Işık Sarıhan z Hayvanlar Alemi – wywiad

Rozesłałem niedawno do wielu muzyków i zespołów propozycje wywiadu, kilka z nich odpowiedziało pozytywnie, niestety póki co udało mi się zrealizować tylko jeden. Na szczęście, patrząc na odpowiedzi wydaje mi się, że dobrze wybrałem do kogo wysłać pytania jako pierwsze. Işık Sarıhan z tureckiego, niezależnego, psych-rockowego Hayvanlar Alemi podszedł do zadania bardzo poważnie i na pytania odpowiadał ze sporym zaangażowaniem. Hayvanlar Alemi to zespół znany mi od dawna, działający bardzo niezależnie. Wywiad nie jest krótki, co zwalnia mnie z potrzeby pisania rozbudowanego wprowadzenia. Starczy oddać głos Işıkowi.

haks2_OYNA-2

Czy lubisz zwierzęta? Masz swoje ulubione?

Rozumiem, że to pytanie jest nawiązaniem do naszej nazwy (Hayvanlar Alemi to po turecku królestwo zwierząt), i jedną rzeczą, którą muszę tutaj zaznaczyć, jest to że powód dla którego wybraliśmy tę nazwę 15 lat temu nie miał zbyt wiele wspólnego ze zwierzętami. Słowo „zwierzę” w tureckim może być użyte jako obelga (trochę jak „bestia” po angielsku, ale bardziej powszechne) dla kogoś niemiłego i zasugerowałem Heyvanlar Alemi jako 14letni dzieciak, bo wydawało mi się takie punkowe i ekspresyjne. To wyrażenie działa trochę inaczej niż po angielsku. Do dzisiaj nie rozumiem dlaczego chłopaki z zespołu polubili tę nazwę i przyjęli ją natychmiast, jako nazwę dla naszej grupy. Wydaje mi się, że po czasie nasz zespół przekształcił się w coś, co pasuje do tej nazwy: nasze muzyczne inspiracje mają w sobie pewien rodzaj egzotyki, który pokrywa się ze światem zwierząt. Z drugiej strony to okropna nazwa od strony praktycznej. Raz mój znajomy, który nie mówi po turecku, powiedział mi, że szukał naszego zespołu na Youtube i znalazł piosenkę, która mu się podobała. Zapytałem go co to za piosenka, a on powiedział, że w tym klipie były jakieś owce na zielonym pastwisku. Okazało się, że znalazł dokument o zwierzętach i spodobała mu się muzyka w tle, myśląc, że to my. Wydaje mi się, że to się zdarza często. Wielu Turków klika „lubię to” na naszej stronie na Facebooku, myśląc, że to strona o zwierzętach. Nawet wrzucają jakieś posty o zwierzętach. W każdym razie, wracając do twojego pytania: Tak, lubimy zwierzęta, na różnych poziomach. Ja lubię koty. I ćmy i jaszczurki. Jestem nawet weganinem, ale to nie ma nic wspólnego z nazwą zespołu. Nie jestem pewien, czy inni członkowie zespołu mają ulubione zwierzę, ale wydaje mi się, że wszyscy dzielimy swego rodzaju fascynację dziwnymi i rzadkimi stworzeniami.

Jak się ma dzisiejsza scena muzyczna w Ankarze? Jak bardzo różni się od tej w Stambule?

