach muzułmańskich łatwego życia. W niedawnym występie telewizyjnym egipski satyryk Bassem Jussef złożył specjalne podziękowania prezydentowi tego kraju Mohammedowi Mursiemu. W opinii tego znanego jajcarza pan prezydent swymi gafami i napuszonymi deklaracjami bez pokrycia dostarcza bowiem prawie codziennie tyle materiału na kabaret, że Jussef mógł znacznie obniżyć koszty swej działalności, bo nie musi już płacić honorariów tekściarzom i wymyślaczom scenariuszy, a także mógł zwolnić połowę swego zespołu. Wkrótce potem Jussef znów pojawił się w mediach, ale tym razem w związku z aresztowaniem, jakie w jego sprawie nakazał prokurator generalny Egiptu, bardzo kontrowersyjna postać wyznaczona ostatnio przez prezydenta Mursiego. Bassema Jussefa doprowadzono na przesłuchania i przedstawiono mu zarzuty obrazy prezydenta, zniesławienia islamu oraz „rozpowszechniania fałszywych wiadomości”. W ten sposób z dnia na dzień Jussef stał się najchętniej oglądaną postacią w egipskiej TV i wyrósł do rangi międzynarodowego symbolu wolności słowa. Zaniepokojenie jego losem wyraził nawet Biały Dom w Waszyngtonie.
Bassem Jussef, który wyszedł za kaucją, nie jest w swym losie bynajmniej jedyny. Nie mogąc przegłosować Bractwa Muzułmańskiego, ani go przemóc administracyjnie, świecka opozycja w Egipcie wybrała dość powszechnie metodę podkopywania i wykańczania przeciwnika śmiechem – reakcja, jaką znamy z lat panowania PZPR w Polsce. Żadna władza tego nie lubi, w ZSRR mawiano, że Kanał Białomorski zbudowali „aniekdotcziki” (ci co opowiadali kawały polityczne), a Kanał Wołga-Don „słuszatieli” – ci, co ich słuchali i w porę nie donieśli. W Egipcie także Bractwo Muzułmańskie przeszło w tej sprawie do kontrofensywy, a ich zwolennicy zasypują sądy pozwami przeciw kawalarzom. Usłużny prokurator Mursiego już wydał kilka przykładnie odstraszających wyroków, w tym na Bassema Jussefa. W uzasadnieniu wyroku znalazł się nawet jego kpiarski ton parodiujący typowy timbre głosu i gniewno-mentorski styl, jakim wielu imamów z mimbarów (kazalnic) poucza wiernych, którzy ich khotby (homilii) słuchają i gromi mniej wiernych, których w meczecie nie ma.
Kampania w mediach kontrolowanych przez Bractwo Muzułmańskie opisuje inne, mniej gorliwe media jako gniazda podziemnej kontrrewolucji, a państwowa agencja rozdzielająca licencje radiowo-telewizyjne, w tym zwłaszcza przydziela kanały satelitarne, ostrzegła, że wkroczy tam, gdzie programy będą nie dość, powiedzmy, „konstruktywne”. Jussef na Twitterze (gdzie ma 1,2 mln wejść) wyjaśnił swoim zwolennikom, że „wygląda na to, iż chcą nas wyczerpać fizycznie, emocjonalnie i finansowo”
Dzisiejszy Egipt jest krajem głęboko spolaryzowanym politycznie. Wielu zwykłych pobożnych ludzi uważa, iż tacy kpiarze jak Jussef ocierają się o granice bluźnierstwa i zacierają granice przyzwoitości. Wielu traktuje go jak nihilistę i odczuwa do niego niechęć. Prawo w Egipcie zabrania obrażania religii, zwłaszcza islamu, a stara tradycja Wschodu chroni władców przed krytyką. O ile jednak obecne władze chętnie podkreślają te zasady w stosunku do opozycji, to jakoś nie kwapią się, aby potępić ekstremistów z własnych szeregów, którzy o przeciwnikach mówią jako o niewiernych, stale jeżdżą po szyitach jako po heretykach i systematycznie budują i tak już dużą wrogość wobec wielkiej i starej wspólnoty koptyjskich chrześcijan Egiptu uważając ich za piątą kolumnę “krzyżowców z Zachodu”. Zresztą metody tłumienia prasy opozycyjnej i zastraszania opozycji dokładnie przypominają te z czasów Mubaraka.
Również w innych krajach arabskich satyrycy płacą szczególnie wysoką cenę za nieostrożnie wyrażane opinie. Od listopada 2012 w więzieniu śledczym siedzi – oczywiście z oskarżenia o korupcję, bo jakże by inaczej – Sami Fehri, tunezyjski wydawca telewizyjnego teatrzyku kukiełek, który odważnie wykpiwał przywódców islamistów, jacy doszli tam do władzy w wyniku „jaśminowej rewolucji”. Nadim Koteich, zjadliwy jajcarz z Libanu, który w popularnej stacji Future TV używa sobie ostro na wszystkich opcjach politycznych, ale najchętniej na przywódcach szyickiego Hezbollahu, dość często dostaje listy i sygnały grożące mu śmiercią. Saudyjski blogger Raif Badawi siedzi w więzieniu od czerwca ubiegłego roku, skazany za „wyśmiewanie religijnych autorytetów islamu”. Hadi al-Mahdi, iracki satyryk radiowy, został zastrzelony w roku 2011.
A przecież mogło by się wydawać, że nowi przywódcy w krajach arabskich powinni więcej uwagi zwrócić na słowa, które wypowiedział niedawno Ahmed Senussi, marokański satyryk znany jako B’ziz. Po 18 latach sądowego zakazu występowania publicznie, udzielił on ostatnio wywiadu telewizyjnego w Paryżu, w którym zapytano go, czy w warunkach krajów muzułmańskich powinny istnieć jakieś reguły lub zasady wyznaczone dla satyry. „O, tak – odpowiedział bez namysłu – atakować potężnych, nigdy słabych”. Jeśli hadisy mówią prawdę o Mahomecie, to nawet Prorok przystałby na taką formułę satyry.