Trzy lata po egipskiej rewolucji

Piątek, poranek 24 stycznia. Dzień przed trzecią rocznicą Rewolucji 25 stycznia, Kairem wstrząsnął wybuch samochodu pułapki zaparkowanego pod Główną Kwaterą Policji w Abidin, centralnej dzielnicy miasta.

Piątkowe poranki w Kairze należą do najspokojniejszych części tygodnia, jako że piątek jest dniem wolnym od pracy, ulice zaczynają się wypełniać ludźmi dopiero około południa, i tylko o poranku można odetchnąć od zgiełku miasta, niekończących się nawoływań sprzedawców, krzyków bawiących się na ulicach dzieci, hałasu klaksonów stojących w korkach samochodów. Piątek 24 stycznia był jednak inny, zanim wiadomość o pierwszym wybuchu dotarła do budzącego się miasta, kolejne dwie bomby wybuchły w Kairze. W metrze i na ulicach słychać było niekończące się rozmowy o tym, jak będzie, w takim razie, wyglądała rocznica wybuchu rewolucji, skoro w dzień jej wigilii dochodzi do takich sytuacji. Dywagacjom na temat tego, kto stoi za zamachem, nie było końca. W ciągu dnia wybuchły łącznie cztery bomby podłożone w różnych miejscach Kairu i Gizy. Do pierwszego zamachu przyznała się organizacja Zwolennicy Jerozolimy (Ansar Jerusalem), która w grudniu 2013 roku przyznała się także do zamachu na posterunek policji w mieście Mansoura na Synaju. Postrzegane, przez część społeczeństwa popierającą rządy armii, jako za główna siła destabilizująca państwo Bractwo Muzułmańskie odcięło się od zamachów, nawołując swoich zwolenników do wyjścia na ulicę egipskich miast w dzień rewolucji i demonstrowania niezadowolenia z obecnych rządów.

fot. Jonathan Raszad, wszelkie prawa zastrzeżone.

fot. Jonathan Raszad, wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Piątek był dniem szczególnym również pod innym względem, mimo że demonstracje, tak na Placu Tahrir, jak i w innych częściach miasta zdarzały się już od środy, w piątek przybrały bardzo konfrontacyjny charakter. Zwolennicy i sympatycy Bractwa Muzułmańskiego ścierali się z siłami porządkowymi, nie były to jednak jedyne starcia, również przeciwnicy obecnej wojskowej władzy, wśród których znajduje się wielu uczestników Rewolucji 25 stycznia, demonstrowali swoje niezadowolenie. Dochodziło również do ataków na zagranicznych dziennikarzy, którzy relacjonowali przebieg zdarzeń. Ataki te nie miały jednolitego charakteru. Część dziennikarzy była posądzana o pracę dla Al-Jazeery, istnieje przekonanie, że katarski gigant mediowy wspiera Bractwo Muzułmańskie, które 25 grudnia 2013 roku zostało uznane za organizację terrorystyczną w Egipcie. Dziennikarze tej stacji byli wielokrotnie atakowani przez demonstrantów oraz aresztowani przez siły policyjne. Część dziennikarzy atakowana była ze względu na teorie, jakoby zagraniczne media przeinaczały fakty związane z sytuacją w Egipcie, i tutaj właściwie każdy obóz, czy to zwolenników, czy przeciwników obecnej władzy, inaczej rozumie to przekłamanie, tym samym skupiając swój gniew na dziennikarzach. W piątek w Egipcie zginęło 15 osób, ponad 100 zostało rannych, 237 zwolenników Bractwa Muzułmańskiego zostało aresztowanych za udział i stosowanie przemocy w czasie demonstracji. Kair zasypiał z pytaniem na ustach, co wydarzy się jutro?

Sobota 25 stycznia. Poranek przywitał większość mieszkańców Kairu hukiem krążących nad miastem helikopterów wojskowych. Już od rana na Placu Tahrir pojawiali się ludzie z flagami i plakatami generała Sisiego, zewsząd słychać było słowa uznania dla Ministra Obrony utożsamianego z nową, stabilną erą w historii Egiptu. Wejścia na Tahrir strzegły siły wojskowe, na Plac można było wejść tylko przez punkty kontrolne, ustawione na wybranych ulicach otaczających Tahrir. Właściwie przez cały tydzień poprzedzający rocznicę przedstawiciele władz zapewniali, że świętowanie trzeciej rocznicy rewolucji będzie przebiegało spokojnie i bezpiecznie, zachęcano całe rodziny do przychodzenia na Tahrir i okazywania poparcia dla zmian, które właśnie dokonują się w kraju.