Nikt z nas nie mieszka już w Ankarze, więc jesteśmy trochę odłączeni od tamtej sceny od lat, więc nie jestem pewien, czy obecnie istnieje tam jakakolwiek porządna scena niezależna. Oczywiście są sceny subkultur takich jak hip-hopowa czy punkowa, a w latach 90. Ankara miała wielkie podziemie metalowe, ale wydaje mi się, że nie ma tam teraz żadnej niezależnej sceny z kreatywną muzyką. Gdy graliśmy sporo w Ankarze w połowie poprzedniej dekady, było tam najwyżej pięć czy sześć zespołów z którymi mogliśmy wspólnie grać na tych samych wydarzeniach. Nie brzmieliśmy podobnie, ale to była tak mała scena, że musieliśmy trzymać się razem. Teraz każdy z tych zespołów, bez wyjątków, albo się rozpadł albo wyjechał do Stambułu. Nie wiem czy słyszałem jakikolwiek ciekawy zespół z Ankary w ostatnich latach. Czasem można wpaść na niezłe cover bandy w rockowych klubach lub jakieś folkowe kapele tu i tam, ale jeśli chodzi o muzykę eksperymentalną, to nie słyszałem o ani jednym aktywnym projekcie. Wydaje mi się to bardzo dziwne, ponieważ to wielkie miasto z czterema milionami ludzi, aktywnym życiem nocnym, studentami i tak dalej. Myślę, że powinni znaleźć się jacyś ludzie zainteresowani robieniem nowych rzeczy. Przecież nawet jeśli nie ma lokalnej sceny, ludzie inspirują się tym, co słyszą w Internecie. Może są jacyś ludzie, którzy tworzą w sypialni i nie wychodzą z tym na zewnątrz ze względu na brak zorganizowanej sceny. I jest naprawdę mało miejsc otwartych na muzykę eksperymentalną. Być może w muzyce elektronicznej dzieją się ciekawe rzeczy, ale nie śledzę jej uważnie. Z kolei Stambuł to zupełnie inna historia. Zdecydowana większość niezależnych zespołów tureckich w ostatnim półwieczu pochodziła z tego miasta. Ale muszę też powiedzieć, że jestem rozczarowany muzyką ze Stambułu z ostatnich pięciu lat. Bardzo ciekawy okres trwał od połowy lat 90. do końca poprzedniej dekady, kiedy to Stambuł wyprodukował wiele świetnych zespołów, które brzmiały jak nic innego. Niestety dźwięki nowego pokolenia nie brzmią dla mnie zbyt ekscytująco. Wielu z nich jest wkręconych w singer-songwriterstwo, Indie-pop i muzykę elektroniczną co dla moich uszu nie brzmi zbyt kolorowo. Być może jestem trochę staromodny, ale mogę z pewnością powiedzieć, że otwartość, inspiracje muzyką folkową i ostre eksperymentowanie, które uczyniły poprzednią generację zespołów unikalnymi nie jest słyszalna w muzyce nowej generacji. Zawsze, gdy słyszę coś, co wydaje mi się interesujące, okazuje się to być nowym projektem starszych muzyków. Być może nie śledzę tego zbyt uważnie, ale staram się.

Czy obecna sytuacja polityczna, działalność premiera Erdogana, sprawa z blokowaniem Twittera i protesty w parku Gezi wpływają na waszą działalność i na muzyków ogólnie?

Protesty w Gezi były inspirujące dla wielu muzyków i doprowadziły do sporej ilości nowej muzyki ostatniego lata, dziesiątki zespołów i muzyków pisało piosenki aby wesprzeć protesty jeszcze w trakcie ich trwania. Mówimy tutaj oczywiście o konkretnej części społeczeństwa, dużo więcej ludzi postrzegało protesty jako bezprawną próbę obalenia rządu. Inne nowe i ciekawe działanie wynikające ze spotkania polityki i muzyki, które upowszechniło się od protestów w Gezi to pomysł cięcia fragmentów przemów polityków (zwykle Erdogana) i remiksowania ich w utwory muzyczne, zwykle w sposób zabawny i dekonstruktywny. Przez ostatni rok na tureckiej scenie politycznej wydarzyło się bardzo dużo, na początku towarzyszyła nam atmosfera nadziei, która ustąpiła miejsca depresji i desperacji. Jestem bardzo ciekawy, jak to wszystko odzwierciedli się w muzyce, która będzie wyprodukowana w najbliższym czasie. My, Hayvanlar Alemi, nie nagraliśmy niczego od tego czasu, ale wyobrażam sobie, że jeżeli pisalibyśmy piosenki w ostatnim roku, miały by one ciemniejsze i bardziej szorstkie brzmienie, lub jaśniejsze, z powodów terapeutycznych.

Zespół składa się z czterech członków, jednak czasem gracie jako duet lub trio, jak to działa?

Dopasowujemy repertuar. Mamy piosenki, które gramy jako duet, takie, które gramy jako trio i inne, przeznaczone dla kwartetu. Zawsze możemy też improwizować, tak jak robiliśmy to w naszych wczesnych latach, jednak ostatnio robimy to rzadziej.

Pracujecie w różnych obszarach poza Hayvanlar. Czy pomaga wam to w tworzeniu muzyki i jak dużą częścią waszych żyć jest zespół?

