Następcy Ahmadineżada bez recepty na walkę z kryzysem.

Wczoraj w Iranie odbyła się pierwsza debata telewizyjna w ramach tegorocznej kampanii prezydenckiej. Jej temat dotyczył najbardziej palącego problemu Iranu, czyli gospodarki. W debacie wzięło udział wszystkich ośmiu kandydatów, którzy przez cztery godziny odpowiadali na szereg pytań dotyczących inflacji, gwałtownego wzrostu cen w Iranie w ciągu ostatniego roku, a także problemów sektora mieszkaniowego i bezrobocia.

Już przy wejściu do studia telewizyjnego dały o sobie znać sympatie i antypatie kandydatów: Mohsen Reza’i w holu budynku Seda-o-Sima, irańskiego nadawcy państwowego, nie podał ręki Saidowi Dżaliliemu, którego wyciągnięta w geście powitania dłoń samotnie zawisła w powietrzu. Zgoła inaczej przywitał Dżaliliego Hassan Rouhani, który serdecznie uściskał kontrkandydata. Obu kandydatów łączy podobne doświadczenie na stanowisku negocjatora irańskiego programu nuklearnego, które Rouhani zajmował przed Dżalilim. O ile jednak Rouhani postrzegany był jako skuteczny negocjator, a zachodnie media określały go mianem szejka dyplomacji, o tyle nazwisko Dżaliliego coraz częściej utożsamiane jest z trwającym od dłuższego czasu impasem w rozmowach z krajami grupy „5+1” i zwiększeniem sankcji nałożonych na Iran. 

Wczorajsza debata podzielona była na trzy części; w pierwszej kandydaci byli wywoływani do odpowiedzi losowo. Po trzyminutowej wypowiedzi na zadane pytanie pozostali mogli odnieść się do słów rywala, lub przedstawić własny program w danej kwestii. W drugiej części odpowiadali na pytania testowe, w trzeciej zaś proszeni byli o przedstawienie luźnych skojarzeń z obrazkami, jakie im zaprezentowano. 

Pierwszy z kandydatów, Mohammad Gharazi, miał odpowiedzieć na pytanie jak zamierza zahamować wzrost bezrobocia w Iranie, które według danych przytoczonych podczas debaty przez Rouhaniego sięga obecnie 25 proc. O dziwo, zamiast planu działań zmierzających do wyjścia z kryzysu widzowie usłyszeli historię inflacji w Iranie na przestrzeni ostatnich stu lat. Konkretnej odpowiedzi nie udzielił też Mohammad Bagher Ghalibaf, obecny burmistrz Teheranu, który jedynie stwierdził, że walka z bezrobociem wymaga podjęcia działań zarówno krótko- jak i długofalowych. Od pozostałych kandydatów dowiedzieliśmy się, że należy zapobiegać zamykaniu fabryk i tworzyć nowe miejsca pracy. Ali Akbar Welajati, niegdysiejszy przewodniczący irańskiego parlamentu, mówił też o potrzebie wspierania rolnictwa i przemysłu. Dla odmiany Mohammad Reza Aref, kandydat reformatorów, na wstępie zdefiniował trzy przyczyny, które zdeterminowały obecny fatalny stan gospodarki Iranu. Obok zarzutów pod adresem rządu Mahmuda Ahmadineżada podkreślił też znaczne pogorszenie stosunków z krajami trzecimi. Według Arefa, aby uporać się z problemem bezrobocia, należy stworzyć w Iranie milion nowych miejsc pracy. Osiągnięcie tego celu jest jednak – jak zauważył Aref- niemożliwe bez pełnej realizacji art. 44 konstytucji Islamskiej Republiki Iranu, który zakłada prywatyzację wielu państwowych instytucji. Nie są to nowe plany. Realizację artykułu 44 zawarł w swoim planie wyborczym cztery lata temu Mir Hosejn Musawi. Również za czasów prezydentury Haszemiego Rafsandżaniego (1989 – 1997), Zgromadzenie Ekspertów przyjęło plan prywatyzacji części państwowych przedsiębiorstw. Z chwilą, gdy prezydentem kraju został Mahmud Ahmadineżad, rozpoczęła się ‘wyprzedaż’ akcji spółek państwowych po cenach znacznie niższych niż ich wartość rzeczywista. Podmiotami, które zakupiły większość akcji, były prywatne spółki, kontrolowane przez Strażników Rewolucji, fundacje (bonjad) związane ze skrajnymi konserwatystami, oraz firmy, których właścicielami są duchowni reprezentujący samo jądro obozu konserwatywnego. Umiarkowanie konserwatywny kandydat Hassan Rouhani wspomniał o potrzebie otwartej krytyki, bez której żaden rozwój nie jest możliwy. W charakterystycznym dla Irańczyków stylu na pytanie o walkę z bezrobociem zareagował Hadad Adel, który wyrecytował wiersz Sa’adiego, klasycznego poety perskiego z XIII w. na potwierdzenie własnych słów, że wydatki rządu nie powinny przekraczać przychodów państwa.

