Nie tylko na Zachodzie terroryzm spędza sen z powiek państwowym autorytetom. Religijne dyskusje i warsztaty z właściwej interpretacji Koranu to część programu antyekstremistycznej terapii członków Al-Qaidy. Co w zamian? Wsparcie finansowe, czasem samochód i obietnica powrotu do społeczeństwa – czyli jak Saudyjczycy leczą dżihad islamem.
Sporne fatwy, kłopotliwe interpretacje Koranu i bezrobobocie odciągają młodych Saudyjczyków od „prawdziwego islamu”. Niektórzy winą za to obarczają tamtejszy system edukacyjny, który szczególny nacisk kładzie na wpajanie uczniom historii zwycięskich wojen za czasów Proroka, a nie jego przesłania pokoju i tolerancji.
Między 2003 a 2007 rokiem aresztowano ponad 9 000 młodych osób pod zarzutem terroryzmu lub wspierania działań radykalnych grup. Rządowy raport Stanów Zjednoczonych z 2012 roku podaje, że od 2003 około 3500 Saudyjskich imamów zostało pozbawionych swojej funkcji ze względu na ekstremistyczne poglądy.
Powstające od 9 lat Centra Resocjalizacji skupiają się na umiarkowaniu ekstremistów i przywróceniu ich społeczeństwu.
Szacuje się, że ponad 3000 więźniów dobrowolnie poddało się programowi. Wśród nich także Ci, przetrzymywani w Guantanamo (w żargonie Gitmo). W ciągu 6 tygodniowego „odwyku” zespół terapeutów i imamów sprowadza ich na prawowitą drogę islamu, tłumacząc dotyczczasowe błędy w rozumowaniu i odkrywając, że większość z radykałów nigdy nie uczestniczyła w żadnym szkoleniu koranicznym, a swoją dotychczasową wiedzę czerpała od znajomych, wątpliwych przywódców i przypadkowych członków grupy. Dyskusje dotyczą zagadnień takfir (uznania radykalnych uczonych muzułmańskich za niewierzących), bay’at (posłuszeństwa), walāh (lojalności ummie, tj. gminie muzułmańskiej) oraz definicji terroryzmu i dżihadu jako walki militarnej lub wewnętrznej. Przekonują, że tylko duchowny zaakceptowany przez rząd może wydać prawomocną fatwe. Ośrodki terapeutyczne są strzeżone przez saudyjską policję, jednak wizytorzy przyrównują je bardziej do uniwersyteckiego kampusu lub country klubu niż do więzienia, a tym bardziej Gitmo. Zesłani umilają sobie czas grając w ping-ponga i popijając pepsi.
Nadrzędnym celem projektu jest zmiana dotychczasowego zachowania więźnia i wyeliminowaie jego ekstremistycznej ideologii. W zamian za skruchę i nawrócenie eksterrorysta może liczyć na 700$ miesięcznego „stypendium”, a także w niektórych przypadkach, na nowy samochód. Samotnych mężczyzn zachęca się do ożenku nęcąc ich niebagatelną sumą 20 000$ zapomogi na poczet weselnych wydatków.
– Ważne, żeby ci mężczyźni nie byli bezczynni i sfrustrowani, ponieważ to może spowodować powrót do starych nawyków i przyjaciół – podkreśla brygadier gen. Mansur al-Turki, rzecznik saudyjskiego MSW.
Pomimo iż centra cieszą się aż 90% skutecznością (w porównaniu do amerykańskich centrów uzależnień – 30/40%) to jednak okazuje się, że 700$ nie zawsze wystarcza, by zostać porządnym obywatelem. Udowodnił to przykład Saida al-Shihriego i Abu al-Haretha al-Oufi – byłych więźniów Gitmo i uczestników programu – którzy w 2009 roku hucznie obwieścili całemu światu swój powrót w szeregi Al-Qaidy i objęli dowództwo nad jemeńską frakcją organizacji. W 2010 saudyjski minister spraw wewnętrznych ujawnił, że 25 ze 120 zresocjalizowanych więźniów Guantanamo nawróciło się na ekstremizm.
– Projekt nigdy nie będzie funkcjonował idealnie, jednak jeżeli spojrzeć na całokształt resocjalizacji widać, że to nadwyczajna historia – przekonuje Christopher Boucek, badacz z Carnegie Endowment, który z bliska przyjrzał się programowi.
Kto boi się odwyku?