Ma to swoje pozytywne i negatywne efekty. Nasze studia i prace zmuszają nas do życia bardzo daleko od siebie, więc nie możemy zbyt często się spotykać i grać, nagrywać i pisać nowy materiał. Czasem sytuacja jest dosyć ekstremalna: większość naszego nowego albumu Twisted Souvenirs została nagrana w trasie, podczas koncertowania, niektóre z utworów były nagrywane o 9 rano, ponieważ był to jedyny możliwy moment, nie mieliśmy szansy nagrać więcej niż dwóch czy trzech podejść. Cała sytuacja ze studiami i pracą nie pozwala nam też wyjechać w dłuższą trasę. Bardzo bym chciał móc przeznaczyć więcej czasu dla zespołu. Byliśmy dużo bardziej produktywni, gdy mieszkaliśmy w Ankarze. Dobra rzecz wynikająca z posiadania profesji innych niż muzyka jest taka, że paradoksalnie pozwala nam to utrzymać zespół razem i daje nam na finansową niezależność. Nie musimy zarabiać na muzyce i stawać się bardziej popularni, żeby utrzymać zespół. Jesteśmy paczką kumpli ze szkoły, którzy razem dorastali, którzy grają i nagrywają kiedy tylko mogą.

Możesz polecić trochę świeżej muzyki z Turcji?

Tak jak mówiłem, większość interesujących projektów, które znam z Turcji to projekty ludzi z mojego pokolenia (będący około trzydziestki) lub starszych, więc ta muzyka nie do końca jest „świeża”. W każdym razie, Pitohui to fajny, nowy zespół rockowy, założony przez doświadczonych graniem w innych kapelach muzyków. Gaye Su Akyol, śpiewaczka i multiinstrumentalista, która gra już od dłuższego czasu w innych projektach, wydała w końcu solowy album. Słyszałem dopiero jeden utwór, ale był bardzo dobry, więc sądzę, że reszta też powinna być niezła. Wydaje mi się, że ten album to mieszanka muzyki klasycznej i pewnego rodzaju alternatywnego rocka. „Alpman” to koleś, który robi niezłe retro rzeczy, instrumentalny, filmowy funk. Kolsuz Kahraman Wang Yu tworzy mash-upy starego, tureckiego folk rocka i fragmentów filmów. Słyszałem też ostatnio o projekcie „Kaosmos”, dziewczyna grająca imponującą mieszankę muzyki klasycznej, ambientu i minimalu na fortepian i sytnezator.  Dosyć często słyszę też różne odmiany awangardowego jazzu. Są też inne rzeczy, ale to wszystko, co na tę chwilę pamiętam.

To wy uderzyliście do Sublime Frequencies czy to oni odnaleźli was? Jak się z nimi pracuje?

Początkowo to my odezwaliśmy się do Alana Bishopa, który grał na basie w Sun City Girls i jest jedną z osób, które współtworzą Sublime Frequencies. Ma on też wytwórnię Abduction. W 2006 roku wydaliśmy w Turcji nasz pierwszy album, Gaga i napisaliśmy do Alana czy nie rozważyłby wydania tego w Abduction. Odpowiedział, że album mu się podoba, ale nie wydaje już takich rzeczy. Po „Gaga” kontynuowaliśmy wypalanie CD-rów i wrzucanie naszych dokonań do Internetu. Dwa lata później Alan napisał do nas, że słyszał nasze nowe nagrania i może pomóc nam wydać je jako kompilację w Stanach. Na początku próbował podrzucić nas innej wytwórni, bo nie do końca pasowaliśmy do Sublime Frequencies, oni nie mieli tam współczesnych zespołów rockowych, ale ostatecznie wylądowaliśmy w Sublime. Wyselekcjonowaliśmy więc składankę, dograliśmy trzy nowe utwory i w ten sposób powstał album Guarana Superpower. Świetnie się z nimi pracowało. Każdy muzyk wie, że praca z wytwórnią może być niezwykle frustrująca, możesz się czuć jak niewolnik, trzeba zmagać się ze straszną biurokracją, nie dostajesz kasy, a oni są właścicielami muzyki. Z Alanem byliśmy na tym samym poziomie i czuliśmy się bardzo niezależni. Czuło się, że mamy do czynienia z kimś, kto prowadzi tę wytwórnię ze względu na muzykę i szanuje muzyków, których ma wydać. Idealna osoba do wspólnej pracy i jeden z najbardziej inspirujących muzyków naszych czasów. Co do nowej muzyki: sprawdź jego nowy, kairski projekt The Invisible Hands.