Uderzające jest, że żaden z kandydatów nie potrafił udowodnić, iż posiada przygotowany plan walki ze wzrostem bezrobocia. Wszyscy krążyli jedynie wokół problemu usiłując zdefiniować jego istotę. Nikt jednak nie spróbował wskazać konstruktywnych rozwiązań.
Na różne sposoby definiowali problem, ale rozwiązania nie zdradzili. 

Spore kontrowersje, zarówno u części uczestników debaty jak i wśród telewidzów, wzbudziła druga część debaty, która polegała na zadawaniu pytań w formie testu. Trzech kandydatów, Hassan Rouhani, mudżtahid (kleryk wyższej rangi, uczony w prawie muzułmańskim i upoważniony do jego interpretacji na bazie rozumowej) o umiarkowanych poglądach, startujący ponownie w wyborach Mohsen Reza’i, oraz Mohammad Reza Aref, popierany przez obóz reformatorów związanych z Mohammadem Chatamim, ostro skrytykowało taką formę rozmowy zarzucając jej szkolny charakter. Aref wręcz odmówił udziału w tej części debaty i zaznaczył, że pozostaje w studiu jedynie przez szacunek dla jej pozostałych uczestników. Na dalsze pytania odpowiadał: nie wiem, nie mam zdania. Pytania testowe zawierały cztery z góry ustalone odpowiedzi, co – jak okazało się – nie przypadły do gustu również pozostałym kandydatom, którzy rzucali zdawkowe odpowiedzi: żadna, wszystkie, pytanie jest bez sensu. Said Dżalili, negocjator irańskiego programu nuklearnego, w pewnym momencie przestał odpowiadać, tylko kiwał głową wyrażając swoją dezaprobatę. 

W obliczu tak niespodziewanego dla organizatorów debaty obrotu spraw, prowadzący, po zadaniu zaledwie kilku pytań testowych przerwał ją i przeszedł do następnego etapu. 
Trzecia część debaty też nie była standardowa. Kandydatom pokazywane były zdjęcia, na podstawie których mieli opisać swoje luźne skojarzenie z daną fotografią w kontekście ekonomicznym. I tak kandydaci ujrzeli obrazy przedstawiające teherańską ulicę, irański bazar, czy np. kopalnię w USA, zegara, a nawet Catherine Ashton. Odpowiedzi były przewidywalne i po raz kolejny oscylowały tylko wokół problemów z jakimi boryka się Iran. Ponownie zabrakło propozycji konkretnych zmian. 

Styl debaty prezydenckiej znacznie różnił się od tych przeprowadzonych w 2009 r. Wówczas do startu w wyborach dopuszczonych zostało zaledwie czterech kandydatów. Na dwa tygodnie przed wyborami rozpoczął się maraton sześciu debat każdego z każdym. Każda z nich trwała 90 minut, a kandydaci odpowiadali zarówno na pytania zadawane przez prowadzącego jak i mieli możliwość dyskusji między sobą. Podczas wczorajszej debaty, co podkreśla irańska prasa, żaden z ośmiu kandydatów nie miał wystarczającej ilości czasu aby nakreślić choć szkic swoich planów. Teoretycznie każdy miał do swojej dyspozycji 30 minut, jednak w praktyce przy ośmiu osobach skończyło się na pospiesznym wygłaszaniu znanych już wszystkim frazesów. Prowadzący zaś sprawiał wrażenie jakby zależało mu aby nie dopuścić do jakiejkolwiek dyskusji pomiędzy kandydatami, a gdy któryś z nich unikał odpowiedzi, uśmiechał się i mówił: dobrze, jeśli pan nie chce, nie musi odpowiadać na to pytanie

W irańskiej telewizji odbędą się jeszcze dwie debaty z udziałem wszystkich kandydatów. Kolejna będzie miała miejsce w środę 5 czerwca i dotyczyć będzie kultury i sztuki, a ostatnia odbędzie się na tydzień przed wyborami – w piątek 7 czerwca i poruszy problematykę polityczną. 

Bieżące notowania kandydatów w wyścigu prezydenckim można obserwować na stronie internetowej nazareakhar.tk. Strona nie jest zależna od żadnego sztabu wyborczego ani nie należy do żadnego tytułu prasowego. Początkowo zarejestrowana była na domenie .ir, jednak po „pewnych problemach” przeniesiono ja na domenę .tk przypisaną do Tokelau – terytorium zależnego Nowej Zelandii. Według opublikowanych na niej danych, w wyścigu prezydenckim zwycięża Rouhani, nieznacznie przed Ghlibafem. Trzeci w kolejności jest Mohamad Aref.