Sabra i Szatila w Bejrucie

liban 416 Zdjęcia zostały wykonane przeze mnie w obozie Sabra i Szatila w Bejrucie, który dla Palestyńczyków jest miejscem szczególnym. Na rozkaz Ariela Szarona izraelskie oddziały wkroczyły do Bejrutu 15 września pod pretekstem rozprawy z  palestyńskimi, jak wtedy fałszywie utrzymywano, zabójcami prezydenta-elekta, czego skutkiem było 88 ofiar śmiertelnych i 254 rannych. Dobę później pod osłoną nocy 150-osobowy oddział falangistów, wspierany przez izraelskich snajperów rozmieszczonych na dachach wieżowców  i wykorzystujący zainstalowane tam reflektory, wkroczył na teren obozu otoczonego przez Izraelczyków. Przez następne 36 godzin trwała masakra – jak później dowiedziono – nieuzbrojonej ludności, w tym kobiet i dzieci. Nie interweniował ani libański rząd, ani obecne w kraju oddziały Ligi Arabskiej. Dnia 16 grudnia 1982 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ potępiło masakrę  i oficjalnie uznało ją za akt ludobójstwa[1]. Dzisiaj nieopodal obozu znajduje się cmentarz, na którym pogrzebano 800 ofiar, a w sercu Sabry i Szatili stoi symboliczny grobowiec z nazwiskami ofiar. Ówcześni dowódcy wojskowi dziś są czołowymi izraelskimi politykami. Celowe działanie Izraelczyków nie zostało udowodnione, mimo licznych, makabrycznych zeznań świadków (jak te o grzebaniu ciał zabitych izraelskimi buldożerami) i niezliczonych publikacji prasowych. Tygodnik „Time” w artykule z 21 lutego 1983 roku uznaje Szarona bezpośrednio odpowiedzialnym za masakrę. Szaron przegrał proces o zniesławienie w amerykańskim sądzie. Izrael powołał specjalną komisję do zbadania ewentualnej izraelskiej odpowiedzialności, ale ograniczyła się ona tylko do nieprzedłużania kadencji ówczesnego szefa sztabu. W ostatnich latach w obu krajach wielokrotnie próbowano rozliczyć się z poczuciem zbiorowej odpowiedzialności za grudniowe wydarzenia za pomocą form artystycznych. Niestety politycy wciąż pozostają obojętni na te inicjatywy.

 liban 417liban 418

 

Obecnie w Libanie w dwunastu obozach stale zamieszkuje ponad 422 tysiące zarejestrowanych uchodźców palestyńskich[2]. Liban jest drugim miejscem po terytoriach okupowanych, pod względem liczby obozów. Biorąc pod uwagę, że definicja uchodźcy według UNRWA jest stosunkowo wąska, liczba Palestyńczyków faktycznie zamieszkujących libańskie obozy z pewnością jest znacznie większa. W 2004 roku w strukturach ONZ w Libanie rozgorzała dyskusja na temat tego, w jaki sposób objąć mandatem agendę uchodźców przybyłych pod koniec lat sześćdziesiątych. Ich liczba jest szczególnie duża, a jako niezarejestrowani nie mają prawa nawet do podstawowej opieki medycznej czy edukacji; często nie posiadają nawet dowodów tożsamości[3]. Według danych szacunkowych, Palestyńczycy stanowią prawie 10 procent populacji Libanu, co – w oparciu o teorie socjologiczne – uzasadnia niechęć ze strony Libańczyków. Rzeczywisty odsetek Palestyńczyków jest na pewno dużo większy. Obozy w Libanie, tak jak na całym Bliskim Wschodzie, nie zajmują wydzielonych terenów. Pierwszych Palestyńczyków na terenie tego kraju często umieszczano w blokach mieszkalnych, które potem były opuszczane ze względu na ciasnotę, a w ich sąsiedztwie budowano prowizoryczne osiedla[4] wrastające w ubogie przedmieścia lub, tak jak Sabra i Szatila, tworzące śródmiejskie slumsy. Miejscowa biedota, a także imigranci zarobkowi z innych państw arabskich i inni uchodźcy (głównie Irakijczycy) żyją tam razem z Palestyńczykami. Niezwykle trudne jest zatem przeprowadzanie ewidencji mieszkańców i kontrola ludności napływowej. Brak wyraźnej granicy między obozem i dzielnicami mieszkalnymi, dawne granice zostały wchłonięte przez zabudowania, nie ma też żadnej zewnętrznej straży czy służby porządkowej (na mocy umowy kairskiej). Istniejąca straż obozowa to często młodzi chłopcy z kałasznikowami, trudno wykluczyć u nich inklinacje ekstremistyczne.

liban 419liban 420Warunki życia w obozach nie odpowiadają żadnym normom i wedle wszelkich miar urągają godności ich mieszkańców. Właściwie nie ma perspektyw na ich poprawę – konfesjonalizm, z tak wielkim trudem wypracowany kompromis między różnymi grupami zamieszkującymi Liban, uniemożliwia przyznanie obywatelstwa Palestyńczykom i realizację ich aspiracji. Dyskryminacja uchodźców jest tym, co zagraża Libanowi najbardziej, skłania liban 422ludzi do przemocy i aspołecznych zachowań, czyni obozy podatnym gruntem nie tylko dla islamskich bojowników, ale wszelkiego rodzaju przestępców. U Palestyńczyków zaczyna być widoczny syndrom wyuczonej bezradności. Nawet specjaliści – lekarze czy prawnicy – są pozbawieni prawa do pracy, utrzymują się albo dzięki pomocy krewnych z zagranicy, albo ze środków pomocy humanitarnej. Na każdej ścianie widnieją propagandowe, martyrologiczne plakaty męczenników, ojca narodu Arafata i wszelkich przeciwników Zachodu, na przykład Saddama Husseina, wzywające do zbrojnego oporu. Przeludnienie pogłębia problemy sanitarne. Nieszczelna kanalizacja czy samowolna elektryfikacja zagrażają bezpieczeństwu, szerzą się alergie i choroby, zwłaszcza wśród małych dzieci.