Planujecie jechać w trasę z Twisted Souvenirs?

Tak, dwa tygodnie, późny wrzesień i wczesny październik 2014 – Niemcy, Holandia, Belgia i może coś jeszcze. Pracujemy teraz z Unrock, wytwórni z Krefeld w Niemczech, więc zdecydowaliśmy się na trasę w tym rejonie. Właściwie mieliśmy jeździć w czerwcu, ale jakiś europejski turniej piłkarski zmusił nas do przełożenia trasy. [Musiałem dopytać – Isik nie mówił tego ironicznie, po prostu zupełnie nie orientuje się w świecie piłki nożnej]

Tytuły waszych piosenek brzmią dla mnie abstrakcyjnie – Guarana Superpower, Geneva Incident, niektóre po turecku, inne po angielsku – nie macie żadnych tekstów, więc tytuły z nich nie pochodzą – w takim razie skąd?

Zwykle tytuły po prostu wpadają nam do głowy. Ma to zwykle związek z nastrojem, jaki tworzy muzyka i wizualnymi skojarzeniami jakie z niej wypływają i tworzą się w naszych głowach. Może to też być spowodowane efektem, jaki chcemy wywołać u słuchacza. Może to też być zupełnie niejasne i osobiste – trudno byłoby mi wytłumaczyć nawet sobie dla czego, na przykład, pokusiliśmy się aby nazwać ten album akurat Guarana Superpower a nie zupełnie inaczej. Ale nie jest to też losowe. Czasem ma to związek z innym utworem z płyty, aby ją wewnętrznie zintegrować lub z rzeczami, które dzieją się w tym czasie z zespołem, z tym, co nas aktualnie interesuje. Zdarza się też, że odnosi się to do kontekstu, w którym utwór powstał. Przykładowo, piosenka Geneva Incident urodziła się z improwizacji na koncercie w Genewie.

Uwielbiam waszą interpretację Yekermo Sew – skąd ten pomysł, dlaczego akurat ta piosenka?

Jesteśmy fanami etiopskiej muzyki lat 70. W innych piosenkach również możesz usłyszeć te inspiracje. Wydaje mi się, że pewnego dnia podczas próby Özüm po prostu zaczął grać tę piosenkę a ja stwierdziłem, że to dobry pomysł aby to nagrać. Wydawało mi się na początku, że zrobimy to bardziej jazzowo, ale chyba po prostu tak mamy, że wszystko gramy zawsze głośniej i głośniej, więc ostatecznie wyszła z tego rockowa wersja. Po nagraniu okazało się, że jest to ulubiony utwór wielu ludzi, sporo fanów na koncertach ją rozpoznaje, gdy ją gramy. I całkiem sporo zespołów ją coverowało, ale, w przeciwieństwie do nas, zwykle są to zespoły specjalizujące się w tym całym etiopskim jazz-soul-funku.

Możecie być odbierani po prostu jako zespół psychodeliczno-rockowy, ale wasza muzyka jest do pewnego stopnia zdecydowanie turecka. Macie swoich ulubionych tureckich muzyków, czego słuchaliście w młodości?