Wbrew powątpiewaniu zachodnich komentatorów co do skuteczności leczenia, Al-Qaida drży o nowych rekrutów, upatrując w programie zagrożenia dla jej przyszłego istnienia. W 2009 roku organizacja przyznała, że skuteczność terapii polega głównie na dobrowolności udziału i wiążacych się z tym korzyściach. Zapewnia jednocześnie, że nie da za wygraną, namierza projekt i obiecuje swoistą kampanię odwetową, która umocni ich własne interpretacje litery Koranu. Zagadką pozostaje jednak jak Al-Qaida zamierza rozprawić się z programem.
Podczas gdy otwierają się kolejne centra – w kwietniu tego roku powstał nowy ośrodek, oprócz duchowej odnowy, zapewniający swoim „pacjentom” krzepą fizycznę, którą bedą mogli nabyć w luksusowych warunkach, korzystając z krytego basenu olimpijskich rozmiarów, sauny, siłowni czy sali telewizyjnej – zachodni obserwatorzy przestrzegają, że 9 lat trwania programu to za wcześnie, by odtrąbić zwycięstwo.
– Zbadanie stopnia nawrotów zajmie dekady. Opisywanie saudyjskiego modelu resocjalizacji jako absolutnego sukcesu jest błędne. Jakkolwiek zaledwie 10%-ego poziomu recydywy pozazdrościcić może każdy wymiar sprawiedliwości. Sukces długoterminowy programu będzie zależał w dużym stopniu na opiece po zakończeniu terapii i zwolnieniu więźniów. Opieka ta nie może opierać się tylko na sesjach terapeutycznych ale także na permamentnym monitorowaniu jednostki i ustalaniu jej obecnych kontaków, duchowych przewodników i mentorów w pobliskim meczecie. Zdrowe więzi rodzinne i wsparcie emocjonalne także odgrywają tu kluczową rolę. Władze saudyjskie nie określają dokładnie co stanie się z recydwistami. Jakkolwiek, do czerwca 2009 roku, osądzono 327 terrorystów i skazano ich na 30 lat więzienia – podaje raport przygotowany przez Peace&Conflict Monitor.
Trudne początki
Arabia Saudyjska spotkała się z krytyką na forum międzynarodowym za niejednoznaczne potępienie zamachów z 11 września. Saudyjscy duchowni wzbraniali sie przed wydaniem fatwy, ze względu na przekonianie, że powyższe wydarzenia są sprawą polityczną i wojskową, a nie religijną. Wszystko zmieniło sie po zamachach bombowych przeprowadzonych przez Al-Qaidę w 2003 roku w Rijadzie. W tym czasie na czele grupy stał Abdulaziz al-Murqin, którego aktywność stała się bezpośrednim katalizatorem reakcji saudyjskich duchownych.
Państwowe autorytety postanowiły zainicjować walkę z Al-Qaidą na trzech frontach. Pierwszy opierał się na bezpośredniej walce, w której zamiast jeńców preferowano eliminację terrorystów, w myśl ratowania niewinnych, potencjalnych ofiar. Drugi – aresztowanie i zatrzymanie jednostek wspierających organizację, a trzeci prowadzenie kampani „identyfikacji i zawstydzania”, która publicznie podaje nazwiska zbiegłych przestępców.
W późniejszym czasie rząd opublikował drastyczne zdjęcia przedstawiające ofiary ataków, wspierając akcję programem wysokich, rządowych wynagrodzeń dla informatorów, którzy donosiliby na Al-Qaidę.
Od śmierci al-Murqiego w 2004 roku Saudyjczycy skupili się na wyłapywaniu więźniów, którzy mogliby stanowić cenne źródło informacji. W tym samym roku rząd ogłosił swoją listę „Poszukiwanych” opublikowaną w arabskich i angielskich mediach, łamiąc dotychczasową politykę społecznej anonimowości, praktykowaną w celu ochrony niewinnych rodzin terrorystów. Telewizje emitowały także nagrania byłych radykałów wyrzekających się swoich dotychczasowych poglądów.
Kampania poskutkowała udziałem w programie 3 ooo młodych ekstremistów, którzy z powodzeniem zakończyli terapię. Tajemnicą poliszynela pozostaje liczba członków Al-Qaidy, która odmówiła poddania się resocjalizacji i odcięcia od radykalnych poglądów. Grupa ta wciąż pozostaje w areszcie.
Źródła: Peace&Conflict Monitor, Your Middle East, Time World
Musisz być zalogowany aby wpisać komentarz.