W tym samym czasie kiedy całe rodziny, trzymając w rękach egipskie flagi podążały na Tahrir, 15 minut spacerem od Placu przeciwnicy wojska ścierali się z jego zwolennikami pod budynkiem Związku Dziennikarzy, a policja rozdzielała walczących za pomocą gazu łzawiącego. Zadaniem policji było niedopuszczenie żadnych antyrządowych demonstracji do Tahriru tak, aby przebieg obchodów rocznicy nie został zakłócony niepożądanymi zajściami. Do starć między zwolennikami Bractwa Muzułmańskiego z ich przeciwnikami oraz policją, ale również zwolennikami obecnego wojskowego rządu z ich przeciwnikami i policją dochodziło w całym Kairze i wielu miastach w kraju.

Co ciekawe, w tym samym czasie atmosfera na Placu Tahrir przypominała rodzinny piknik, dzieci z namalowanymi na policzkach egipskimi flagami bawiły się obok rodziców, którzy kołysali się w takt największego przeboju ostatnich miesięcy „Błogosław wasze ręce” (Tislam al-ayadi), piosenki na cześć egipskiej armii, która stała się niejako hymnem – jest śpiewana przez dzieci w szkołach w czasie porannego apelu. Plac miał być enklawą spokoju i tak też się stało (dopiero po zmroku na Placu rozpoczęły się starcia). Przechadzając się po Tahrirze, co chwilę było się zaczepianym przez osoby chcące się podzielić swoją radością, opowiedzieć o Egipcie, generale Sisim i ich poparciu dla niego. Całościowy obraz sytuacji w mieście ukazywał się dopiero, gdy będąc na Tahrirze, spojrzało się na ukazujące się na Twitterze informacje i zdjęcia, gdzie w danej chwili dochodzi do starć, gdzie policja używa gazu łzawiącego, gdzie armatek wodnych, a gdzie ostrej amunicji, ile osób zginęło, jaki jest bilans rannych. Jednak świat na Tahrirze zdawał się nie dostrzegać, tego co działo się na zewnątrz. Atmosfera zwycięstwa, która panowała na Placu potęgowana sloganami o sile armii i jej głównodowodzącym generale Abd al-Fattahu as-Sisim i piosenkami wychwalającymi dzielność żołnierzy egipskich oraz plakaty, na których generał Sisi porównywany jest do Gamala Abd an-Nasira, przywódcy rewolucji 1952 roku oraz prezydenta Egiptu w latach 1954-1970, to tylko część skomplikowanej układanki, na jaką składa się obecna sytuacja społeczno-polityczna Egiptu.

Demonstracja poparcia dla generała el Sisi. Fot Jonathan Raszad, wszelkie prawa zastrzeżone.

Demonstracja poparcia dla generała el Sisi. Fot Jonathan Raszad, wszelkie prawa zastrzeżone.

 

25 stycznia 2014 roku na Placu Tahrir nie było można spotkać zwolenników Bractwa Muzułmańskiego. Organizacja została zdelegalizowana i pozbawiona przywódców, po aresztowaniach dokonanych po przewrocie 3 lipca 2013 roku, dodatkowo w grudniu 2013 roku została uznana za organizację terrorystyczną. Od sierpnia 2013 r. wielu zwolenników Bractwa trafiło do więzień. W mediach trwa nieustanna nagonka na Bractwo Muzułmańskie, które obwiniane jest o większość krzywd, jakich doznaje społeczeństwo od momentu Rewolucji 25 stycznia. Wystarczy przyjrzeć się wiadomościom w gazetach np. z obchodów rocznicy rewolucji, a przekonamy się, że aresztowani za udział w demonstracjach to zawsze „zwolennicy Bractwa Muzułmańskiego” – informacje podawane za Ministerstwem Spraw Wewnętrznych. Ostatnie dni przyniosły wiele artykułów w takich gazetach jak Al-Ahram czy Al-Masr al-Youm o tym, jak Bractwo Muzułmańskie traci swoje poparcie i wpływy. Gazety odwołują się do dwóch zdarzeń z ostatnich tygodni. Po pierwsze, do zamrożenia aktywów organizacji powiązanych z Bractwem w okresie przed referendum konstytucyjnym, a więc odcięciem możliwości finansowania działań organizacji oraz po drugie, konsekwentnie bardzo niskim procentem głosów oddanych przeciwko konstytucji w referendum. Oba argumenty zdają się nie odpowiadać rzeczywistej sytuacji. Zamrożenie aktywów organizacji afiliowanych przy Bractwie miało służyć odcięciu możliwości kupowania głosów referendalnych. Jest to o tyle ciekawy argument, że Bractwo Muzułmańskie od początku kampanii referendalnej nawoływało do bojkotu referendum, a nie oddawania głosu przeciwko konstytucji. Tak więc argument dotyczący niskiego procenta głosów oddanych na „nie” wpisuje się w retorykę stosowaną przez armię, która ma na celu straszenie Bractwem, nie odnosi się jednak do działalności samej organizacji. Trudno więc w tym momencie powiedzieć, jaki jest procent społeczeństwa popierający Bractwo Muzułmańskie. Sądząc z historii ruchu, przyglądając się również poparciu dla Bractwa wyrażanemu po Rewolucji 25 stycznia, a także działalności organizacji, która prowadzi od lat działalność charytatywną w całym Egipcie, poparcie dla Bractwa Muzułmańskiego może być wyższe niż jest to przedstawiane.