Czego dokładnie słuchaliśmy to bardzo długa historia i nie damy rady teraz się tym porządnie zająć. Muzyka Turcji to tylko jedna z wielu naszych inspiracji. To ich integralna część, ale nie chcielibyśmy, żeby została przeceniona. Przykładowo, na Guarana Superpower nie ma żadnych wyraźnych nawiązań do muzyki tureckiej, melodie, które mogły brzmieć turecko, wywodzą się z muzyki indonezyjskiej, afrykańskiej, bhangra czy flamenco, tego typu spraw. Ale skoro jesteśmy z Turcji, ludzie mają tendencję do słyszenia w naszej muzyce więcej tureckości niż w rzeczywistości się jej tam znajduje. To z kolei prowadzi do kategoryzowania nas jako „world music” w sklepach muzycznych i zagranicznych stacjach radiowych, czego nie lubimy. Wolimy mniej egzotyzującą i nie odnoszącą się do pochodzenia klasyfikację – psychodeliczny folk rock, rock instrumentalny, czy coś w tym stylu. Mieliśmy okres, na początku poprzedniej dekady, w którym bardziej eksplorowaliśmy turecką muzykę folkową i brzmieliśmy bardziej anatolijsko, czasem używaliśmy nawet folkowych instrumentów na scenie. Było to częściowo rezultatem stambulskiej sceny eksperymentalnej końca lat 90., którą byliśmy zafascynowani, a do której zaliczały się takie zespoły jak Baba Zula, Zen, Replikas i Nekropsi. Kapele te reprezentowały różne podejścia do rocka, ale stworzyły coś unikalnego, gdy zajęły się lokalną tradycją muzyczną. W tym czasie reaktywowała się też kapela Moğollar, grająca rock anatolijski w latach 60. i niektóre z ich nowych nagrań były dla nas bardzo inspirujące, niektórzy z nas słuchali też gości takich jak Cem Karaca i Erkin Koray. Ale prawdziwą głębię tureckiego folku, nagranego w latach 60. i 70. odkryliśmy dużo później. Oczywiście od dzieciństwa byliśmy wystawieni na mnóstwo folku i muzyki popularnej z tradycyjnymi elementami. Ale jako że zaczynaliśmy karierę jako heavy metalowe dzieciaki, zajęło nam  to trochę, zanim sięgnęliśmy na serio po folk i wprowadziliśmy jego elementy do tego, co robimy. Ale wydaje mi się, że jako dzieciaki, byliśmy bardziej zafascynowani psychodeliczną i progresywną częścią klasycznego rocka oraz totalnie niezależnymi gościami jak Frank Zappa i Captain Beefheart, co nauczyło nas otwartości, która pomogła nam eksperymentować z muzyką tradycyjną. Jednak wydaje mi się, że to co uczyniło naszą muzykę taką jaka jest dzisiaj, to ucieczka od formuły tureckich zespołów, które nas inspirowały. Przez formułę mam na myśli granie muzyki zakorzenionej w rocku, z eksperymentalnym podejściem do dźwięku i struktury z dodatkiem lokalnych tradycji jako inspiracji. Ale nie chcieliśmy zatrzymać się przy naszej lokalnej muzyce tradycyjnej. Chcieliśmy też dołożyć między innymi azjatycką, południowoamerykańską, rosyjską, jamajską czy afrykańską.

Pisałem jakiś czas temu artykuł o Barisie Manco i jestem zakochany w jego działalności. Oglądaliście jego szalone programy dla dzieci?

Tak, czasem. Wolałem ten program (a może to była część tego samego?) gdzie podróżował po świecie.

Czego obecnie słuchacie?

Przy takim bogactwie Internetu i tylu rzeczach do odkrycia, to zmienia się codziennie. Odkryłem ostatnio, że istnieje coś  takiego jak muzyka indo-karaibska, produkowana w miejscach takich jak Surinam i Trynidad przez muzyków, którzy są potomkami ludzi, którzy wyemigrowali z Indii jako robotnicy ponad sto lat temu. Staram się więc wejść w to głębiej, trafiam też od czasu na rzeczy z Pakistanu i Indii. Byłem w zeszłym roku całkiem wkręcony w starą włoską muzykę filmową i w zespoły, które próbują ją dzisiaj odtworzyć, lubię też pop i rock z lat 70. z byłych republik radzieckich. Mam czasem okresy południowoamerykańskiej cumbii. Staram się też być na bieżąco ze współczesnym rockiem psychodelicznym. Swans są jedną z najlepszych współczesnych kapel, rzadko słucham ich w domu, ale zdecydowanie są najbardziej imponujących zespołów na dzisiejszej scenie, razem z Earth. Özüm mówił mi ostatnio, że teraz słucha Witch, Witchcfart, Henry Purcella, Martina Maraisa, Therapy? I Gang Gang Dance. Jestem pewien, że w momencie, w którym piszę te słowa, jest już wkręcony w coś zupełnie innego.

 Zdajecie się być bardzo niezależni w swojej karierze, ale jak radzą sobie z tym inni muzycy tureccy? Jak wygląda wasz rynek muzyczny?

Możemy być bardzo niezależni muzycznie, bo nie zarabiamy na tym prawie nic i na życie zarabiamy innymi rzeczami. Inaczej mogłoby to wcale nie działać. Większość niezależnych muzyków w Turcji, nawet jeśli są całkiem znani i którzy grają znacznie częściej niż my, zwykle mają na boku inne zajęcia i prace. Wydaje mi się, że pod tym względem turecki rynek muzyczny wygląda jak każdy inny na świecie. Wielkie dzięki za wywiad!

Źródło: Radio Orient