Zaskakiwać może duża stratyfikacja społeczna w obozach. Obok żyjącej na marginesie społeczeństwa underclass, duża część ludności żyje na poziomie klasy średniej, albo przynajmniej stwarza takie pozory, kupując samochody, skutery, firmową odzież. Woli zostawić swoje pochodzenie za bramą obozu niż oszczędzać i zmienić miejsce zamieszkania na skromne, ale w innej dzielnicy. Dotyczy to głównie niewielkiej grupy młodych ludzi pracujących lub uczących się poza obozem. Nawet te rodziny, którym udało się podnieść standard życia, rzadko wyprowadzają się w odlegle rejony i kupują mieszkania na obrzeżach obozu, co jeszcze bardziej rozmywa jego granice. Można powiedzieć, że uchodźcy przywiązują tak wielką wagę do utraconych historii, majątków, domostw, ponieważ pamięć o nich to jedyne, co pozwala na określenie swojej przynależności. Mimo swoistego kompleksu palestyńskości nie potrafią zerwać z tym mitem. Spacerując po ulicach obozu, można odtworzyć kolejność wprowadzania się do poszczególnych grup domów – najstarsze są zadbane i przypominają te z innych dzielnic, podczas gdy zamieszkanie później to piętrowe slumsy[5]. Poważnym problemem jest też dostęp do darmowej edukacji wśród uchodźców. Podczas gdy diaspora palestyńska należy do najlepiej wykształconych społeczności imigrantów na świecie, w obozach znajdują się tylko szkoły podstawowe i przysposobienia zawodowego. Jedynie w Libanie działa sześć gimnazjów przeznaczonych dla uchodźców palestyńskich[6], co oczywiście nie odpowiada rzeczywistemu zapotrzebowaniu. Nieliczni uchodźcy, którym udaje się skończyć szkolę średnią i dzięki stypendiom dostać się na studia, często, mimo deklarowanego oddania sprawie palestyńskiej, ukrywają swoje obozowe pochodzenie, przeprowadzają się do prestiżowych, choćby przesadnie drogich dzielnic, jak na przykład Hamra[7], uważając, że krewni i znajomi pozostający w obozie sami są temu winni.

OLYMPUS DIGITAL CAMERAliban 437Libańskie władze prowadzą wobec Palestyńczyków ambiwalentną politykę. Z jednej strony mamy pozytywne symbole, solidarność ze sprawą palestyńską, nienawiść wobec Izraela, na mapach nie widnieje państwo Izrael, ale okupowana Palestyna; z drugiej problemy uchodźców są lekceważone czy wręcz negowane. Rząd nie ma znacznego udziału w finansowaniu (choć biorąc pod uwagę, że około jedna trzecia budżetu państwa libańskiego pochodzi z pomocy zagranicznej z USA, trudno się temu dziwić) czy choćby koordynowaniu pomocy. Nie ma programów wspomagających niwelowanie różnic czy asymilację uchodźców. Biorąc pod uwagę tempo przyrostu naturalnego w palestyńskiej populacji, tę politykę zaniechania należy uznać za nieodpowiedzialną. Sami Libańczycy uważają Palestyńczyków za ludność obcy i rzadko się z nimi solidaryzują (pracownicy UNRWA podkreślają, że wśród wolontariuszy czy osób zainteresowanych pomocą i sytuacją w obozach właściwie nie ma libańskiej młodzieży[8]). Uchodźcy natomiast, porównując swoją sytuację z warunkami życia rodaków w innych krajach, zwłaszcza w Jordanii, przyjmują postawy antyspołeczne i antypaństwowe. Taka sytuacja może być zgubna dla delikatnej struktury państwa libańskiego.

 

Wiosną 2012 roku ponownie odwiedziłam Liban, aby przekonać się, że sytuacja Palestyńczyków właściwie się nie zmieniła.

 


[1] Tekst dokumentu przyjętego przez Zgromadzenie Ogólne 16 grudnia 1982. A/RES/37/123(A-F) UN General Assembly.

[2] Public information office, UNRWA headquarters, Gaza, marzec 2009.

[3] Informacje uzyskane od libańskich pracowników UNRWA i ESCWA na przełomie lipca i sierpnia 2009 r.

[4] Przy wjeździe do Sabry i Szatili w zachodnim Bejrucie straszą ruiny takich bloków zdewastowanych w czasie wojny.

[5]     Patrz Aneks II: galeria zdjęć z obozu Sabra i Szatila.

[6]     Public information office, UNRWA headquarters, Gaza, marzec 2009 r.

[7] Wnioski na podstawie osobistych obserwacji, rozmów z libańskimi Palestyńczykami i przedstawicielami organizacji międzynarodowych w okresie lipiec–sierpień 2009 r.

[8] Ibidem.