Wśród grup, których na Tharirze trudno było dostrzec, a może i próżno szukać, jest młodzież – ta młodzież, która 25 stycznia 2011 roku była siłą napędową protestów przeciwko Mubarakowi. Tym razem na Plac Tahrir nie wyszli, nie wzięli również udziału w referendum konstytucyjnym. W rozmowach z osobami miedzy 20 a 30 rokiem życia przebrzmiewa gorycz zawodu. Pierwszy zawód spotkał ich, gdy prezydentem został Muhammad Mursi, drugi gdy do władzy doszła armia, którą owszem wsparli przeciwko Bractwu w przekonaniu o potrzebie odsunięcia od władzy formacji religijnej oraz otwarcia nowego rozdziału demokratyzacji kraju. W rzeczywistości dostali, jak sami mówią: kraj bez Bractwa, ale z silną armią będącą de facto armią Mubaraka. Dlatego też, część młodych w referendum udziału nie wzięła, nie dlatego, że popierają Bractwo Muzułmańskie, które do bojkotu wzywało, ale po to, aby pokazać, że nie mają wyboru, ani wpływu na rzeczywistość. Część młodych wzięła udział w referendum, oddając nieważny głos, tym samym pokazując również swoją dezaprobatę dla obecnej sytuacji kraju.

Referendum konstytucyjne, fot Jonathan Raszad, wszelkie prawa zastrzeżone.

Referendum konstytucyjne, fot Jonathan Raszad, wszelkie prawa zastrzeżone.

Część partii politycznych oraz ruchów społecznych zapowiedziała przed rocznicą, że nie będzie uczestniczyła w obchodach rocznicowych na Placu Tahrir. Do nich należał m.in. Front Wyzwolenia Narodowego, składający się z 35 partii związek powstały w grudniu 2012 roku, skierowany przeciwko prezydentowi Mursiemu (jednak część z partii wchodzących w jego skład oficjalnie wzięła udział w obchodach), Partia Nur, konserwatywna partia muzułmańska stworzona po Rewolucji 25 stycznia, a także dwa ruchy młodzieżowe: Ruch 6 kwietnia i Partia Rewolucyjna.

Sobota niestety zakończyła się śmiercią 49 osób, rannych zostało 247 uczestników demonstracji, a 1079 osób zostało aresztowanych, w tym zwolennicy Bractwa Muzułmańskiego oraz przeciwnicy rządzącej obecnie Egiptem armii.

Ostatnie dwa tygodnie w Egipcie pokazały, jak bardzo społeczeństwo egipskie jest podzielone i spolaryzowane, ale również jak bardzo jest zmęczone trzema porewolucyjnymi latami i jak silna istnieje potrzeba stabilizacji. Kampania nienawiści w stosunku do Bractwa Muzułmańskiego oraz tych wszystkich, którzy przewrotu nie poparli ciągnie się nieprzerwanie od pół roku, aresztowania sympatyków Bractwa, zagranicznych dziennikarzy, aktywistów egipskich są na porządku dziennym. W listopadzie 2013 roku, tuż po tym jak zostało wprowadzone nowe prawo zgromadzeń, zapadły dwa bezprecedensowe wyroki, pierwszy dotyczył 12 studentów Uniwersytetu Al-Azhar, którzy za udział w pokojowej manifestacji przeciwko zamachowi stanu zostali skazani na 17 lat więzienia i 65.000 EGP grzywny, drugi dotyczył 21 kobiet w tym 7 nieletnich protestujących w Aleksandrii przeciwko zamachowi stanu, 14 kobiet skazano na 11 lat i miesiąc więzienia, dziewczęta zostały skazane na pobyt w zakładach poprawczych do ukończenia 21 roku życia. Organizacje broniące praw człowieka na całym świecie na czele z Amnesty International rozpoczęły kampanie mające na celu rewizję wyroków. Kobiety zostały zwolnione po miesiącu pobytu w więzieniu, a ich kary zostały zrewidowane. Obrońcy kobiet wskazywali, że wyroki w tej sprawie miały czysto polityczny wymiar.

