Dziś akurat nikt nie umarł – Marta Zdzieborska

“Życie w Syrii to jak palenie papierosów na stacji benzynowej”, pisze Marta Zdzieborska w reportażu niedawno opublikowanym w miesięczniku Znak. Tekst opowiada trzy historie – obrazy lęku, ucieczki, zmagania się z rzeczywistością. Nieprzychylną rzeczywistością. Reportaż nie skupia się jedynie na Syrii, na wojnie i jej okrucieństwach, lecz także na Polsce. Trzy zbadane przez autorkę przypadki uciekinierów syryjskich, którzy liczą na uzyskanie statusu uchodźcy w naszym kraju, to obraz rozterki, walki o godność i długiego oczekiwania.

Zgodnie z rozporządzeniem Dublin II, uchodźcy szukający schronienia w Unii Europejskiej muszą się starać o status uchodźcy w pierwszym kraju członkowskim, w którym się znajdą. Przez wschodnią granicę Polski przedostaje się wielu uchodźców, którzy pragną bezpieczniejszego życia na Zachodzie.

Wojna domowa w Syrii pochłonęła wiele ludzkich żyć, ale zbyt mało mówi się w Polsce o tym, że odebrała ludziom również ich domy, bezpieczeństwo i – co udowadnia w swoim tekście Marta Zdzieborska – również godność.

Ludzie, którzy jeszcze niedawno mogli cieszyć się stabilnym, rodzinnym i często dostatnim życiem w Syrii, nagle stanęli twarzą w twarz z artylerią, karabinami i gazem. Musieli wybierać czy zostać w domu i dzielić niebezpieczeństwa z innymi Syryjczykami, czy ratować życie, uciekając tam, gdzie nikt na nich nie czeka, gdzie nikt ich nie chce.

W Polsce nikt nie czeka na Syryjczyków, nikt ich tutaj nie chce. Jednak ponad dwa miliony ludzi, uciekających z targanego wojną kraju musi znaleźć miejsce do życia. Autorka tekstu przypomina nam o podstawie tego, kim jest uchodzący przed wojną człowiek. Jest bezbronny, rzucamy mimowolnie przez zbiegi okoliczności. Więziony przez obojętność i biurokrację. Nie wie czy chce pamiętać swój dom, czy wymazać na zawsze z pamięci.

Polska nie jest łatwym celem dla uchodźców. Obok ksenofobii uchodźcy mają do pokonania brak zrozumienia. Polska nie ma również wykształconych narzędzi, aby móc sprawnie radzić sobie z napływem przybyszów. Biurokracja przerasta humanizm.

Opisane przez autorkę przypadki to i tak ci szczęściarze, którzy dotarli w bezpieczne miejsce. Wielu nie dociera lub nie ma możliwości rozpocząć podróży wcale.

Fragment:

Om Hasan pokazuje zdjęcie dwóch wnuczek, które zostały w Syrii. Niedawno urodziła się mała Amira. Na zdjęciu w telefonie uśmiecha się dwumiesięczny berbeć. Om Hasan wybucha płaczem. Trzęsie się ze strachu o losy dwóch synów i ich rodzin, które zostały w kraju. Starszy syn Ahmed nie może wyjechać z Damaszku, bo nie ma paszportu dla niedawno narodzonej córeczki. Żona młodszego Yusufa nie chce zostawić swojej rodziny. Obaj mieszkają w Damaszku. Ahmed żyje w tym samym budynku co jego rodzice przed ucieczką. Niedaleko ich bloku jest góra, na której stacjonują wojska syryjskie. Często zrzucają rakiety. Budynek dygocze jak podczas trzęsienia ziemi. Ahmed, żeby dostać dwa kilo chleba dla rodziny, ustawia się w kolejce do piekarni o pierwszej w nocy i czeka na swój przydział po 5–6 godzin. To bardzo niebezpieczne, bo nocą po mieście grasują różne grupy rebeliantów i przestępców. W ciszy i strachu ludzie czekają na chleb.