Podobna w swej wymowie była kampania konstytucyjna. W całym kraju jedynym hasłem widocznym na bilbordach, plakatach i ulotkach było hasło: Tak dla konstytucji. Na części plakatów obok hasła Tak dla konstytucji można było przeczytać: Nie dla terroryzmu, nie dla destabilizacji kraju, nie dla Bractwa. Jedyną kampanią, która nawoływała do pójścia i uczestnictwa w referendum była niewielka kampania finansowana przez Najwyższą Komisję Wyborczą, jej zasięg był bardzo ograniczony i tylko ktoś kto naprawdę chciał się doszukać tego typu kampanii mógł ją znaleźć po długim poszukiwaniu. Kampania konstytucyjna pokazywała tylko i wyłącznie jedną stronę egipskiej sceny politycznej. Część młodych ludzi była szczególnie niezadowolona z tego jednostronnego dyskursu. Ci sami młodzi, którzy w czasie kampanii konstytucyjnej w 2012 roku rozwieszali plakaty i roznosili ulotki mówiące „nie” dla konstytucji pisanej przez Bractwo Muzułmańskie, w tym roku nie mogli uwierzyć, że taka sytuacja, w której jest tylko jedna możliwa opcja, może mieć miejsce w ich kraju.

Niektórzy zwracają uwagę, że mimo iż frekwencja w referendum konstytucyjnym wyniosła 38% – w co większość osób oglądających w telewizji 14 i 15 stycznia kolejki do punktów referendalnych nie mogła uwierzyć – to jednak 98% głosujących poparło linię rządu, opowiadając się za konstytucją. Z drugiej jednak strony należy wziąć również pod uwagę fakt, że społeczeństwo po trzech latach życia w państwie stanu wyjątkowego chce wierzyć, że najbliższy czas przyniesie spokój, o czym zapewnia armia. Czy jednak ta część społeczeństwa nie poparłaby jakiejkolwiek innej frakcji politycznej, gdyby to ona zapewniała, że najbliższy czas przyniesie stabilizację społeczną i polityczną kraju?

Niedziela, 26 stycznia. Dzień po trzeciej rocznicy rewolucji 25 stycznia. W przemówieniu telewizyjnym do narodu tymczasowy prezydent Egiptu Adly Mansour zapowiedział, że po konsultacjach z przedstawicielami armii oraz różnymi środowiskami politycznymi zarządza przygotowania do wyborów prezydenckich, które odbędą się, w przeciwieństwie do propozycji zawartych w tzw. mapie drogowej wydanej po zamachu stanu, przed wyborami parlamentarnymi. Zgodnie z zapowiedzią prezydenta wybory powinny odbyć się między 17 lutego a 18 kwietnia 2014 r. Tym samym Egipt stoi przed kolejną próbą. Najbliższe dni przyniosą na pewno odpowiedź na pytanie zadawane przez wielu Egipcjan, czy generał Sisi wystartuje w wyborach, chociaż tuż po zamachu stanu zapewniał, że tego nie zrobi, styczeń 2014 roku przyniósł zmianę stanowiska, stanowcze zaprzeczenie zmieniło się w ewentualność: „jeżeli lud zechce, wystartuję w wyborach”. „Lud” w 2013 roku chciał obalić demokratycznie wybranego prezydenta, a generał Sisi mu w tym pomógł. Czego zażąda „lud” w roku 2014?

 

Anna Chmielewska –  politolożka, doktorantka na Wydziale Orientalistycznym UW, obecnie przebywa na stażu naukowo-badawczym w Kairze.

 

Na podstawie:

ahram.org.eg,almasryalyoum.com, bbc.co.uk, amnesty.org, al-monitor.com

 

Tekst ukazał się na portalu Maghreb+